Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Andrzej Chwalba, Okupowany Kraków (rozmowa)


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Rozmowa przeprowadzona przez Ritę Pagacz-Moczarską dla Alma Mater (64) 2004 (numer specjalny)


- Jakie nastroje panowały w Krakowie tuż przed wkroczeniem do miasta pierwszych oddziałów niemieckich 6 września 1939 roku?

Krakowianie, podobnie jak mieszkańcy innych miast Rzeczpospolitej, nieco inaczej wyobrażali sobie przebieg tej wojny. Sądzili, że będzie podobna do I wojny światowej, że będzie długa, pozycyjna, męcząca itd. Niektórzy mieli nadzieję, że Niemcy nie dojdą do Krakowa. Inni liczyli na to, że armia polska pokona armię niemiecką a tymczasem działania wojenne toczyły się inaczej. Nastroje były kiepskie. Nadchodziły niepokojące wieści o cofaniu się wojsk polskich, o stratach jednostek pod Pszczyną. Panikę budziły bombardowania. Po mieście, do którego napływali uciekinierzy ze Śląska, krążyły pogłoski, że pozostawanie w Krakowie może okazać się niebezpieczne nie tylko dla młodzieży. Stąd wielu krakowian już w pierwszych dniach września zdecydowało się na opuszczenie podwawelskiego grodu. Masowo wykupywano towary ze sklepów. Zdarzały się rabunki. Plądrowanie opuszczonych przez właścicieli magazynów i hurtowni oraz zbombardowanych fabryk ułatwiał rozkaz zaciemniania mieszkań i miasta. 3 września po raz ostatni zabrzmiał nad miastem hejnał z wieży mariackiej. Następny można było usłyszeć dopiero 24 grudnia 1940 roku. Szacuje się, że w pierwszych dniach września Kraków opuściło co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób. Niemal wszyscy kierowali się na wschód, licząc, że tam uda się bezpiecznie przeczekać wojnę. Wśród opuszczających miasto byli przedstawiciele władz miasta, radni miejscy, władze szkolne, wojewódzkie, urzędnicy, pracownicy służb miejskich, nawet strażacy.


- Ale wracali po kilku dniach, po kilku tygodniach...

Jeśli przeżyli naloty niemieckie, bo jak wiadomo Niemcy bombardowali uciekinierów, i jeśli nie dostali się do niewoli sowieckiej. Trzeba pamiętać, że trudno było dostać się z powrotem do Krakowa. Nie kursowały przecież pociągi, a drogi były bardzo niebezpieczne. Jednak faktycznie do końca października sporo osób do Krakowa wróciło. Na miejscu najczęściej zastawali splądrowane mieszkanie.

Pierwsze oddziały niemieckie około godziny 6 rano wjechały do Krakowa od Mostu Piłsudskiego.

Pozostałe jednostki niemieckie dotarły do centrum ulicami Karmelicką i Szewską. W towarzystwie licznych dziennikarzy wojennych, którzy filmowali m.in. sceny częstowania cukierkami polskich dzieci, Niemcy kilkakrotnie okrążyli Rynek. Jeszcze tego samego dnia wydane zostały szczegółowe rozporządzenia, m.in. ogłoszono godzinę policyjną. Przez najbliższe tygodnie w mieście, zresztą tak jak w całej okupowanej Polsce, władzę sprawował Wehrmacht.


- Od 12 października 1939 roku Kraków pełnił rolę stolicy Generalnego Gubernatorstwa, na Wawelu znajdowała się siedziba Hansa Franka. Dziś mówi się, że w związku z tym nasze miasto znajdowało się w sytuacji uprzywilejowanej. Jak zatem toczyło się życie w okupowanym Krakowie?

Jeśli mówimy o uprzywilejowaniu, to raczej niemieckiego miasta Krakau znajdującego się w ramach Generalnej Guberni, z tytułu jego niemieckiej stołeczności. Niemcy planowali stworzyć tu Norymbergę Wschodu, nowe miasto Veita Stossa. Hans Frank - jako władca tzw. „GG”, „Frankonii” lub „gengewu” – chciał by miasto stało się znaczącym ośrodkiem nauki i kultury niemieckiej, by było schludne i zadbane. By to osiągnąć, niezbędne stało się powiększenie jego granic, ograniczenie chaotycznej rozbudowy i stworzenie nowych niemieckich inwestycji, Powstawały więc: nowa zachodnia dzielnica, nowe linie kolejowe, drogi, pasy zieleni, linie wodociągowe i kanalizacyjne. Remontowano stare budynki, wznoszono gmachy publiczne, obiekty usługowe, garaże, magazyny, budynki mieszkalne, podczas gdy w innych miastach, np. w Warszawie, było to nie do pomyślenia. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że niemiecki plan dla Krakau ze stycznia 1942 roku zakładał, że po wymordowaniu Żydów Polacy zostaną przesiedleni do Podgórza. Stare Miasto wraz z pozostałymi, wyremontowanymi, unowocześnionymi dzielnicami historycznego Krakowa miało być wyłącznie niemieckie. Na prowadzonej wówczas z ogromnym rozmachem rozbudowie miasta Polacy zyskiwali więc o tyle, że mieli po prostu pracę. Więcej zyskali dopiero po ucieczce Franka.


- W piątym tomie Dziejów Krakowa, opisującym miasto podczas okupacji, zwraca Pan uwagę, że to uprzywilejowanie Krakau przekładało się również na życie społeczne, że działało filharmonia, funkcjonowało kino...

Pewne korzyści przychodziły mimochodem. Niemcy prowadzili inwestycje, ale niemieccy robotnicy znajdowali się na frontach: wschodnim bądź zachodnim. Polacy byli na miejscu, więc siłą rzeczy to oni podejmowali pracę. Polskie firmy budowlane, podobnie jak budowlany przemysł, znakomicie prosperowały. Nie najgorsze, jak na owe instytucje, które w pierwotnym założeniu miały służyć wyłącznie im, jak np. właśnie filharmonia. Początkowo w repertuarze dominowali mistrzowie niemieccy, włoscy i czescy. Ale później w Filharmonii Państwowej Generalnego Gubernatorstwa grywano nawet Chopina i Moniuszkę. W pewnym sensie wynikało to z przekonania Hansa Franka, że Chopin był Niemcem. Ale stopniowo filharmonia stawała się dostępna również dla Polaków. A kiedy dyrygentem został Hans Swarowsky, repertuar „polskich” koncertów wzbogacił się jeszcze o Noskowskiego, Karłowicza, Żeleńskiego, Różyckiego. W tej jednej z najlepszych wówczas orkiestr Europy grali znakomici polscy muzycy. Znamienne, że krakowskie podziemie nie potępiło ich, podobnie jak nie potępiono chodzącej na koncerty polskiej publiczności.

Po wojnie upomnienia dostawali tylko ci, którzy podawali rękę Frankowi przyjmując od niego gratulacje. Polska publiczność bywała także w Teatrze Słowackiego, który we wrześniu 1940 roku przemianowano na Państwowy Teatr GG. Od 1944 roku chodziła również do teatru znanego dziś pod nazwą Teatr Stary. Znakomitą frekwencją cieszyło się w Krakowie sześć kin. Nie skutkowały hasła typu: „Tylko świnie siedzą w kinie, a bogatsze, to w teatrze”, ani ostrzeżenia, że z tego powodu można być narażonym na pewne przykrości. Ludzie chcieli choć na chwilę wyjść z domu i oderwać się od rzeczywistości. Takie były realia.


- Z drugiej jednak strony nie można Krakowowi zarzucić bierności - był drugim po Warszawie ośrodkiem konspiracji wojskowej i cywilnej. Tu również doszło do kilku ważnych akcji, m.in. do próby zamachu na Hansa Franka...

Istotnie - w styczniu 1944 roku grupa bojowa Kedywu wysadziła pod Grotkowicami pociąg, którym Hans Frank jechał do Lwowa na uroczystości związane z rocznicą objęcia władzy przez Hitlera. Ta najbardziej znana, choć nieudana próba zamachu na Hansa Franka, jest przykładem ogromnej determinacji polskiego podziemia, ale też dowodem na to, ze Armia Krajowa miała swoich agentów wśród oficerów niemieckich, dzięki którym przekazywane były szczegółowe informacje dotyczące m.in. podróży generalnego gubernatora. Stąd Hans Frank był zaskoczony nie tyle samym zamachem, ile tym, jak informacje o jego wyjeździe do Lwowa wydostały się na zewnątrz. On przecież nie miał wśród swojej świty Polaków. W Krakowie zorganizowano również z udziałem żołnierzy warszawskiego „Parasola” zamachy na Wilhelma Koppego i Friedricha Krügera – wysokich funkcjonariuszy niemieckich, niestety także nieudane. Tu pod przewodnictwem Adama Ronikiera - m.in. w wynajętym od Ksawerego Pusłowskiego pałacyku przy ulicy Potockiego, a dzisiejszej, Westerplatte - działała Rada Główna Opiekuńcza, która pomogła tysiącom ludzi. Kraków był drugim centrum konspiracji wojskowej i cywilnej, rozbudowanej dodatkowo o konspirację oświatową, naukową artystyczną sportową partyjną. Ale trzeba pamiętać, że w warunkach tej dramatycznej okupacji, gdzie tak wielu ludzi było mordowanych, działalnością konspiracyjną początkowo objęta była bardzo wąska grupa ludzi. Nie każdy przecież się do tego nadawał. Sieć konspiracyjna rozrastała się stopniowo, a jej eksplozja przypada na rok 1944.


- A Pana zdaniem najtrudniejszy moment dla krakowian podczas okupacji to...?

Czerwiec 1940 roku i klęska Francji. To był zdecydowanie najgorszy okres. Upadła nadzieja Polski na możliwie szybkie rozstrzygnięcie wojny. Walczyła jeszcze osamotniona Anglia. W perspektywie byli Sowieci i panujący w Europie Niemcy. Ludzie popadali w depresję, odnotowano nawet zwiększoną liczbę samobójstw.


- Na Uniwersytecie Jagiellońskim pamiętamy o słynnej Sonderaktion Krakau. Czy w Krakowie zdarzały się jakieś inne akty terroru?

Początkowo wielu krakowian patrzyło na Niemców przez różowe austriacko-galicyjskie okulary, z perspektywy dobrych kontaktów z elitami Wiednia, a także przedwojennego Monachium. Nie widziano w Niemcach okrutników, sadystów, morderców, po części też i dlatego, że nie dość dobrze orientowano się w doktrynie nazistowskiej. Dlatego też Sonderaktion Krakau odczytano w Krakowie jako zabezpieczenie się Niemców przed 11 listopada, a niejako początek akcji niszczenia polskiej inteligencji. Stalin robił to na Wschodzie, w Katyniu, a Niemcy robili to w Polsce. Stąd zginęło tak wielu nauczycieli, archiwistów, sędziów, adwokatów. 9 listopada 1939 roku w Krakowie miała miejsce tzw. Zweite Sonderaktion Krakau, w ramach której uwięziono 32 profesorów szkół średnich z czterech krakowskich liceów, a w kolejnych dniach dalszych kilkudziesięciu przedstawicieli elit intelektualnych. Aresztowano prawników, posłów, przedstawicieli mieszczaństwa, duchowieństwa - łącznie około 120 osób. Część z nich skierowano do więzienia w Nowym Wiśniczu, a część z czasem trafiła do Oświęcimia. Wiosną 1940 roku Niemcy kontynuowali aresztowania inteligencji w całej Polsce. 15 czerwca 1940 roku „Ausserordentliche Befriedungsaktion” czyli tzw. akcja AB została zakończona. Jednym z najbardziej znanych przykładów terroru okupacyjnego w Krakowie stało się aresztowanie w kwietniu 1942 roku artystów, m.in. plastyków, aktorów, dziennikarzy, w kawiarni na ul. Łobzowskiej. Wszyscy zostali wywiezieni do Auschwitz i zamordowani. Sto kilkadziesiąt osób. Później ta spirala terroru jeszcze się rozkręciła. Kraków pod tym względem nie był uprzywilejowany. Co prawda, by skłócić Kraków z Warszawą Frank sugerował, że Kraków jest nieco wyróżniany, ale nie miało to nic wspólnego z rzeczywistością.


- Hans Frank prowadził w Krakowie pewną grę. Na czym ona polegała?

Pod koniec wojny, kiedy Niemcy przegrywali na frontach, Frank próbował przekonać władze w Berlinie, by zasadniczo zmieniły politykę wobec Polaków, by nie traktowano ich jak gorszych rasowo podludzi, ale jak partnerów politycznych. Na to zgody nie otrzymał, niemniej jednak wprowadzono tzw. „nowy kurs”. Zmienił się „Goniec” - nie miał już takich agresywnych tekstów. W 1944 roku zaczęło się ściskanie rąk polskim urzędnikom i otwarto właśnie gmach Teatru Starego. Celem politycznej gry Franka było rozbicie jedności Polaków, skłócenie ludzi konspiracji, ludzi polskiego państwa podziemnego, a także Polaków, którzy np. na wojnie usiłowali zarobić. Ludzie wodzeni byli na pokuszenie bardzo agresywnej i zarazem bardzo skutecznej niemieckiej propagandy. Z taką manipulacją nigdy wcześniej nie mieli do czynienia. Stąd ulegali jej często bezwiednie. W stosunku do osób utrzymujących zbyt daleko idące kontakty biznesowe z okupantem, Armia Krajowa podjęła akcję o kryptonimie „Wrzód”. Ta specyficzna gra prowadzona przez Franka stawała się intensywniejsza w miarę zbliżania się Armii Czerwonej.


- Jak w Krakowie przyjęto wiadomość o wybuchu Powstania Warszawskiego?

Młodzież krakowska przyjęta tę wiadomość entuzjastycznie. Część poszła walczącej Warszawie na pomoc, czego przykładem jest Samodzielny Baon Partyzancki AK „Skała". Ale generalnie w Krakowie panował stan podenerwowania, niepokoju. Zdawano sobie doskonale sprawę z siły Niemców, a poza tym nie znano planów Armii Czerwonej. O zrywie warszawiaków wiedzieli żołnierze objęci planem „Burza”. Niemal natychmiast wiadomość ta dotarła do polityków i ks. arcybiskupa Adama Sapiehy, 3 sierpnia o Warszawie mówił już cały Kraków. Niepokój ogarnął środowiska korzystające z wojennej koniunktury gospodarczej, które obawiały się reakcji Niemców na powstańczy zryw warszawiaków. Zresztą dyskusja o sensie Powstania Warszawskiego trwa przecież do dziś. W każdym razie l sierpnia w Krakowie zarządzono pogotowie bojowe formacji akowskich i przygotowywano się na wypadek krakowskiej insurekcji.


- Dlaczego nie doszło do zorganizowania powstania w Krakowie?

Wśród ludzi polskiego państwa podziemnego nie było jedności. Zastanawiano się, czy organizować kolejne powstanie, czy raczej spieszyć z pomocą Warszawie. Ale nawet oficerowie uważali, że pomysł zorganizowania w Krakowie powstania jest złym pomysłem, a najważniejsza postać Krakowa tego czasu, ks. abp Adam Sapieha, powiedział zdecydowanie „nie”. Poza tym zdawano sobie sprawę z dysproporcji sił i nie wierzono w skuteczność takiego zrywu. Niemcy mieli znaczną przewagę zarówno pod względem liczebności, jak i siły ognia, organizacji i systemu łączności. Budowali umocnienia, schrony, w oknach budynków rządowych przygotowywali strzelnice, a nawet sprowadzili do Krakowa oddziały wyspecjalizowane w walkach ulicznych. Klęska krakowskiego powstania była zatem nieunikniona i najprawdopodobniej nastąpiłaby już w momencie rozpoczęcia. Wystarczy dodać, że zaledwie 10 do 15 procent żołnierzy AK posiadało broń palną pozostali w najlepszym wypadku mogli mieć do dyspozycji butelkę z benzyną lub granat. Optymiści wierzyli jeszcze, że broń uda się zdobyć od wroga poprzez moment zaskoczenia, ale ich nadzieje rozwiały się z chwilą kiedy Gestapo przechwyciło szczegółowe plany AK zawierające informacje o tego typu akcjach.


- We wspomnianym już piątym tomie Dziejów Krakowa obala Pan pewne mity funkcjonujące do dziś w naszej świadomości, jak np. mit o słynnym manewrze, który ocalił Kraków, czy spotkanie metropolity krakowskiego abp. Adama Sapiehy z Hansem Frankiem w Pałacu Biskupim...

Oczywiście nie było spotkania Hansa Franka w Pałacu Biskupim, nie było tej czarnej polewki i zupy z żołędzi. Spotkanie kardynała Sapiehy z generalnym gubernatorem odbyło się na Wawelu. Kardynał chciał wówczas przekonać Hansa Franka oraz rząd Generalnego Gubernatorstwa, by miasto Kraków, podobnie jak Florencja czy Rzym, było miastem otwartym, by nie prowadzono w nim walk i aby ewentualne starcia Niemców z Armią Czerwoną rozgrywały się poza Krakowem. Jak wiemy, to się nie udało. Jeśli natomiast chodzi o dzień wyzwolenia Krakowa, to faktem jest, że w styczniu 1945 roku Armia Czerwona nie wykonała żadnego manewru, który miałby ocalić Kraków przed totalnym zniszczeniem, ponieważ Niemcy wcale nie zamierzali wysadzić miasta w powietrze. Mitem jest więc, że Koniew uratował Kraków. Niemcy podłożyli ładunki wybuchowe tylko pod obiektami ważnymi ze względów militarnych, tzn. pod mostami, wiaduktami, dworcami, gazownią elektrownią itp. Nie ma całkowitej pewności - bo nie zachowały się dowody świadczące o rozminowaniu - że podłożono ładunki wybuchowe pod Skałkę i Teatr Słowackiego. Z całą pewnością nie zaminowano Rynku. A Wawel był nawet zabezpieczony przez Niemców przed skutkami ewentualnych nalotów. Zresztą podobnie bez

zniszczeń i niemal bez jednego wystrzału zajmowano inne miasta polskie, jak choćby Tarnów czy Bochnię. Armia Czerwona miała znakomitą sieć wywiadowczą z radiostacjami w Krakowie i okolicy. Informacje o rozmieszczeniu wojsk niemieckich przekazała Armia Krajowa. Poza tym do współpracy udało się pozyskać oficera Abwehry Kurta Hartmanna, który był najlepszym pracownikiem wywiadu sowieckiego w Krakowie. Zatem w działaniach Armii Czerwonej dowodzonej przez Koniewa nie widzę nic nadzwyczajnego.


- Radość krakowian z powodu ucieczki Niemców szybko przerodziła się w strach przed Armią Czerwoną...

Trudno się temu dziwić. Niektórzy zanosili nawet prośby do kościoła, by okupacja niemiecka trwała nadal. Oczywiście były to przypadki incydentalne, na szczęście wotywa te nie zostały przyjęte. Ludzie bali się o swoje rodziny i o swoje zakłady pracy, bali się, że po wkroczeniu Armii Czerwonej, tak jak w Związku Sowieckim wszystko zostanie upaństwowione. I tak przecież się stało. O nieobliczalności tej armii świadczyły kradzieże, rekwirowanie mieszkań, wywózki na wschód oraz zbiorowe gwałty na kobietach i dziewczynkach, m.in. na Dworcu Głównym w Krakowie, gdzie interweniujący Polacy zostali ostrzelani. Tych gwałtów i rabunków było tak wiele, że polskie władze komunistyczne przygotowały list do samego towarzysza Józefa Stalina, w którym zaprotestowano przeciwko zbrodniom, jakich dopuszczała się przecież nie tylko w Krakowie „armia wyzwolicieli”. List jednak nie został wysłany, bo jego autorzy zaczęli obawiać się o własne głowy. Czarny scenariusz zaczął się sprawdzać.


- 31 sierpnia 1939 roku Kraków liczył około 259 tysięcy mieszkańców. A po zakończeniu wojny liczba ta jeszcze wzrosła. Czym było to spowodowane?

Głównie tym, że w 1941 roku Hans Frank zwiększył znacznie granice Krakowa, przyłączył do miasta obszary zamieszkałe przez ponad 70 tysięcy osób. Stąd mimo Holokaustu, mimo wymordowania Żydów liczba ludności Krakowa w grudniu 1944 roku była wyższa niż w momencie wybuchu wojny.


- Ile ofiar i jakie straty poniósł Kraków podczas II wojny światowej?

W wyniku okupacji niemieckiej wymordowano 60 tysięcy Żydów, kilka tysięcy Polaków, kilkuset Cyganów. Jeśli mówimy o stratach wojennych Krakowa, to miały one miejsce wyłącznie w styczniu 1945 roku. Wówczas zniszczonych zostało około 450 budynków. Wcześniej na szczęście Kraków żadnych strat nie poniósł.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi