Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Andrzej Chwalba, Partie i stronnictwa polityczne


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

w: Andrzej Chwalba, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1945-1989 (Seria pod red. Janiny Bieniarzówny i Jana M. Małeckiego), Wydawnictwo Literackie, 2004



Spis treści

[Polska Partia Robotnicza]

W latach 1945-1948 formacją dominującą stała się PPR. Takie strategiczne sektory, jak sądownictwo specjalne, UB i MO, propaganda, częściowo administracja, traktowała jak własne. Dopuszczała do nich ludzi spoza swoich regionów tylko w wyjątkowych wypadkach i pod kontrolą. Spośród członków krakowskiej PPR jedynie nieliczni należeli przed wojną do KPP bądź Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej (KZMP), bardzo niewielu z nich przed wojną mieszkało w Krakowie. W 1928 r. KPP (pod inną nazwą) uzyskała w Krakowie zaledwie 0,8% ważnych głosów. Dominacja warstw średnich w krajobrazie społecznym miasta, bogata kultura prawna i polityczna jego mieszkańców, tradycje orientacji antyrosyjskiej, to wszystko stawało na przeszkodzie radykalizmowi rewolucyjnemu KPP, a po wojnie PPR. Słabość krakowskich komunistów w 1945 r. była też następstwem znacznych strat osobowych, jakie poniosła PPR w okresie okupacji hitlerowskiej. Warto choćby pamiętać o śmierci Mieczysława Lewińskiego czy Ignacego Fika. Dlatego olbrzymia większość aktywistów PPR działających w Krakowie w epoce powojennej swój staż rozpoczęła już po 1945 r. i poza Krakowem. Wypada więc zgodzić się z opinią Marty Wyki, iż „władza wywodziła się ze społecznego pustkowia". W tej sytuacji jednym z podstawowych problemów organizacji miejskiej i wojewódzkiej PPR była skromna reprezentacja aktywistów szczebla średniego. „Trudno sobie wyobrazić, że w takim bojowym mieście jak Kraków - pisał z pewną przesadą Fiderkiewicz - może brakować aktywistów partyjnych. Ale brakowało"[1].

20 stycznia do miasta przybyła grupa funkcjonariuszy pepeerowskich na czele z Włodzimierzem J. Zawadzkim, który już od połowy 1944 r. był sekretarzem krakowsko-rzeszowskiego obwodu PPR. W dniu przybycia do Krakowa Zawadzki („Jasny") powołał tymczasowy Komitet Wojewódzki PPR, który 23 stycznia wybrał Komitet Miejski. Na siedzibę KW wyznaczono lokal na Rynku pod nr. 25. Zawadzki (nie on jedyny w krakowskiej PPR) widział potrzebę wprowadzenia w trybie pilnym dyktatury proletariatu, a Kraków postrzegał jako „Wandeę reakcji polskiej". Takie poglądy, podobnie jak i jego antyreligijny radykalizm, co oczywiste, nie mogły przyczyniać się do wzrostu popularności komunistów. Na widok krzyża czy wizerunku maryjnego Zawadzki reagował alergicznie, wołając w miejscach publicznych: „Natychmiast to zdjąć!" [2]. Wszędzie węszył wrogów państwa sowieckiego. Nawet w osobie B. Drobnera, lidera krakowskiej PPS, widział imperialistycznego agenta, a PPS nazywał partią reakcyjną. W PPR takie poglądy i zachowania określano mianem „sekciarskich". Ówczesne kierownictwo partii z Gomułką na czele uznało „sekciarzy" za niebezpiecznych radykałów, choć jednocześnie zaleciło działaczom partyjnym umiar w działaniu. 16 IV 1945 r. KC PPR odwołał Zawadzkiego z zajmowanego stanowiska. Nowym sekretarzem został mianowany Aleksander Kowalski, przedwojenny komunista, zaufany Gomułki, który „zupełnie inaczej zachowywał się wobec nas" - powiadał Drobner[3]. Rok później, w kwietniu 1946 r., Kowalskiego zastąpił Ryszard Strzelecki, współpracownik Gomułki z czasów okupacji.

Obok zmieniających się dosyć szybko sekretarzy, spore znaczenie w krakowskiej organizacji PPR mieli tacy działacze, jak Roman Szydłowski, który w 1946 r. został szefem propagandy KW, Antonina Świerszczewska, Maria Rutkiewiczowa czy Artur Starewicz, przed którym już wkrótce otwarła się partyjna kariera we władzach centralnych. Specjalną postacią komunistycznego Krakowa był literat Adam Polewka, syn murarza z krakowskiego Zwierzyńca. „Ja go dosyć lubiłem, był rozwichrzony, zdolny a mało pisał [...] Postać czysto krakowska" — zanotował w Abecadle Stefan Kisielewski[4].

Tymczasem Zawadzki nie chciał się pogodzić z wyrokiem KC, publicznie go krytykował, w efekcie w listopadzie 1945 r. wyrzucono go z partii. Dopiero dwa lata później, po złożeniu samokrytyki, ponownie został przyjęty, lecz kariery w PPR już nie zrobił. Usunięcie Zawadzkiego niczego zasadniczo nie zmieniło. KW i komitety powiatowe wciąż były krytycznie oceniane przez warszawską zwierzchność. „Towarzysze nasi robią sobie folwark z organizacji partyjnej. Zakładają bufety, handlują wódką, robią interesy. Trzeba to natychmiast zlikwidować, oczyścić szeregi partii"[5]. Podobnie jako ludzi „interesu i zysku", a nie ludzi ideowych, oceniał działaczy partyjnych krakowski oddział WiN.

W pierwszych miesiącach 1945 r. KM PPR wpisywał na listę swoich członków każdego, kto chciał do niej wstąpić. Przed jego siedzibą ustawiały się kolejki chętnych, zwabionych perspektywą różnych korzyści. Stąd zresztą obawy bezpartyjnych, że „stypendia, obiady i mieszkania będą wkrótce «nur für» partyjnych"[6]. Wśród członków PPR znaleźli się też reprezentanci podziemnych organizacji, którzy byli kierowani do pracy w PPR oraz volksdeutsche. Dopiero w kwietniu 1945 r. rozpoczęto weryfikację świeżo przyjętych, a od kandydatów zaczęto wymagać napisania prośby oraz dostarczenia dwóch opinii polecających. 10 II 1945 r. krakowska PPR liczyła 506 członków, w kwietniu - 6 tys. (w województwie 22 293), natomiast w grudniu 1945 r., po weryfikacji - 5815. Było to też następstwem znacznej fluktuacji. Wielu bowiem zapisywało się do PPR, lecz wielu też szybko rezygnowało - bądź po uzyskaniu konkretnych korzyści, bądź też z obawy przed presją środowisk niepodległościowych. Niemniej trudno nie zauważyć, że PPR okrzepła zarówno organizacyjnie, jak i kadrowo. Już panowała nad stworzonymi przez siebie instrumentami władzy i kontroli życia publicznego. Coraz częściej pojawiała się też na mieście opinia, że „fanatyków moskiewszczyzny" przybywa.

Młodzieżowe zaplecze PPR stanowił, tak jak podczas okupacji, ZWM. Jej kadry, pod kierownictwem Heleny Jaworskiej, przybyły z Lublina, podobnie jak PPR, 20 stycznia. Jednak w tym przypadku rozwój organizacyjny i kadrowy przebiegał znacznie wolniej niż w PPR. W październiku 1945 r. ZWM liczył w Krakowie 1352 członków: dla osób oczekujących natychmiastowych korzyści członkostwo w ZWM było mało atrakcyjne.

19 I 1945 r. pepeerowcy powołali Komisję Organizacyjną Związków Zawodowych, która w marcu skupiała około 30 tys. członków. PPR zabiegała o jak największe wśród nich wpływy, stale rywalizując z PPS. Związki traktowała jako trampolinę do środowisk robotniczych.

Choć członkowie PPR dysponowali aparatem przemocy, to jednak nie czuli się bezpiecznie. Poczucie niepewności pogłębiała izolacja polityczna, a także wrogość mieszkańców miasta. Dlatego w ciągu lat 1945-1946 na posiedzeniach KM PPR stale apelowano o czujność, o uzbrajanie się i szkolenie we władaniu bronią. W jednej z placówek PPR w Rynku Podgórskim stworzono prawdziwy arsenał zawierający 1000 granatów i 300 karabinów. W budynku KW i KM PPR w Rynku Głównym powołano zbrojną straż. Wśród członków partii narastał stan bliski psychozy. W marcu 1946 r. PPR poleciła Wydziałowi Kwaterunkowemu Zarządu Miejskiego lokowanie partyjnych aktywistów w sąsiednich mieszkaniach i na jednym piętrze dla łatwiejszego organizowania się przed - jak nazywano - faszystami i reakcją. Powyższe działania władz partyjnych służyły też mobilizowaniu pepeerowców do aktywności i do czujności politycznej. Komuniści zdawali sobie bowiem sprawę, jakie opinie o nich powtarzano i co na ich temat śpiewano. A śpiewano m.in. Rotę „na cześć pierwszej rocznicy wyzwolenia":


Nie rzucim żłobu, skąd nasz ród,
rozkosznie nam panuje,
my PPR-u wierny lud,
potężne mamy ryje.
I chcemy Polski aż po Bug!
Tak nam dopomóż wróg.
Będzie z nas każdy rył i rył,
byleby upaść brzucha,
chociażby cały chlew nam zgnił,
Moskwy będziemy słuchać.
Będziemy dąć w sowiecki róg!
Tak nam dopomóż wróg[7].


Politycznie „niecenzuralne" piosenki zdarzało się śpiewać żołnierzom Wojska Polskiego: „Karabin ciężki bierz do ręki, bierz, by pepeerowca w Polsce zgnieść", a maszerując pod krakowskimi oknami, śpiewali ku uciesze mieszkańców także i te szturmowe: „Bywaj zdrów i prowadź na Lwów...". W 1946 r., podczas transmisji radiowej nabożeństwa z kościoła garnizonowego, zaskoczeni mieszkańcy Polski mogli usłyszeć „Boże, coś Polskę...", ze znanym z czasów okupacji niemieckiej refrenem: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie".

[Polska Partia Socjalistyczna]

W przeciwieństwie do PPR, która w Krakowie była raczej mocarstwem papierowym niż realnym, poważniejsze od niej poparcie uzyskała PPS, aczkolwiek dalekie od tego, które satysfakcjonowałoby jej liderów. O sile pepeesowców decydowały tradycje i historia ich obecności w mieście. Jednak PPS w okresie wojny rozwijała się w dwóch nurtach. Pierwszy, podstawowy, stanowiła niepodległościowa Polska Partia Socjalistyczna/Wolność Równość Niepodległość (PPS/WRN), która była silnym ogniwem podziemnego państwa, drugi - dużo słabszy, niemniej realny, Robotnicza Polska Partia Socjalistyczna (RPPS), która w 1944 r. przybrała nazwę PPS, wchodząc w skład PKWN. W 1945 r. PPS (WRN), pozostając ciągle w podziemiu, nazywała legalną PPS „koncesjonowaną", „fałszywką", „oficjalną", „lubelską" czy jeszcze ostrzej: „upaństwowioną komunistyczną agenturą". Z kolei ta, tak nazywana, określała PPS/WRN „reakcyjną, prawicową szumowiną". Ponieważ jednak szyld, pod którym występowała PPS, był znany i przez lata szanowany w Krakowie, dlatego wielu pepeesowców z PPS/WRN - mimo animozji i uprzedzeń - zaczęło do niej wstępować.

Od początku pierwsze skrzypce w „lubelskiej" PPS grał dr Bolesław Drobner, zwany „starym" bądź „doktorem". Potomek żydowskiej, od dawna zasymilowanej rodziny, właściciel dużego sklepu z sanitariami na pl. Szczepańskim, należał do barwnych postaci Krakowa. Trudno było pozostawać wobec niego obojętnym, gdyż budził albo głęboką niechęć, albo sympatię. Niechęć wzbudził, gdy po referendum, w 145. numerze organu PPS „Naprzód" z 4 VII 1946 r., opublikował kąśliwy artykuł pt. Chore miasto; sympatię, gdy publicznie wyrażał troskę o krakowskie instytucje kulturalne. Świetny mówca, doskonały polemista, znany z ciętego języka. Silna osobowość. „Był wspaniałym oratorem w stylu najsłynniejszych trybunów ludowych"[8]. Jednak w polityce nie zawsze postępował konsekwentnie, być może dlatego, iż „nie dał się nigdy ustawić w schemat. Zawsze miał swoje zdanie"[9]. Krytycy zarzucali mu bufonadę, zarozumiałość, egocentryzm. „Zabawna to była postać" - pisał Kisiel, który, jak na liberała przystało, nie mógł mu darować niechętnego stosunku do tzw. prywatnej inicjatywy[10]23. Kościół miał mu za złe antyklerykalizm. Komuniści z PPR zarzucali mu antysowieckość, gdyż to jego determinacja spowodowała, że doprowadził do wymeldowania komendy bratnich wojsk spod „Baranów", co nastąpiło późną jesienią 1946 r. „Barany" zostały przeznaczone na dom kultury robotniczej. Drobner wierzył - przynajmniej przez pewien czas, podobnie jak większość lewicowych pepeesowców - w możliwość zbudowania Polski ludowej, socjalistycznej, szanującej poglądy innych i, co ważne, niezwasalizowanej, niesowieckiej.

Drobner został przewodniczącym Tymczasowego Wojewódzkiego Komitetu Robotniczego (WKR) w Krakowie, Włodzimierz Reczek natomiast - sekretarzem Okręgowego Komitetu Robotniczego (OKR). PPS przydzielono lokale w kamienicy Szołayskich. W maju 1945 r. wojewódzka organizacja PPS, największa w Polsce, liczyła 30 tys. członków, z tego 11 tys. w Krakowie. Nawet nazywanie PPS Polską Partią Sowiecką nie mogło zahamować jej rozwoju. Tradycyjnie silne oparcie PPS miała w związkach zawodowych, aczkolwiek ich liderami z reguły byli zakonspirowani członkowie WRN. Bastionem PPS, w istocie WRN, były m.in. takie zakłady, jak Solvay, Zieleniewski, Kabel, Wander. Podczas obrad Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS 30 XI 1945 r. Henryk Wachowicz zauważył: „Wielka ilość głosów, jaka padła na bezpartyjnych [w wyborach do rad zakładowych - A.Ch.], świadczy o wrogim nastawieniu do nas nawet najbardziej świadomej klasy, jaką jest klasa robotnicza"[11].

Pewne wpływy PPS odbudowała wśród młodzieży robotniczej, gdzie również tradycyjnie działała Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych (OM TUR), mająca w połowie 1945 r. około 1300 członków w Krakowie. Stopniowo do OM TUR przenikali młodzi członkowie WRN, nadając organizacji charakter antypepeerowski. Najwyraźniej ujawniło się to podczas wojewódzkiego zjazdu OM TUR, który odbył się 22 IX 1946 r. W trakcie obrad niejeden uczestnik manifestował niechęć do PPR i UB, w tym prezes wojewódzkiej OM TUR Zdzisław Wróblewski, który stwierdził, że młodzieżówka socjalistyczna nigdy nie pójdzie na współpracę z komunistycznym ZWM. Oświadczenie to zebrani przyjęli hucznymi oklaskami. Takie nastroje wśród pepeesowców nie występowały bynajmniej tylko w Krakowie. Wszyscy, którzy chcieli aktywnie działać na rzecz nowej rzeczywistości powojennej, którym bliskie były pepeesowskie wartości, takie jak wolności obywatelskie, demokracja, niepodległość Polski, związki z zachodnią cywilizacją, i ci, którzy nie chcieli identyfikować się z komunizmem, wstępowali do PPS. Chcieli w niej widzieć, jeśli nie opozycję wewnątrz obozu rządowego, to przynajmniej ideową alternatywę. Do PPS zaczęli też stopniowo przystępować niektórzy członkowie PPS/WRN. Za jednością różnych nurtów w tej partii opowiadał się Zygmunt Żuławski, jeden z najwybitniejszych polskich socjalistów, działacz europejskich związków zawodowych. Przed wybuchem wojny był przewodniczącym Rady Naczelnej PPS oraz sekretarzem generalnym Komisji Centralnej Związków Zawodowych. Był szczególnie ceniony i szanowany w Krakowie, i to nie tylko wśród pepeesowców. W czasie niemieckiej okupacji sympatyzował z PPS/WRN, a jednocześnie zachowywał dobre kontakty z RPPS. Po wojnie był zwolennikiem ujawnienia się WRN i włączenia jej do PPS, czego działacze WRN na czele z Zygmuntem Zarembą nie akceptowali. Zaremba i inni uważali bowiem przywódcę „lubelskiej" PPS Drobnera i jego współtowarzyszy za renegatów socjalizmu i demokracji, za agentów Moskwy. Natomiast Żuławskiego poparli tak znani socjaliści, jak Jan Stańczyk czy Ludwik Grosfeld, którzy po wojnie powrócili z wychodźstwa do Polski. Mieli oni nadzieję, że PPS uda się odegrać rolę politycznego centrum, między komunistami a ludowcami z PSL Stanisława Mikołajczyka.

Jednak rozmowy, jakie podjął m.in. Żuławski z „lubelską" PPS w sprawie połączenia, nie zakończyły się powodzeniem. Po pierwsze, prokomunistyczni działacze PPS obawiali się - co było zupełnie prawdopodobne - zdominowania przez PPS/WRN. Po drugie, połączeniu nie sprzyjała PPR, widząc w nowej PPS mocną alternatywę dla siebie. Dlatego ostatecznie władze PPS wyraziły jedynie zgodę na indywidualny akces. To z kolei było nie do przyjęcia dla Żuławskiego, który w październiku 1945 r. podjął próbę utworzenia nowej legalnej partii, nawiązującej do galicyjskiej tradycji, a mianowicie Polskiej Partii Socjaldemokratycznej (PPSD). 14 października tego roku jej Komitet Organizacyjny z siedzibą w Krakowie wydał komunikat, w którym oznajmiał o rozpoczęciu jawnej działalności. Inauguracyjne wystąpienie PPSD zapowiadało poważne kłopoty dla PPR w przyszłości, dlatego gazety komunistyczne uznały próbę Żuławskiego za manifestację reakcji i „niedobitków WRN". Do akcji przystąpił UB, który w nocy z 30 na 31 X 1945 r. dokonał aresztowań wśród, jak pisano, „grupki Żuławszczyków". Niepodległościowa i prodemokratyczna opcja Żuławskiego przegrała. Wobec takiego rozwoju sytuacji Żuławskiemu udało się jedynie wynegocjować z „lubelską" PPS możliwość dokooptowania jego zwolenników do jej różnych instancji, w tym do Rady Naczelnej. 23 XII 1945 r. Żuławski oficjalnie wstąpił do PPS, wzywając pepeesowców z WRN, by poszli jego śladem. Tego samego dnia odbyła się w Krakowie wielka manifestacja jedności socjalistów, a jednocześnie niezależności PPS od PPR. Według opinii wojewody K. Pasenkiewicza, WRN-owcy zachowywali się jak tryumfatorzy, a Żuławski został przywitany entuzjastycznie. Powszechnie widziano w nim zbawcę ojczyzny. 25 grudnia w partyjnym organie „Robotnik" ukazał się jego głośny artykuł: Wzywam do szeregów PPS. 6 III 1946 r. został przewodniczącym MK PPS w Krakowie, a jedenaście dni później wiceprzewodniczącym WK PPS (przewodniczącym pozostał Drobner). W masowym akcesie pepeesowców z WRN do PPS Żuławski widział jedną z szans na powstrzymanie sowietyzacji Polski. Liczył, że uda mu się opanować krakowską PPS, a następnie warszawską centralę. O ile w Krakowie uzyskał, przynajmniej na kilka miesięcy, przewagę, o tyle zdobycie stolicy okazało się zupełnie nierealne, ponieważ w 1946 r. warszawska PPS różniła się dosyć wyraźnie od krakowskiej - liczni byli w niej zwolennicy PPR. Ostatecznie jednak również krakowska PPS opowiedziała się za współpracą z PPR, a przeciwko współpracy z PSL Mikołajczyka. W decydującym momencie ludzie Drobnera, na których liczył Żuławski, nie poparli jego koncepcji. Drobnerowcy, podkreślając konieczność niezawisłości PPS w ramach obozu władzy, chcieli kontynuowania współpracy z komunistami. Żuławski prawie przez cały rok 1946 walczył o to, by w zbliżających się wyborach parlamentarnych PPS wystąpiła z odrębną listą. Przegrał, tak jak przegrała jego opcja. W październiku 1946 r. ustąpił ze stanowiska szefa MK PPS. W końcu roku wraz z przyjaciółmi wystąpił z PPS. Nie znalazł dla siebie miejsca, i to nie tylko ze względu na niechętną mu PPR, lecz i na niechęć kierownictwa PPS.


[Stronnictwo Demokratyczne]

U boku PPR i PPS, w ramach tzw. Bloku Demokratycznego, działało Stronnictwo Demokratyczne (SD) istniejące od 1938 r. W czasie wojny większość członków stronnictwa współdziałała z partiami tajnego państwa podziemnego. Jednak stopniowo rosła liczba zwolenników współpracy z komunistami. Jesienią 1944 r. SD znalazło się w obozie władzy, obok PPR, „lubelskiej" PPS i SL „Wola Ludu". W momencie wkroczenia Armii Czerwonej do Krakowa tutejsi demokraci potwierdzili wolę współdziałania z komunistami. W skali kraju byli najsłabszą formacją Bloku Demokratycznego, czyli bloku obozu władzy kierowanego przez PPR, niemniej w skali Krakowa stronnictwo miało pewne wpływy w środowiskach inteligenckich i drobnomieszczańskich. Okręg krakowski SD był jedynym w skali Polski, który zachował ciągłość organizacyjną między 1939 a 1945 r. W połowie 1945 r. SD liczyło - według oficjalnych, zapewne nieco optymistycznych danych - w skali województwa krakowskiego 1680 członków. W końcu tego roku - 3500, z tego około 1000 w Krakowie.

W maju 1945 r. powstał Miejski Komitet na czele z E. Torem. W Wojewódzkiej Radzie Narodowej SD miało ośmiu radnych, czyli 16,7%. Siłą krakowskiej organizacji był przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego, Adam Krzyżanowski, profesor UJ, który jako znany liberał oczywiście nie mógł cieszyć się zaufaniem PPR. Nie ufał mu zwłaszcza Leon Chajn, sekretarz generalny SD, a jednocześnie komunista. „Postawa profesora [...] w wielu zasadniczych sprawach ustrojowych i gospodarczych pozostawała w jaskrawej sprzeczności z założeniami programowymi Stronnictwa. Jego wystąpienia, szczególnie na terenie krakowskim, często sprzyjały powstawaniu w szeregach Stronnictwa tendencji oportunistycznych, nastrojów ideowej chwiejności, a nawet opozycji wobec bieżącej polityki władzy ludowej. Zmuszało mnie to do częstych wyjazdów do Krakowa i wstępowania w szranki walki politycznej z popularnym profesorem. Atakował rząd i władze samorządowe za zaciskanie śruby podatkowej [...], domagał się poważnych kredytów dla prywatnego handlu" - pisał L. Chajn[12]. Przez cały okres kształtowania się układu sił, do 1947 r., opinia UB i PPR o krakowskiej SD nie była najlepsza. Stale doszukiwano się w stronnictwie elementów prawicowych. Brano jednak pod uwagę też te głosy, które padały na rzecz wspólnego bloku SD z PPS i PSL. Z kolei PPS lekceważyła SD, uważając je za co najwyżej klub dyskusyjny i nic więcej. Rzeczywiście stronnictwo w jakiejś mierze przypominało klub, w którym spotykało się całkiem liczne grono krakowskich inteligentów i trochę rzemieślników oraz kupców, którzy jak A. Krzyżanowski, byli w Krakowie postrzegani jako przedstawiciele liberalnego nurtu konserwatyzmu, a nie rewolucyjnej, komunizującej demokracji. W kolejnych latach SD uległo marginalizacji, A. Krzyżanowski zaś został zmuszony do ustąpienia.


[Stronnictwo Ludowe]

Czwartym stronnictwem, które weszło w skład Rządu Tymczasowego, było Stronnictwo Ludowe, nazywane od tytułu pisma, które wydawało - SL „Wola Ludu". Jego powstanie oznaczało, że obok działającego w niepodległościowym podziemiu SL „Roch", pojawiło się drugie o tej samej nazwie, lecz idące ramię w ramię z PPR. Przywódcy prokomunistycznego SL, zwanego też „lubelskim", uznali się za jedynego reprezentanta interesów wsi. Jednocześnie w SL „Roch", które było najsilniejszą formacją tajnego państwa, widzieli jedynie reprezentanta „chłopskich zdrajców", „reakcjonistów" i „elementów kułackich".


[Polskie Stronnictwo Ludowe]

SL „Roch" pozostawał w podziemiu przez cały czas niemieckiej okupacji. Jednak po jej zakończeniu przywódcy stronnictwa postanowili działać jawnie, by mieć wpływ na losy Polski. Ale by tak się stało, musieli uzyskać zgodę władz na legalizację, te zaś stały na stanowisku, że jedno, działające już, SL jest wystarczające. Niemniej rozmowy o legalizacji toczyły się, co należy wiązać z decyzją trzech mocarstw z Jałty 1945 r., że w Polsce w oparciu o komunistyczny Rząd Tymczasowy zostanie wyłoniony rząd jedności narodowej, którego zadaniem byłoby przeprowadzenie wolnych i demokratycznych wyborów. Rozmowy ludowców z Rządem Tymczasowym przerwało porwanie przez NKWD szesnastu przywódców Polski Podziemnej, w tym trzech ludowców: Kazimierza Bagińskiego, Adama Bienia i Stanisława Mierzwy. Również zamordowanie przez UB na krakowskich Plantach, w kwietniu, wybitnego dowódcy okręgu Batalionów Chłopskich na Małopolskę i Śląsk, Narcyza Wiatra „Zawojny" (wychodził z konspiracyjnego lokalu przy ul. św. Gertrudy), ostudziło ochotę niektórych na porozumiewanie się z komunistami, a innych na wstępowanie do struktur „lubelskiego" SL.

Sytuacja uległa zasadniczej zmianie dopiero w czerwcu 1945 r., kiedy w następstwie ustaleń ambasadorów USA, Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego zapadła decyzja o utworzeniu nowego, Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN). W sprawie jego programu i obsady kadrowej dyskutowano w Moskwie. W rozmowach nie uczestniczył schorowany i pełen obaw co do intencji komunistów Wincenty Witos, aczkolwiek już wiosną 1945 r. władze podjęły próbę przekonania go do poparcia RT i „lubelskiej" SL. UB sondowała nawet możliwość spotkania Witosa z Bierutem. Pozyskanie Witosa, polityka o wielkim autorytecie w kraju, byłoby dla komunistów niezwykłym sukcesem. Witos nie dał się jednak kupić nawet za cenę daleko idących obietnic. Nie zgodził się na spotkanie. Nie uległ też namowom na wyjazd do Moskwy (sprawa sformowania TRJN). „Wycieczką" do Moskwy władze kusiły również metropolitę krakowskiego, Adama księcia Sapiehę, którego udział z pewnością uwiarygodniłby moskiewskie rozmowy, jednak i on zaproszenia nie przyjął. Odmówili również inni, np. Z. Żuławski czy profesor Franciszek Bujak. Ostatecznie na rozmowy do Moskwy, obok członków RT, udało się jedynie kilku tzw. polityków demokratycznych i ludzi cieszących się autorytetem, wśród nich m.in. z Krakowa: Stanisław Kutrzeba, profesor UJ i prezes PAU (pojechał za wiedzą Sapiehy), i A. Krzyżanowski. Ten ostatni po powrocie wyznał: „Cóż mogłem uczynić jako ekonomista, gdy otrzymałem zaproszenie do Związku Radzieckiego? Ubezpieczyłem zegarek"[13]. W rozmowach moskiewskich wziął też udział (pomimo oporów Stalina) dawny premier RP, a wówczas przebywający na wychodźstwie, Stanisław Mikołajczyk, najwybitniejszy, poza Witosem, polityk ludowców. W wyniku porozumienia moskiewskiego w skład TRJN weszło kilku polityków spoza RT, w tym Mikołajczyk, który został ministrem rolnictwa i wicepremierem. 27 VI 1945 r. powrócił on z rozmów moskiewskich do kraju.

Jednakże powstanie nowego rządu z udziałem kilku niezależnych polityków nie oznaczało, że w Polsce dokonał się przewrót na korzyść sił skupionych w obozie niepodległościowym, gdyż PPR zachowała podstawowe instrumenty władzy. W tym kontekście słowa Gomułki, iż „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy" - należało potraktować całkiem serio.

Tzw. porozumienie moskiewskie stworzyło perspektywy szybkiej legalizacji SL „Roch". 8 VII 1945 r. kierowani przez Mikołajczyka ludowcy wyłonili - bez zgody SL „Wola Ludu" - Tymczasowy Naczelny Komitet Wykonawczy SL. 22 sierpnia podjął on decyzję o wznowieniu jawnej działalności, lecz - w odróżnieniu od „lubelskiego" SL - pod nazwą Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL). W Krakowie Tymczasowy Zarząd Okręgowy SL (Mikołajczykowskiego) zmianę nazwy przyjął 31 sierpnia. Dokonując zmiany na PSL, ludowcy chcieli podkreślić, że ich stronnictwo ma charakter ogólnopolski, a nie tylko chłopski, oraz że jest alternatywą wobec SL i PPR. Ogólnonarodowy wymiar PSL potwierdził jego kongres, który obradował w Warszawie od 19 do 29 I 1946 r.

„Lubelskie" SL, potocznie zwane „ruskim", co prawda formalnie pozostało, lecz w krótkim czasie utraciło wpływy we wszystkich prawie dotychczasowych środowiskach. W województwie krakowskim i w Krakowie w SL pozostała jedynie nieliczna grupa skupiona wokół Tadeusza Wonera, podtrzymywana przy życiu przez PPR. Pozostali członkowie przeszli do PSL, które w ciągu kilku następnych miesięcy stało się najliczniejszym stronnictwem w Polsce o najszerszym politycznym poparciu. Wśród jego członków znaleźli się przedstawiciele wszystkich warstw społecznych kraju, dostrzegający w PSL zasadniczą alternatywę wobec komunistów.

S. Mikołajczyk cieszył się w Polsce olbrzymią popularnością. Byłego premiera Rządu RP na wychodźstwie traktowano jako znak ciągłości II Rzeczypospolitej. Stwarzał także nadzieję na budowę Polski niezależnej i demokratycznej oraz był gwarantem zachowania tradycyjnych wartości, w tym religijnych, i prywatnego władania ziemią przez chłopów. Mikołajczyk liczył, że przy poparciu zachodnich aliantów oraz polskiego społeczeństwa uda mu się szybko doprowadzić do uczciwych wyborów i do przejęcia władzy.

Od początku to bynajmniej nie Witos, który już był bardzo schorowany, lecz właśnie Mikołajczyk był rzeczywistym przywódcą PSL. 15 VIII 1945 r. Witos rozpoczął leczenie w szpitalu krakowskich bonifratrów, gdzie, nie bacząc na coraz gorsze diagnozy i coraz słabsze zdrowie, przyjmował licznych gości, przyjaciół, którym nie szczędził słów nadziei i dodawał otuchy. Mimo wysiłków lekarzy, 31 X 1945 r. zmarł. Po zabalsamowaniu zwłok trumnę wystawiono w kościele oo. Bonifratrów. Pragnieniem ludowców było, aby trumna ze szczątkami ich przywódcy mogła spocząć w katedrze na Wawelu. Sapieha odmówił. Zawsze był niechętny grzebaniu polityków w wawelskiej katedrze. W tej sytuacji, zgodnie z życzeniem zmarłego, miał on być pochowany w rodzinnych Wierzchosławicach. Wcześniej jednak, 3 listopada, odbyło się nabożeństwo żałobne w bazylice Mariackiej. W uroczystościach wzięły udział setki krakowian oraz tysiące chłopów, którzy zjechali z całego kraju. Na pogrzeb przyjechał też przewodniczący KRN B. Bierut. Jego udział wraz z komunistyczną świtą w uroczystościach religijnych był dla krakowian sporą niespodzianką. Bierut miał świadomość, że jego nieobecność zostałaby źle odczytana, niemniej do bazyliki wstąpił ze źle ukrywaną niechęcią. „Widziałem, ile go [tj. Bieruta - A.Ch.] to kosztowało, gdyż największą i najbardziej szczerą niechęć Bierut przejawiał do księży i ich wszelkich religijnych praktyk [...], o klerze wypowiadał się zawsze z prawdziwą złością". Tyle jego osobisty sekretarz[14]. Przeciągające się nabożeństwo żałobne, liczne modły i przemówienia wydłużały czas uroczystości, co irytowało ludzi PPR. Podejrzewali nawet, że to z ich powodu tak długo wszystko celebrowano. „Modły odprawiano niezwykle uroczyście, wystawnie, przeciągając je w nieskończoność, jakby chodziło o zademonstrowanie całej władzy kleru nad duszami ludzkimi"[15]. Po zakończeniu nabożeństwa trumnę wyniesiono w kierunku miejsca, na którym przed wojną stał pomnik Mickiewicza, a 6 listopada spoczęła ona na cmentarzu parafialnym w Wierzchosławicach.

Po śmierci Witosa Mikołajczyk jeszcze bardziej umocnił swoją pozycję w Polsce. Wszędzie, gdzie się pojawił, witany był owacyjnie jako nadzieja na powstrzymanie sowietyzacji Polski. Już od momentu powrotu z Moskwy doświadczał przyjaźni wielu mieszkańców kraju. W dniach 29-30 VI 1945 r. zatrzymał się w Krakowie w drodze do Wierzchosławic, a dokładnie w Hotelu Francuskim. Nie wiadomo, w jaki sposób wieść, że jest w mieście, szybko się rozniosła. Ulica przed hotelem i sąsiednie szybko zapełniły się wiwatującym tłumem. Tłum, skandując, wywołał Mikołajczyka. Szczególnie aktywni byli studenci. Skandowali: „Mikołajczyk na premiera!", „Dlaczego wróciłeś sam - gdzie pozostali?". Również krakowianie, zgromadzeni 30 czerwca na Rynku w związku z utworzeniem TRJN wznosili okrzyki: „Mikołajczyk - Witos - Stańczyk". Na wiecu pojawił się też, choć nie był wstępnie zaproszony, Mikołajczyk. „To był ogromny entuzjazm, porównywalny może tylko z pielgrzymką Papieża" - wspominał po latach Jan Deszcz[16]. Te skądinąd sympatyczne dla wicepremiera okrzyki były też powodem jego niepokoju. Gomułka teraz był już pewien, że do Mikołajczyka, jak mawiał, „lgnie reakcja", co oznaczało, że cieszył się poparciem olbrzymiej większości społeczeństwa. Nie miał też co do tego wątpliwości (po przybyciu do kraju) Stanisław Grabski.

W liście do swego siostrzeńca pisał: „Ogół społeczeństwa w 90% jest za Mikołajczykiem i za mną. Mikołajczyk był przyjmowany w Warszawie, Poznaniu i Krakowie [29 VIII 1945 r. - A.Ch.] coraz bardziej entuzjastycznie. W Krakowie podniesiono jego auto i chciano je nieść, ale wyskoczył. Wtedy obniesiono go dookoła Plant"[17]. Skandowane hasło: „Mikołajczyk, ratuj Polskę!" władza odebrała jako dotkliwy policzek.

Tymczasem między sierpniem a wrześniem 1945 r. zaczęły się formować władze stronnictwa w terenie. 16 września podczas Walnego Zjazdu Okręgu, zresztą pierwszego w kraju, w sali kina „Świt" (dzisiaj Filharmonia), został wybrany Zarząd Okręgowy jeszcze z Witosem jako prezesem na czele. Jego zastępcą, czyli wiceprezesem Zarządu, został Jan Witaszek, jeden z najbardziej szanowanych ludowców w Krakowie i w Małopolsce, a sekretarzem - Stanisław Mierzwa. Siedziba Zarządu mieściła się przy ul. Basztowej l, a następnie przy ul. Batorego 17. Drugim wiceprezesem został Józef Marcinkowski. Kolejny wojewódzki zjazd odbył się 15 IX 1946 r. Na prezesa wybrano Stanisława Klimczaka. Okręg obejmujący województwa krakowskie, rzeszowskie i śląsko-dąbrowskie należał do najlepiej zorganizowanych w skali Polski. Miał, co było nietypowe, silne zaplecze intelektualne w Krakowie, w tym na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z ludowcami sympatyzowali tacy znani uczeni, jak: F. Bujak, Stanisław Pigoń, Adam Vetulani oraz Karol Buczek. Ten ostatni został prezesem Zarządu Powiatu Kraków-miasto, czyli organizacji grodzkiej, z licznymi kołami w śródmieściu. W powiecie krakowskim funkcję prezesa piastował Jan Gajoch, prezes konspiracyjnego „Rocha". Natomiast Buczka dodatkowo mianowano redaktorem pisma „Piast", które wychodziło od października 1945 r. w nakładzie 25 tys. egzemplarzy, a ukazywało się do 1949 r., lecz już bez Buczka.

Jednocześnie rozbudowywały się organizacje dzielnicowe. Tylko w samych Bronowicach Małych, jesienią 1945 r., koło PSL liczyło 250 osób wraz kołem kobiet, któremu przewodniczyła Helena Rydlowa (prezesem Koła był dr Gabriel Leńczyk, wicegospodarzem Władysław Morawiec). 19 III 1946 r. liczba członków PSL w Krakowie wyniosła 1200. Działacze krakowscy mieli silną pozycję we władzach naczelnych stronnictwa. Minister Władysław Kiernik był wiceprezesem NKW, Jan Witaszek, sekretarzem naczelnym, a Mierzwa i Władysław Witek, członkami NKW.

Ludowcy uzyskali silne wpływy wśród spółdzielców „Społem" oraz w Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP). Po śmierci pierwszego powojennego kuratora krakowskiego, Witolda Wyspiańskiego, minister oświaty, Czesław Wycech z PSL, mianował jego następcą sympatyka ludowców Włodzimierza Gałeckiego. Członkowie PSL zdominowali Związek Młodzieży-Wiejskiej Rzeczypospolitej Polskiej (ZMW RP) „Wici".

Tymczasem w instytucjach władzy, takich jak Wojewódzka, Powiatowa czy Miejska Rada Narodowa, PSL przyznano bardzo niewiele miejsc, niewspółmiernie mało do jego znaczenia. Od lutego 1946 r. w MRN było najpierw dwóch, a później sześciu radnych ludowców na 69 ogółem, podczas gdy w WRN 22 radnych, czyli około 20% ogółu. Jak na województwo wybitnie peeselowskie, reprezentacja PSL była bardzo skromna. PSL cały czas zabiegał o zwiększenie swego udziału we władzach. Na stanowisko wojewody stronnictwo nie mogło liczyć. Co prawda ministrem administracji został ludowiec Władysław Kiernik, lecz w znacznej mierze kompetencje jego resortu zostały ograniczone. Decyzje kadrowe należały bowiem do Rady Ministrów, a tam przeważała PPR i jej sojusznicy. Mimo to Kiernikowi udało się zastąpić wicewojewodę krakowskiego, reprezentującego „lubelskie" SL, kandydatem peeselowskim, Marianem Rubińskim. PSL miało też nadzieję na prezydenturę Krakowa dla Z. Żuławskiego. W tej sprawie stronnictwo prowadziło rozmowy i z PPS, i z SD. Ostatecznie PPS nie poparło Żuławskiego.


[Stronnictwo Pracy]

Niedługo po Mikołajczyku do kraju powrócił z wychodźstwa Karol Popiel, przywódca Stronnictwa Pracy (SP), partii o orientacji chadeckiej, która miała spore znaczenie w strukturach państwa podziemnego. Cieszyła się też dyskretnym poparciem Kościoła, a zwłaszcza Adama księcia Sapiehy. Jawną działalność Zarząd Wojewódzki SP w Krakowie podjął w początkach lipca 1945 r. Wśród jego najaktywniejszych członków należy wymienić: Franciszka Dudka, Juliusza Kuźniaka, Konstantego Turowskiego. Ale władze uznały Zarząd za uzurpatorski, gdyż znalazł się w opozycji wobec propepeerowskiej grupy SP pod nazwą Stronnictwo Zrywu Narodowego. Dopiero kompromis zawarty 14 XI 1945 r. pomiędzy SP Popiela a zwolennikami Zrywu oznaczał faktyczną legalizację krakowskiego SP, lecz za cenę wprowadzenia do Zarządu, jako I wiceprezesa, Aleksandra Olchowicza, dyspozycyjnego wobec PPR. SP stosunkowo szybko się rozwijało, zwłaszcza w Krakowie, niemniej konflikt między grupą propepeerowską a resztą skłonił Popielą i jego politycznych przyjaciół do zawieszenia działalności partii, co nastąpiło 18 VII 1946 r. Ostatnie koła krakowskiego SP dokonały samolikwidacji we wrześniu tego roku. Również członkowie SP ustąpili ze stanowiska radnych w MRN i WRN. Ich miejsce zajęli nowi, mianowani przez prokomunistyczny już zarząd, w którym aktywnością wyróżniał się ks. Henryk Weryński, znany później aktywista ruchu księży patriotów.


[Ruch obywatelski]

Po powstaniu TRJN, a niekiedy i wcześniej, działalność wznawiały liczne instytucje społeczne, kulturalne, oświatowe, samorządowe. Krakowianie spragnieni aktywności chętnie w nich uczestniczyli. Zwłaszcza w Krakowie dobrze się rozwijała praca obywatelska, albowiem istniały piękne jej tradycje oraz duch społecznikowski. Początkowo nie przeszkadzano tym inicjatywom. Do pracy obywatelskiej wzywali nie tylko peeselowcy, wzywało podziemie, gdyż uważano, że przy dużej aktywności obywateli PPR nie jest w stanie wszystkiego kontrolować. Istotnie, lata 1945-1946 były czasem w miarę swobodnego rozwoju instytucji i stowarzyszeń społecznych i kulturalnych, ponieważ cały wysiłek władz był kierowany na osłabienie PSL i SP oraz na ograniczenie wpływów podziemia niepodległościowego. Ale poczynając od 1947 r., władze wszczęły proces ich likwidowania lub podporządkowywania sobie niezależnej społecznej działalności. Po 1950 r. nie było już faktycznie dla niej miejsca.


[Stronnictwo Narodowe]

Jak się okazało, nie było też miejsca, i to od początku, tj. od 1945 r., dla Stronnictwa Narodowego (SN). Późną wiosną tego roku próbę legalizacji SN podjęli jego umiarkowani politycy, przede wszystkim z Krakowa, na czele ze Stanisławem Rymarem, Janem Korneckim, Stanisławem Kozickim, Stanisławem i Józefem Zielińskimi oraz byłym sekretarzem SN Zygmuntem Wasilewskim. Uznali oni bowiem - czym się różnili od wielu innych polityków obozu narodowego z podziemia oraz z emigracji — że dalsze trwanie w konspiracji nie jest właściwe, zwłaszcza w obliczu przewidywanych wyborów powszechnych. Otrzymali dyskretne poparcie metropolity krakowskiego, z którym Rymar od lat był w bliskich kontaktach. Ostatecznie w lipcu 1945 r., po kilku tygodniach intensywnych przygotowań, utworzyli Komitet Legalizacyjny SN. Inicjatywę tę poparł sędziwy Stanisław Grabski. Jednakże władza grała na czas i ostatecznie narodowcy nie uzyskali możliwości legalnego działania. Podobnie jak nie uzyskali zgody na wydawanie tygodnika o nazwie „Myśl Narodowa". W tej sytuacji Rymar sondował w rozmowie z Popielem możliwość wspólnej pracy narodowców i chadeków w ramach SP jako zwarta frakcja. Popiel samej idei był przyjazny, niemniej obawiał się, że źle zostanie przyjęta przez władze.


Przypisy:

  1. M. Wyka, Krakowskie dziecko, Kraków 2000, s. 87; A. Fiderkiewicz, Kraków-Warszawa-Londyn, Warszawa 1970, s. 43.
  2. Zob. A. Górniak, Dzieje społeczne...
  3. Z. Kozik, Partie i stronnictwa polityczne w Krakowskiem 1945-1947, Kraków 1975, s. 49.
  4. S. Kisielewski, Abecadło Kisiela, Warszawa 1990, s. 85.
  5. Z. Zblewski, Między..., s. 18.
  6. Biuletyny Informacyjne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, 1944-1947, Warszawa 1993, s. 205.
  7. J. Jakóbiec, Przyb. 124/64, BJ, Dz.R.
  8. H. Vogler, Autoportret..., s. 82.
  9. „Kraków" 1989, z. 1.
  10. S. Kisielewski, Abecadło..., s. 20.
  11. Zob. A. Górniak, Dzieje społeczne...
  12. L. Chajn, Kiedy Lublin był Warszawą, Warszawa 1964, s. 98-99.
  13. Zob. J. Garlicki, Magistrackie...
  14. S. Łukasiewicz, Byłem sekretarzem Bieruta. Wspomnienia z pracy w Belwederze w latach 1945-1946, Kraków 1987, s. 132.
  15. S. Łukasiewicz, Byłem sekretarzem Bieruta. Wspomnienia z pracy w Belwederze w latach 1945-1946, Kraków 1987, s. 133.
  16. K. Jarkiewicz, Duszpasterstwo Akademickie w Krakowie po drugiej wojnie światowej, maszynopis pracy doktorskiej, Zakład Historii Społeczno-Religijnej Europy XIX i XX w. IH UJ, BJ.
  17. Zob. J. Lityński, Polskie Stronnictwo Ludowe. Model oporu, „Krytyka" 1984, z. 10-11; R. Turkowski, Polskie Stronnictwo Ludowe w obronie demokracji 1945-1949, Warszawa 1992.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi