Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Andrzej Chwalba, Powstanie krakowskie - w sierpniu, we wrześniu, a może 10 października 1944?


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Podrozdział w: Andrzej Chwalba, Dzieje Krakowa. Kraków w latach 1939-1945, Wydawnictwo Literackie 2002, Rozdział VI. Kraków polski, 3. Polskie Państwo podziemne (tajne państwo)


D. Powstanie krakowskie - w sierpniu, we wrześniu, a może 10 października 1944?

Już w 1940 r. ZWZ opracował zarys planu przyszłego powstania powszechnego, który przewidywał m.in. walkę o wyzwolenie Krakowa. Wstępnie jego autorzy brali pod uwagę wywołanie powstania wiosną 1940 r., czyli w momencie, gdy - jak przewidywali - zwycięskie armie Francji i Wielkiej Brytanii będą się zbliżać do Berlina. Żołnierze ZWZ tak to sobie wyobrażali: „zdobędziemy przez zaskoczenie broń na nieprzyjacielu, lotniska zostaną opanowane przez samoloty alianckie i rozgorzeje walka na tyłach zdezorientowanych Niemców"[1]. Wolny od okupanta Kraków miał się stać jedną z głównych baz, w których odtwarzałaby się armia polska. W 1943 r., zgodnie z przyjętym przez KG AK projektem, Kraków został objęty planem „Burza", czyli planem uderzenia na Niemców w strefie przyfrontowej, aczkolwiek o szczegółach miał decydować rozwój sytuacji. W drugiej połowie roku przewidywano m.in. desant powietrzny na zachód od Krakowa, w okolicy Alwerni, oraz opanowanie lotniska w Rakowicach. Wiosną 1944 r. KG AK zaleciła „Muzeum", czyli Okręgowi Krakowskiemu, czynienie pilnych przygotowań do walki powstańczej. Plan przewidywał 70 głównych celów ataku w mieście (m.in. kopiec Kościuszki i dom studencki „Żaczek", w którym znajdowały się formacje SS). Rychłe aresztowania utrudniły realizację planów, niemniej KG AK stale przypominała o konieczności zaopatrywania się w broń, podnoszenia kwalifikacji, podwyższania stanów osobowych.

W lipcu 1944 r. żołnierze otrzymali następujący rozkaz komendanta „Muzeum": „Zarządzam postawienie łączności zewnętrznej w stan alarmowy". Z dniem 25 lipca 1944, od godziny zero zero jeden, komendant Godlewski zarządził „stan czujności do powstania. Hasła pogotowia wysyłam gońcem"[2]. Przewidywane powstanie miało objąć także Podokręg Rzeszowski. Powstańcy, zgodnie z wytycznymi, mieli nosić biało-czerwone opaski z napisem WP (Wojsko Polskie). Powyższe zarządzenia i świadomość zbliżającej się ze wschodu Wielkiej Niewiadomej składały się na stan „przedburzowego" napięcia. Pogłębiły je rozkazy skierowane m.in. do „Skały" i „Żelbetu", zawierające konkretne zadania, czyli - inaczej mówiąc - cele do opanowania w Krakowie.

W Krakowie wyraźnie odczuwało się stan zdenerwowania. Jednych cieszyły klęski Niemców, innych niepokoiły nadciągające siły sowieckie, a wszystkich pochłaniały wieści o przygotowywanym powstaniu. Na wszelki wypadek zaopatrywano się w żywność i lekarstwa, a dzieci na czas wakacji wysyłano w miarę możliwości jak najdalej od Krakowa. PCK przygotowywała kadry sanitarne i medyczne oraz prowizoryczne szpitale polowe. W ramach AK organizowaniem zaplecza sanitarno-medycznego zajmowali się m.in. Zygmunt i Jadwiga Karłowscy, właściciele apteki „Pod Gwiazdą" przy ul. Floriańskiej 15, która podczas okupacji stała się jednym z ważniejszych punktów kontaktowych, w tym dla członków organizacji pomocy społecznej środowisk ziemiańskich Uprawa. Karłowskich wspierała Anna Rydlówna, siostra Lucjana (Haneczka z Wesela). Jednak 11 sierpnia Karłowscy zostali aresztowani (wraz z m.in. gen. Rostworowskim), a następnie zamordowani. Najpierw zginął Zygmunt, a kilka tygodni później w obozie płaszowskim została zamęczona Jadwiga. Wcześniej, l sierpnia, aresztowano Leona Krzeczunowicza z Uprawy. Obozu nie przeżył.

O możliwym powstaniu w Krakowie wiele się mówiło w okolicach miasta, zwłaszcza we dworach i na plebaniach. Jednak nie ograniczano się do wymiany opinii, ale czyniono konkretne przygotowania na wypadek krakowskiej insurekcji. „Za każdym wyjazdem do Krakowa tak moi gospodarze, jak i dyrektor administracji majątku, przywożą ze sobą wielkie ilości lekarstw i środków opatrunkowych"[3]. Dwory tradycyjnie pojmowały swoją rolę i, wzorem poprzednich pokoleń, przygotowywały się do opatrywania rannych, grzebania zabitych, przechowywania uciekinierów.

1 sierpnia, na wieść o wybuchu powstania w Warszawie, zarządzono w Krakowie pogotowie bojowe formacji akowskich. Ale również Niemcy przyspieszyli przygotowania do odparcia ewentualnego ataku, budując umocnienia, schrony, strzelnice w oknach budynków rządowych. 2 sierpnia raportowano do M. Bormanna z Krakowa: „oddziały Wehrmachtu należy ocenić jako więcej niż niedostateczne"[4]. Dlatego Niemcy postanowili zdecydowanie działać. 5 sierpnia komendantem wojennym Krakowa został gen. H. Kittel, który w rozkazie nr l nakazał najwyższą gotowość bojową i skrupulatne przestrzeganie dyscypliny podczas ruchu na ulicach. Niemcy opracowali szczegółowe plany obronne i podali je do wiadomości wśród żołnierzy i policjantów. Sprowadzili też do Krakowa oddziały wyspecjalizowane w walkach ulicznych.

Mimo trudności 10 sierpnia komendant Okręgu Kraków, płk Godlewski, powołał Grupę Operacyjną Kraków. Ale decyzję o podjęciu walki w mieście musiałby m.in. zaakceptować Tadeusz Komorowski, z którym, ze względu na powstanie, nie było łatwo się skomunikować. Stąd zresztą wzięły się pewne nieporozumienia między Godlewskim a KG, m.in. co do skali koncentracji oddziałów przewidywanych do wykonania powstańczego zadania. Zresztą Tadeusz Komorowski nie mógł się zdecydować, czy należy zorganizować powstanie w kolejnym mieście GG, czy też nieść pomoc walczącej Warszawie. Najpierw, 17 sierpnia, wydał rozkaz AK marszu na stolicę. Spod Krakowa ruszył na północ m.in. batalion „Skała", lecz daleko nie dotarł, gdyż 11 września poniósł duże straty pod Złotym Potokiem i wycofał się. Podobnie inni. Pomoc okazała się nierealna.

Ale następnego dnia, 18 sierpnia, Tadeusz Komorowski depeszował do Godlewskiego: „Walka o Warszawę, mimo dużych strat w ludziach i materiale, daje nam poważny atut w rozgrywkach politycznych. Obecnie zależy nam bardzo, by obok W-wy nastąpiło silne uderzenie w okręgu «Muzeum» [czyli Okręgu Kraków - A.Ch.]. Drobne działania nie mają już znaczenia"[5]. Dlatego sugerował opanowanie Krakowa lub Tarnowa, lecz nie wcześniej niż 2-3 dni przed wkroczeniem bolszewików. Jednak decyzję o dacie wybuchu pozostawiał do uznania Godlewskiemu. Ale ten zaliczał się do realistów. Nie wierzył w skuteczność powstania krakowskiego. Poza tym akcji powstańczej w Krakowie zdecydowanie sprzeciwili się politycy, i to niezależnie od „barwy" - od PPS-WRN do SN, przeciwni byli krakowski Kościół, Delegat Jan Jakóbiec oraz liczni oficerowie, a ci najlepiej zdawali sobie sprawę z dysproporcji sił. Polityków i wyższych oficerów niepokoił natomiast stan ducha młodzieży, która na wieść o wybuchu powstania w Warszawie masowo napływała do podziemia. Nastroje ulegały radykalizacji w następstwie nie zawsze uzgodnionych z centralą akcji w rodzaju napadów na pociągi, zamachów na policjantów i żołnierzy niemieckich. Obawiano się, nie bez racji, że akcje te mogą być uznane przez Niemców za dogodny pretekst do sprowokowania wybuchu powstania i zniszczenia Krakowa. Niepokoiła wytężona propaganda prasy gadzinowej (obawiano się sprawdzenia złej przepowiedni), która informowała o zdobyciu przez władze niemieckie niezbitych dowodów na to, że powstanie wybuchnie na przełomie września i października, później, że ma się ono rozpocząć dokładnie 10 października. W tej sprawie głos zabrał J. Jakóbiec, który w specjalnym oświadczeniu ostrzegał przed gestapowską prowokacją: „Chodzi o usprawiedliwienie masowej branki do pracy przymusowej i zapełnienie więzień tysiącami zakładników"[6]. Rzeczywiście, policja niemiecka rozważała możliwość sprowokowania wybuchu powstania, jednak Frank nie był tym pomysłem zachwycony. Wolał „profilaktycznie" osłabiać siły podziemia krakowskiego, podejmując zdecydowane działania mające na celu oczyszczenie okolic Krakowa z wojsk partyzanckich, co mu się w znacznej mierze powiodło (m.in. likwidacja Rzeczypospolitych Partyzanckich).

Mimo wielomiesięcznych przygotowań, mimo dopracowywania detali, w tym rozpracowania bram i domów przejściowych, podziemie krakowskie nie było w pełni gotowe do walki, bo być nie mogło. Niemcy w lecie i jesienią 1944 r. przeważali liczebnie, siłą ognia, systemem organizacyjnym i łączności. Klęska powstania nastąpiłaby najprawdopodobniej już w momencie jego rozpoczęcia. Nie było szans nawet na takie okresowe powodzenie jak w Warszawie, choćby powstanie wybuchło około 25 czy 26 lipca, a zatem w najbardziej sprzyjającym momencie. Co prawda, w Okręgu Kraków stacjonowało ok. 90 tys. żołnierzy polskich, lecz z tego 60 tys. przypadało na Podokręg Rzeszowski. Pod Krakowem znajdowało się zaledwie kilka, maksimum kilkanaście tysięcy żołnierzy, których można było użyć w trzech rzutach. W dwóch pierwszych, najbardziej realnych, można byłoby skierować do walki około 12 tys. żołnierzy w 375 plutonach. Musieliby oni walczyć z przeciwnikiem co najmniej 3-4-krotnie liczniejszym.

Choć w związku z „Burzą" w Krakowskiem zarządzono reorganizację oraz mobilizację oddziałów w celu odtworzenia sześciu dywizji (w tym „Krakburczej", 6 DP) i dwóch brygad kawalerii, co odpowiadałoby stanowi z roku 1939, to jednak do zakończenia tej operacji było bardzo daleko, nawet nie tyle ze względu na liczbę żołnierzy, co - na ich jakość. Większość stanowili cywile bez solidniejszego przeszkolenia, a część to dopiero co wyrwani z domu ochotnicy. Lecz dysproporcje między oddziałami akowskimi a niemieckimi przede wszystkim uwidaczniały się w zakresie uzbrojenia. Jedynie 10 do 15% żołnierzy AK posiadało broń palną, z tego tylko niewielką część stanowiły nowoczesne pistolety maszynowe. Pozostali żołnierze co najwyżej mogli trzymać w garści butelkę z benzyną lub granat. Wielu nawet i takiej możliwości nie miało. Optymiści liczyli, że wykorzystując moment zaskoczenia, zdobędą większe ilości broni na wrogu. Lecz zaskoczenie było mało prawdopodobne, choćby z tej racji, że Gestapo przechwyciło materiały z dokładnymi planami AK, zawierającymi precyzyjne informacje o tym, kto i co ma opanować i na kogo uderzyć.

W miesiącach letnich 1944 r. liczba żołnierzy niemieckich w Krakowie stale się zmieniała. Jedni przybywali ze wschodu, inni na wschód odchodzili. Jedne jednostki miały pełną wartość bojową, inne w znacznej mierze były już zużyte i zdemoralizowane. Dlatego akowcy sądzili, że w okresie dezorganizacji łatwiej będzie można odebrać Niemcom broń, zwłaszcza jednostkom mniej wartościowym.

Broń, którą dysponowali żołnierze AK, pochodziła z trzech podstawowych źródeł, w tym z własnych wytwórni uzbrojenia. Już latem 1942 r. utworzono w Okręgu Kraków, z myślą o wyposażeniu w broń elitarnych jednostek dywersyjnych, szefostwo Produkcji Konspiracyjnej Broni („Ubezpieczalnia"), na czele z kpt. Bolesławem Nieczują-Ostrowskim. Na początku grudnia 1942 r. ruszyła pierwsza konspiracyjna wytwórnia materiałów wybuchowych do produkcji granatów, umieszczona w mieszkaniu Juliusza Schustera, pierwszego zastępcy Nieczui-Ostrowskiego, przy ul. Siemiradzkiego 33, prawie naprzeciw wejścia do komendy policji niemieckiej. W późniejszym okresie uruchamiano kolejne wytwórnie granatów (m.in. przy ul. Wielickiej 45) oraz butelek i zapalników do nich. Początkowo spłonki do zapalników przewoziły z Warszawy doskonale mówiące po niemiecku łączniczki. Według szacunków, zmontowano w czasie okupacji minimum 25 tys. granatów.

Praca przy dozbrajaniu akowców nie była bezpieczna. Wpadali ludzie, m.in. aresztowano Jerzego Karwata, szefa laboratorium ZO, który został zamordowany przez Niemców w Oświęcimiu. Wpadła też wytwórnia granatów w Podgórzu. Natomiast przy ul. Mogilskiej 97, w budynkach warsztatów samochodowych, należących do Jerzego Sypniewskiego i Leona Jakubowskiego, zorganizowano fabrykę broni czyli w języku ludzi konspiracji - „jajczarnię", pod kryptonimem „Montownia nr 5". Od pierwszej połowy 1943 r. składano w niej angielskie steny[7]. Do kwietnia 1944 r. wyprodukowano minimum kilkaset sztuk, może więcej. Produkcja była możliwa dzięki współpracy grupy inż. A. Hausnera z fabryki Zieleniewskiego, a po jego aresztowaniu Janusza Kosteckiego. Jakość stenów w opinii odbiorców była bardzo dobra. Wywożono je poza Kraków „taksówkami", czyli samochodami z podwójnym dnem. Było to możliwe, gdyż właściciele warsztatów, zajmując się też handlem maszynami rolniczymi, mieli prawo do swobodnego podróżowania po kraju. Na przełomie kwietnia i maja 1944 r., w związku z aresztowaniami, „Ubezpieczalnia" została poważnie zagrożona i choć nie została przez Niemców odkryta, zaprzestała działalności. Pod koniec czerwca ostatnią partię stenów przewieziono samochodami ciężarowymi w Rzeszowskie. Prowadzili je węgierscy kierowcy, a osłaniali węgierscy żołnierze, pozyskani przez akowców sojusznicy Niemców, ale całością dowodził Stanisław Kostka - „Dąbrowa".

Drugim źródłem uzbrojenia byli okupanci. Część broni zabierano im przemocą, część odkupywano, część kradziono. Szczególnie niebezpieczne było odcinanie żyletkami od oficerskich pasów w tramwajach kabury z pistoletem oraz zdobywanie broni na żołnierzach i policjantach patrolujących ulice miasta. W tym wyspecjalizowało się kilka małych 2-3-osobowych grup dywersyjnych. Najczęściej na ulicy „delikwenta chwytano za pas, aby poczuł przewagę fizyczną, podczas gdy przystawiony do brzucha pistolet paraliżował najbardziej bojowego przeciwnika"[8].

Trzecim źródłem uzbrojenia były zrzuty lotnicze, częstsze dopiero od roku 1944, o które silnie zabiegał polski Londyn. W pojemnikach przypiętych do spadochronów akowcy znajdowali broń, amunicję, żywność, środki opatrunkowe. Najwięcej zrzutów przypadło na rejony znajdujące się na północ od Krakowa (miechowskie), dlatego tamtejsze oddziały akowskie miały niezłe wyposażenie. W sumie jednak ilość zrzutowej broni była niewielka. Byłaby nieco większa, gdyby wszystkie zrzuty trafiały we właściwe ręce, jednak niemałą ich część przechwytywali partyzanci sowieccy oraz żołnierze AL. Bywało, że na zrzutach wzbogacali się też okupanci. I tak 8 V 1944 na skutek zdrady konwój akowców wiozący broń spod Proszowic został zaatakowany przez znaczne siły niemieckie w Łęgu. W walce polegli żołnierze ochrony oraz cichociemni.

Najwięcej lotów odbywało się z baz wojskowych we Włoszech (Brindisi). Nie wszystkie załogi samolotów szczęśliwie wracały. O skali strąceń informuje kwatera poległych lotników, znajdująca się na cmentarzu Rakowickim: 61 Anglików, 38 obywateli dzisiejszej RPA (wówczas Związku Południowej Afryki), 16 Polaków, 6 Kanadyjczyków, 3 Australijczyków.

Późną jesienią 1944 r. zrzuty były kontynuowane, nadal też kupowano broń i zabierano ją Niemcom. Obowiązywały ciągle szczegółowe zadania dla poszczególnych jednostek wojskowych na wypadek powstania, które jedynie uaktualniano w związku z dyslokacją wojsk niemieckich oraz rozbudową umocnień obronnych. Jeszcze w październiku i listopadzie zastanawiano się, jak skutecznie walczyć z czołgami na ulicach miasta, jak budować barykady i ich bronić. Ale mimo wysiłków AK dysproporcje pomiędzy siłami polskimi a niemieckimi nie tylko się nie zmniejszyły, lecz wzrastały. Powstanie wydawało się coraz mniej realne również ze względu na ogólnie trudną sytuację w podziemiu niepodległościowym, co wiązało się z klęską powstania warszawskiego i bliskością wojsk sowieckich.

Późną jesienią - choć formacje AK się rozbudowywały, podobnie jak BCh i NSZ, choć do Krakowa przybyło wielu oficerów, m.in. z KG AK, oraz powstańców warszawskich - żołnierzy podziemia krakowskiego opuściły w wyniku upadku powstania warszawskiego entuzjazm i wiara. Dalej trwały represje i akcje pacyfikacyjne, mające zapewnić okupantowi spokojną obronę i ewentualny bezpieczny odskok. Tym się martwiono, lecz nie mniej martwiono się o los miasta i jego mieszkańców po wkroczeniu Armii Czerwonej. Szczególnie niepokoili się żołnierze AK. Znali już losy swych kolegów z województw wschodnich przedwojennej Polski. „Sowiety traktują jako działalność na rzecz Niemiec każdą ujawnioną przynależność do AK" – raportowano[9]. Lecz niepokojono się też zbliżającą się nieubłaganie zimą. W rozbudowywanych oddziałach partyzanckich brakowało ciepłej odzieży, koców. Dawały się we znaki ulewne deszcze i chłód jesieni. „Dowiedziałem się, że macie w dyspozycji 110 spodni watowanych. Ja ze swymi oddziałami stoję u progu zimy i mam duże trudności z ciepłym ubraniem. [...] bardzo was, Kolego proszę, bądźcie tak dobrzy i obdarujcie nas tym ubraniem, a Podhalany Wam tego nie zapomną"[10]. Istniały też trudności w dowodzeniu: „w okręgach - raportowano - chaos i bezkrólewie"[11]. Sporo sobie obiecywano po planowanej na listopad wizycie misji brytyjskiej w Okręgu Krakowskim. Miała zbadać ogólne warunki materialne, stan uzbrojenia i wyszkolenia oraz określić dalsze zrzuty, lecz nie doszła do skutku.

Z tymi wszystkimi skomplikowanymi sprawami, w tym bytowymi żołnierzy, musiało się zmagać nowe kierownictwo Okręgu, na czele z jego komendantem, płk. Przemysławem Nakoniecznikoff-Klukowskim, który kilka tygodni wcześniej został zrzucony w kraju. Nowy komendant musiał się też zmagać z postępującą demobilizacją w formacjach partyzanckich oraz licznymi obławami na nie, podejmowanymi przez Niemców. 18 I 1945 wydał rozkaz pożegnalny do żołnierzy AK Okręgu Krakowskiego, ogłoszony na łamach ostatniego numeru „Wiadomości". „Busolą Waszą w dalszej drodze musi być karność w stosunku do własnych i niezależnych organów państwowych, zdolność zachowania kierunku marszu ku prawdziwej wolności i wielkości Polski"[12]. Podobny w tonie był tekst pożegnalny gen. Leopolda Okulickiego z 19 stycznia, w którym ogłaszał rozwiązanie AK.

Po tej dacie poakowskie formacje zaczęły się m.in. zlewać z dobrze dotychczas zakonspirowanymi formacjami organizacji „Nie" („Niepodległość"), które były tworzone od wiosny 1944 r. Organizacja „Nie" miała skupiać kadry doświadczonych wojskowych i polityków o orientacji niepodległościowej na czas okupacji sowieckiej.

Właśnie wiosną 1944 r. na organizatora Obszaru Południowego (krakowsko-śląskiego) „Nie" płk/gen. Emil Fieldorf, który wówczas był p.o. komendantem tej organizacji, wyznaczył mjr./ppłk. Stefana Krzywiaka, który intensywnie pracował nad rozbudową siatki, korzystając m.in. z zaplecza „Teczki". W Krakowie w ramach „Nie" działała też kierowana przez Emilię Malessę komórka przerzutowa na Zachód. 16 I 1945 podczas spotkania w Krakowie z udziałem S. Jasiukowicza (minister, członek Krajowej Rady Ministrów), Leopolda Okulickiego (Komendant Główny AK), Emila Fieldorfa (zastępca Okulickiego i komendant Obszaru Południowego), Stanisława Jana Jankowskiego (wicepremier, Delegat Rządu RP na Kraj), czyli całej „góry" państwa podziemnego, zadecydowano, że rola „Nie" w przyszłości powinna rosnąć. Jej nowym komendantem w Krakowie został Marian Głut.

W tej skomplikowanej sytuacji pogłębiły się kontrowersje między AK a NSZ. Eneszetowcy zarzucali AK i politykom z nią związanym ustępliwość wobec Sowietów i komunistów polskich, „zażydzenie" oddziałów zbrojnych, układowość i silne wpływy „sanacyjnych masonów". Z kolei akowcy, zwłaszcza ci wywodzący się ze stronnictw lewicowych, zarzucali NSZ reakcyjność, szowinizm i antysemityzm. Tej „bandzie wichrzycieli reakcyjnych, zdemoralizowanych, tej zgniliźnie" zarzucano współpracę z Niemcami. „Oenerowski wrzód musi być wycięty żelazem"[13].

Nastrój przygnębienia, malkontenctwo i zdenerwowanie odbijały się również na pracach władz cywilnych. „Politycy żrą się" - raportowano, a obowiązków administracji cywilnej przybywało, gdyż Kraków musiał przejąć część dotychczasowych zadań wykonywanych w Warszawie[14]. Kraków jako miejsce dalszej pracy i życia wybrali liczni politycy, urzędnicy i wojskowi warszawscy. Dłużej tu przebywali m.in. S. Jasiukowicz oraz A. Pajdak, krócej Stanisław Jan Jankowski, który m.in. bywał na spotkaniach politycznych z wojewodami, organizowanymi w parafii ewangelicko-augsburskiej przy ul. Grodzkiej 62, „u przeora", czyli Emila Kowali. Do Krakowa chętnie przyjeżdżał na dłużej Kazimierz Pużak, przewodniczący Rady Jedności Narodowej, czyli konspiracyjnego parlamentu. Kraków stał się miejscem obrad najwyższych władz Polskiego Państwa Podziemnego (PPP) z władzami terenowymi. Spotkania takie przygotowywano z Londynu. Trudności komunikacyjne powodowały, że krakowski Delegat Okręgowy porozumiewał się z Głównym Delegatem, przebywającym w Piotrkowie, za pośrednictwem Londynu. W Krakowie odtworzono dwa ważne departamenty Delegatury - Spraw Wewnętrznych oraz Informacji i Prasy. Zatem krakowskiej ODR przybywało „podopiecznych", ale nie - środków finansowych. Rezerw ODR nie posiadała. Jednym słowem, bieda.


Przypisy:

  1. B. Skulicz, II Baon „Bolesław”, „Żelbet”, BJ, Dz.r., s. 10.
  2. Krakowski Okręg..., s. 54.
  3. A. Szyfman, Moja tułaczka..., s. 257.
  4. „Życie Literackie" 1983, nr 50, s. 15.
  5. Krakowski Okręg..., depesza z 18 VIII 1944.
  6. „Naprzód", 13 VIII 1944.
  7. S.M. Jankowski, Steny z ulicy Mogilskiej, Kraków 1977, s. 35 i nast.
  8. K. Albin, List gończy..., s. 201.
  9. Okręg Krakowski..., s. 52.
  10. Tamże, s. 86.
  11. Tamże, s. 93 i nast.
  12. „Wiadomości", 18 I 1945.
  13. „Naprzód", 18 VIII 1944.
  14. Okręg Krakowski..., s. 93.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi