Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Część I: "Błyskawica"


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Włodzimierz Rozmus, W oddziałach Partyzanckich Skała. Część I: W oddziałach krakowskiego „Kedywu” - „Błyskawica”


Chyba najbogatszą historię wśród oddziałów partyzanckich „Kedywu” (czyli Kierownictwa Dywersji - samodzielnego oddziału Sztabu Głównego AK utworzonego na przełomie 1942/43 roku, którego zadaniem była tzw. walka bieżąca: sabotaż, dywersja, wykonywanie wyroków i inne) Okręgu Armii Krajowej Kraków posiada „Błyskawica”. Nie była najstarszym związkiem partyzanckim, bowiem przed nią zaczęły swoje działania m. in. oddziały „Lech” i „Lampart” w Gorlicach, „Wolni Strzelcy” koło Przemyśla, „Orzeł” koło Rzeszowa czy „Jędrusie” w okolicach Mielca; niemniej data powstania i historia „Błyskawicy” nakazuje oddać jej pierwszeństwo w opisie działań „Kedywu”. „Błyskawica” zaczęła działać samodzielnie już 7 lipca 1943 r. w lasach ciągnących się od Zabierzowa do Krzeszowic. W oddziale znalazło swoje miejsce wielu wspaniałych ludzi, gorących patriotów gotowych w swym młodzieńczym porywie do wszelkich ofiar - cechowała ich brawura i odwaga przynależna młodemu wiekowi.

Organizatorem i pierwszym dowódcą był Mieczysław Pogan - „Błyskawica”, 17-letni absolwent Szkoły Przemysłowej, mieszkaniec Zabierzowa koło Krakowa. Po ukończeniu szkoły w 1942 r. „Błyskawica” wraz z Leonem Kubisiem - „Mściwojem” i Władysławem Markiem - „Sępem” rozpoczęli pracę w niemieckiej zbrojowni w Krakowie przy ul. Rakowickiej. „Błyskawica” i „Mściwoj” byli zatrudnieni przy montażu i naprawie broni, natomiast „Sęp” remontował i konserwował tory kolejowe dochodzące na teren zakładu. Od początku pracy nie dawało im spokoju obcowanie z nadmiarem broni w zbrojowni. Chętnie wykorzystaliby ją gdzie indziej. „Błyskawica” przemyślał całą sprawę i postanowił dokonać przerzutu broni dla swoich chłopaków w Zabierzowie. Sprzyjała temu pomysłowi powierzchowna kontrola przy wychodzeniu z zakładu. Zaryzykował i w odstępie kilku dni przeniósł ukryte w nogawkach spodni pięć kbk w częściach, bez drewnianych łoży. Te ostatnie ukrył w śmietniku i przy sprzyjającej okazji przerzucił przez fabryczny mur graniczący z cmentarzem Rakowickim.

Ten system wynoszenia broni wydawał się jednak na dłuższą metę powolny i ryzykowny. Nigdy nie można było przewidzieć stopnia gorliwości strażników przy bramie wejściowej. „Błyskawica” postanowił wobec tego wyremontowaną i przestrzelaną broń przerzucać w całości na cmentarz. W październiku 1942 r. tą drogą wywędrowały poza zbrojownie 2 pistolety maszynowe MP i 10 bagnetów. Podobnych przerzutów dokonał jeszcze pięć: w listopadzie i grudniu 1942 r. oraz w styczniu, kwietniu i maju 1943 r. W każdej z tych akcji brało udział 5 do 12 osób uzbrojonych najczęściej w pistolet maszynowy i po dwa pistolety FN-7,6:5 i Parabellum. Przed każdą akcją „Błyskawica” organizował odprawę, szczegółowo omawiając poszczególne elementy zadania, uwzględniając także nieprzewidziane sytuacje i zachowanie się w nich współtowarzyszy.

Zbrojownia była odgrodzona od cmentarza ceglanym murem wysokości ok. 2 m. Uczestnicy akcji musieli wejść na teren cmentarza przed godziną policyjną i schronić się w jednym z grobowców położonych ok. 100 m od muru. Do szybkiego i cichego forsowania muru „Mściwoj” przygotował składaną drewnianą drabinę. Przy jej pomocy uczestnicy akcji wchodzili na mur, a następnie zeskakiwali na dach szopy już po stronie zbrojowni.

Na teren zbrojowni zawsze wchodziły trzy osoby. Oprócz „Błyskawicy” był to „Mściwoj” i „Sęp”. „Błyskawica” otwierał dorobionym kluczem drzwi do hali montażowej, a pozostali dwaj odbierali broń i przenosili na dach szopy. Stamtąd Stani-sław Kodura - „Drozd” i Adam Powojowski - „Orzeł” przerzucali ją kolegom oczekującym za murem cmentarnym. Wszy-stkie czynności były wykonywane w głębokiej ciszy i przy pełnej ostrożności z uwagi na patrolujących obiekty zbrojowni wartowników.

Po zakończeniu akcji „Błyskawica” zamykał drzwi i tą samą drogą wracał wraz z kolegami na cmentarz, gdzie wszyscy razem czekali do rana na koniec godziny policyjnej. Następnie z łupem wsiadali do pociągu zmierzającego do Zabierzowa.

W nocy z 7 na 8 maja [1943] w skład grupy, którą jak zawsze dowodził „Błyskawica”, oprócz wcześniej wymienionych osób wchodzili: Adam Gruszka - „Jeleń”, Marian Pogan - „Rzeżucha”, Marian Spyt - „Rybka”, NN -„Siwek”, Bronisław Cywicki - „Wesoły”, Tadeusz Pniak -„Zwinny” i Stanisław Pluciński -„Żbik”. „Błyskawica”, „Mściwoj” i „Rybka” przy pomocy zamelinowanej na cmentarzu, składanej drabiny forsują mur i wchodzą na teren zbrojowni. Dowódca popędza kolegów, bowiem ilość planowanej do zdobycia broni wymaga pokonania drogi przerzutu kilkakrotnie. Do zabrania jest 31 karabinów i 21 bagnetów.

Przerzut przebiegł sprawnie i około północy zakończono akcję. Łup zostaje schowany w zabudowaniach rodziców „Błyskawicy”, część w psiej budzie a reszta pod podłogą jednego z pomieszczeń. Następuje odprężenie. Wszyscy szaleją z radości, że za jednym podejściem udało się zdobyć tyle broni.

Łącznie we wszystkich akcjach wyniesiono z terenu krakowskiej zbrojowni: 70 kbk i kb, 6 pistoletów maszynowych MP i 2 pistolety maszynowe Bergmann, 5 sztuk pistoletów FN-7,65 i Parabellum oraz 31 bagnetów. Uzupełniający sprzęt jak 41 hełmów, 41 masek przeciwgazowych, ładownice, pasy i opatrunki osobiste zdobył samodzielnie Edward Dąbrowski. Pracując na Dworcu Głównym w Krakowie w biurze rzeczy znalezionych, wynosił cały zdeponowany sprzęt wojskowy do Za-bierzowa.

W drugiej połowie maja 1943 r. grupa pod dowództwem „Błyskawicy” liczyła już 41 żołnierzy i 6 sanitariuszek. Tworzyła ona pluton z sześcioma sekcjami, w pełni uzbrojony i wyposażony. Zastępcą dowódcy został „Rzeżucha” - brat „Bły-skawicy”, łącznikiem „Zwinny” a dowódcami sekcji kolejno od pierwszej do szóstej: „Orzeł”, „Mściwoj”, „Żbik”, „Drozd”, „Jeleń” i „Rybka”. W skład plutonu wchodziło jeszcze dwóch instruktorów: Mieczysław Czerniak - „Michalski” i Józef Fukacz -„Józek”. Ustalono także nazwiska trzech spośród sześciu sanitariuszek: Irena Pawlas -„Rezeda”, Klementyna Zienkiewicz - „Fiołek” i Teresa Spyt -„Brzózka”. Pluton podlegał bezpośrednio dowódcy placówki AK w Zabierzowie por. rez. Piotrowi Olkowi -„Gołąb”.

W czerwcu przeprowadzono kilkakrotnie ćwiczenia w pobliskich lasach. Niektóre z nich obserwowali przedstawiciele dowództwa „Kedywu” z Krakowa.

Po ostatniej akcji w zbrojowni w maju Niemcy zorientowali się, że na terenie zakładu działa zorganizowana grupa. Po paru tygodniach śledztwa wpadli na jeden z tropów. Skutki były fatalne, bowiem 7 lipca, czyli po dwóch miesiącach od ostatniej akcji, gestapo wpadło do obejścia rodziny Poganów. Przeprowadzona rewizja w domu i w sklepie ujawniła wprawdzie tylko ukryte radio, ale to wystarczyło do aresztowania ojca Franciszka, matki Stefanii i siostry Janiny. Gestapowcy nie zadowolili się tymi zatrzymaniami i postanowili czekać. W godzinach popołudniowych przyjeżdżają pociągiem „Błyskawica” i „Rzeżucha”. „Błyskawica” idzie prosto do domu, natomiast „Rzeżucha” skręca do sklepu. To mu ratuje życie, bowiem zauważa Niemców ukrytych w sklepie i nie zatrzymując się podąża dalej. Natomiast nic nie przeczuwając „Błyskawica” spokojnie wchodzi do domu i zostaje natychmiast obezwładniony.

W czasie niemieckiej akcji zatrzymano w Zabierzowie także „Zwinnego” i „Gołębia”. Obaj w czasie wyprowadzania do samochodu próbują ucieczki w kierunku boiska sportowego i zabudowań. Udaje się to pierwszemu, natomiast „Gołąb” ginie na miejscu. „Błyskawicę” przewieziono oddzielnie do katowni gestapo w Krakowie przy ul. Pomorskiej 2. Po licznych torturach i przesłuchaniach w grupie 24 więźniów wysłano go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Grupa ta otrzymała w obozie numery od 151 244 do 151 268.

Po wyjeździe Niemców „Rzeżucha” zarządził alarm plutonu i podjął decyzję o ukryciu broni w innych miejscach. Zabraną o północy ze skrytek w psiej budzie pod podłogą broń (81 sztuk karabinów i pistoletów oraz 31 bagnetów) żołnierze prze-noszą wpław przez Rudawe, przez tory kolejowe linii Kraków-Katowice i często uczęszczaną przez Niemców szosę do Katowic. Po bezpiecznym dotarciu do lasu ukrywają ją koło Kochanowa. Nadwyżki sprzętu melinują na zabierzowskim cmentarzu, a po tygodniu przenoszą do leśniczówki w Burowie koło Balic.

Błyskawiczna akcja „Rzeżuchy” uratowała całą broń i chyba ocaliła Zabierzów. Nazajutrz rano Niemcy powrócili i zdemolowali całe obejście Poganów. Nie oszczędzano podłóg i psiej budy, ale w skrytkach nic już nie było. Gdyby znaleziono arsenał broni, miejscowość prawdopodobnie byłaby spacyfikowana, a aresztowania mogły objąć pozostałych członków oddziału.

Dla uznania zasług „Błyskawicy” przy tworzeniu i uzbrajaniu oddziału, dla uczczenia pamięci swojego najdzielniejszego przywódcy, koledzy postanowili nazwać jego pseudonimem swoją jednostkę.

A jednak udało się ustalić dalsze losy Mieczysława Pogana -„Błyskawicy”. Gestapowcy mimo wymyślnych tortur żadnej informacji z niego nie wydobyli. Uznano go wiec młodzieżowym „szczurem” kolejowym i wysłano do obozu oświęcimskiego. Pierwsze tygodnie upłynęły „Błyskawicy” na jako takim podleczeniu ran zadanych w trakcie przesłuchań i zorientowaniu się w obozowej topografii. Wkręcił się w tym czasie do komanda pracującego poza terenem obozu. Wszystkie swoje pragnienia podporządkował idei ucieczki z obozu. Wreszcie przyszedł taki dzień.

Wracając z pracy wraz z. całą kolumną współwięźniów zdołał wykorzystać nieuwagę strażników i ukryć się w niedużej stercie słomy. Po zapadnięciu zmroku omijając miasto Oświęcim rozpoczął wędrówkę polami w kierunku wschodnim, do Krakowa. W tym czasie na apelu odkryto ucieczkę więźnia i zarządzono obławę. Około północy „Błyskawica” został wytropiony w krzakach przez dwóch żandarmów, kilka kilometrów od Oświęcimia. Zbitego i zmaltretowanego do nieprzytomności rzucono na furmankę. Odzyskawszy przytomność stwierdził, że nie jest skuty i może, choć z trudem, poruszać rękami i nogami. Żandarmi wyraźnie lekceważyli więźnia. Wygodnie rozsiedli się na furmance i nie zwracali uwagi na leżącego prawie nieruchomo „Błyskawicę". Na kolanach jednego z nich spoczywał pistolet maszynowy. „Błyskawica" niepostrzeżenie, centymetr po centymetrze przesuwał się w ich kierunku. Już na przedmieściu Oświęcimia jeden z żandarmów usiłował zapalić papierosa. Chroniąc ogień zapałki w rękach na moment odłożył broń. „Błyskawica” nadludzkim wysiłkiem poderwał się, uchwycił pistolet maszynowy i otworzył ogień na żandarmów. Spłoszone konie poniosły wóz z zabitymi żandarmami a „Błyskawica” prysnął w pobliskie krzaki. Teren wokół był gęsto zabudowany, podzielony parkanami i słabo zadrzewiony. Z daleka dobiegał już tumult i niemieckie okrzyki. Więzień dostrzegł otwór wąskiego przepustu drogowego i z trudem wcisnął się w tę rurę. Przeliczył pociski, miał 20 naboi, postanowił drogo sprzedać młode życie. Przez całą noc i następnego dnia Niemcy prowadzili poszukiwania uciekiniera tuż koło jego kryjówki. Do rury jednak nikt nie zaglądał. Po upływie przeszło doby nieludzko głodny i zmęczony wywlókł się na drogę. Tym razem niezauważony ruszył w kierunku Krakowa. Z daleka omijał osiedla i pojedyncze zabudowania, szedł tylko nocą.

Szczęśliwie wydostał się z niebezpiecznego rejonu i skierował się do lasu z zamiarem odpoczynku. Głodny i wycieńczony ukrył się w gęstwinie i zapadł w głęboki sen. Obudził go warkot ciężarówki, którą do pracy przybyli leśni robotnicy. Nie-opodal jego kryjówki pozostawili zbędną przy pracy część odzieży. „Błyskawica” niepostrzeżenie zdobył cywilne ubranie i mógł zdjąć oświęcimski pasiak. Uzyskał także trochę żywności, którą zaraz zaczął pochłaniać. Oddalił się i znów nocą kontynuował wędrówkę. W kolejną trzecią noc szczęśliwie przekroczył koło Dulowej ówczesną granicę Reichu z Generalną Gubernią i dotarł do Zabierzowa. Natychmiast nawiązał kontakt z dowództwem „Kedywu”, które po pewnym czasie skierowało go do oddziału noszącego nazwę jego pseudonimu.

Było to jednak dużo później. Na razie oddział „Błyskawica” przebywa w lesie k. Brzezia i liczy 17 osób. Do poprzednio wymienionych żołnierzy doszli: Jan Szczech -„Czarny”, NN -„Daniel”, Mieczysław Madej -„Gołąb”, Kazimierz Gołąb -„Lis” i Stanisław Kozera -„Szczygieł”. Dowódcą został kpr. „Michalski”, który 22 lipca 1943 r. wspólnie z „Orłem” nawiązał kontakt z kierownictwem krakowskiego „Kedywu” w osobach kpt. Stanisława Więckowskiego -„Wąsacza” i ppor. Henryka Galasa - „Hańcza”.

Od tego dnia oddział przeszedł pod rozkazy „Kedywu”. Dla partyzantów ustanowiono żołd. Za żywność dostarczaną przez terenówkę oddział płacił stosowne ceny za wyjątkiem zarekwirowanych produktów w niemieckich Liegenschaftach. Uzbrojenie stanowiły 3 pistolety maszynowe MP, 14 karabinów kbk i kb oraz 18 bagnetów. Po przemundurowaniu oddział prezentował się nieźle i jak na początek był dobrze uzbrojony.

Kpr. „Michalski” wykorzystywał też każdą wolną chwilę i przeprowadzał intensywne szkolenie z zakresu znajomości broni, terenoznawstwa, taktyki i wyszkolenia strzeleckiego. Minerki uczył pchor. Krzysztof Śliwiński -„Kmicic” skierowany do oddziału przez dowództwo „Kedywu”.

Teren zakwaterowania oddziału był niebezpieczny ze względu na silną penetrację niemiecką. Dla uniknięcia strat dowództwo „Kedywu” postanowiło przebazować oddział do majątku Gustawa Bielańskiego - „Gutka” w Wrząsowicach. Przerzut całego oddziału był, jak na owe czasy, nielada wyczynem. W biały dzień ukryci pod budą ciężarówki uzbrojeni partyzanci przejechali całą trasę z lasów zabierzowskich do Wrząsowic przez Kraków. Organizacją przerzutu kierował zastępca dowódcy „Kedywu” Okręgu Krakowskiego kpt. „Wąsacz”.

7 sierpnia 1943 oddział stoczył pierwszą potyczkę z siedmioma niemieckimi żandarmami. W czasie strzelaniny zostaje ranny dowódca kpr. „Michalski”. Przejściowo zastępuje go „Rzeżucha” a 10 sierpnia dowództwo „Kedywu” przysyła ppor. Władysława Kordulę -„Romana”, który przenosi oddział na Kamiennik. Nowy dowódca był przedwojennym podchorążym, przed przybyciem do „Błyskawicy” dowodził oddziałami partyzanckimi w rejonie Baraniej Góry. Był partyzantem cieszącym się autorytetem podwładnych, wszechstronnie wyszkolonym o zacięciu wychowawcy młodzieży. Do oddziału dołączyli tak-że: Jan Sikora -„Barycz”, NN -„Dybowski”, Zbigniew Wojakowski -„Hieronim”, Wojciech Niedziałek -„Judasz”, Józef Borkowski -„Kruk”, NN -„Soczek” i Tadeusz Krzywdziak -„Zapalczywy”.

Z początkiem września 1943 r. dowództwo krakowskiego „Kedywu” nakazało rozpoczęcie przygotowań do akcji „Wieniec”. Jej celem było wysadzenie torów kolejowych na liniach biegnących z Krakowa w kierunku południowym. Ppor. „Roman” wyznaczył trzy patrole dla rozpoznania terenu: pierwszy patrol („Kruk” i „Soczek”) dla rozpoznania linii kolejowej Kalwaria-Wadowice, drugi („Orzeł” i „Żbik”) dla linii Skawina-Chabówka i trzeci („Hieronim” i „Dybowski”) działający w okolicach Bielska-Białej. Patrole były uzbrojone tylko w pistolety i ręczne granaty. Z rozpoznania w pełnym składzie wrócił tylko drugi patrol. „Soczek” został ranny a następnie ujęty przez Bahnschutzów (popularna nazwa niemieckich jednostek ochrony linii kolejowych). W ogóle nie wrócił trzeci patrol. W Pcimiu natknął się on na strażników wiejskich będących niemieckimi konfidentami. Nie chcąc dopuścić do starcia „Hieronim” poinformował strażników, że są partyzantami. Ci jednak próbowali obezwładnić „Dybowskiego". „Hieronim” wyjął pistolet, który zaciął się. Strażnicy poturbowali kłonicami obu partyzantów tak, że „Hieronim” stracił oko. Przekazani na Gestapo, torturowani nikogo nie wydali. „Hieronim” został rozstrzelany w Krakowie na ul. Szerokiej, natomiast „Dybowski” zmarł już w drodze do Krakowa. W kilka dni później sąd podziemny skazał konfidentów Krzeczkowskiego, Roga i Żabę na karę śmierci. 10-osobowy patrol pod dowództwem ppor. „Romana” udał się do Pcimia i wykonał wyrok na Żabie i Rogu, Krzeczkowskiemu udało się zbiec.

W nocy z 23 na 24 września część oddziału pod dowództwem „Orła” przeprowadziła akcję w Myślenicach. „Czarny”, „Kruk” i „Żbik” podpalili termitówkami magazyny zbożowe, natomiast „Barycz”, „Drozd”, „Judasz” i leśniczy „Dobruś” zapalili magazyny materiałów pędnych i siana. Pożarów nie udało się ugasić przez dwie doby.

Pod koniec września 1943 r. oddział „Błyskawica” otrzymał polecenie zaatakowania i zniszczenia placówki straży granicznej - Grenzschutzu w Kleczy k. Wadowic. 30 września przeszli górami w okolice Klęczy, gdzie dołączyli „Wąsacz” i „Hańcza” z dowództwa „Kedywu” wraz z kilkoma osobami. W nakazanym terminie, w nocy z 3 na 4 października, partyzanci podeszli pod samą placówkę. Był to samotny ufortyfikowany bunkrami i zasiekami dom na wzgórzu. Całość terenu oświetlały reflektory. Przy posiadanym uzbrojeniu atak nie dawał szans nacierającym. W tej sytuacji „Wąsacz” odwołał akcję.

W październiku 1943 r. wezwano do Krakowa „Kmicica” nakazując zorganizowanie przerzutu oddziału samochodem w miechowskie. Zadaniem była ochrona zrzutowiska w lasach koło wsi Przesieka i Marcinowice k. Kozłowa. 8 października partyzanci ukryci w ciężarówce, uzbrojeni i ubrani w nałożone na mundury granatowe kombinezony robocze, chowając broń pod słomą, podjechali pod Pocztę Główną w Krakowie. Do szoferki wsiadł „Wąsacz”. Na Prądniku samochód zatrzymał żan-darm uzbrojony tylko w bagnet. Na trzeciego wsiadł do szoferki i tak dojechał do Słomnik. Oszczędzono go na wyraźny rozkaz „Wąsacza”.

Za Książem Wielkim oddział opuścił ciężarówkę i marszem udał się do Przesieki, gdzie zatrzymał się na kwaterze u Tomasza Gołdy-Adrianowicza -„Pazura” - zastępcy komendanta placówki AK Kozłów „Kozica”. Oczekiwanie na zrzut trwało ponad 2 tygodnie. W zasadzie nic się nie działo, bowiem tylko jeden raz nad zrzutowisko nadleciały trzy Liberatory, ale wskutek nieporozumienia do zrzutu nie doszło. Powrotną drogę na Kamiennik oddział „Błyskawica” odbył marszem.

Od oddziału na rozkaz „Kedywu” odłączył się „Kmicic”. Miał się zgłosić w Krakowie. Mając własne i prawdziwe dokumenty postanowił spędzić noc w domu. Około 22-giej wtargnęło gestapo i po dokładnej rewizji, w czasie której nic nie znaleziono, zabrano „Kmicica” i jego ojca na Montelupich. Gestapo „Kmicica” nie rozszyfrowało i za odpowiednią łapówką został on wyciągnięty z więzienia. Po zwolnieniu dowództwo „.Kedywu” skierowało go w lipcu 1944 r. chwilowo do oddziału partyzanckiego „Grom”. Po scaleniu oddziałów w batalion „Skała”, powrócił do „Błyskawicy”.

Przebywanie oddziału „Błyskawica” na Kamienniku nie należało do przyjemnych. W szałasach było zimno, brakowało koców. Rano, znajdujący się w bardzo gęstym młodniku pod szczytem góry, obóz tonął w chmurach. Mundury i koce były zawsze mokre. Zaopatrzenie w żywność przez terenówkę też pozostawiało wiele do życzenia. Przez trzy tygodnie partyzanci chodzili głodni i źli. Aby temu zaradzić „Roman” zezwolił na zorganizowanie polowania. Efektem tego był łup w postaci dwóch saren zastrzelonych ze „stena” i kb przez „Żbika” i „Drozda”. „Jeleń”, który w tym czasie był kucharzem mógł wreszcie dogodzić zgłodniałej braci partyzanckiej. „Barycz” i „Zapalczywy” byli zaopatrzeniowcami oddziału w podstawowe artykuły żywnościowe. Największym powodzeniem cieszyły się patrole udające się zawsze w zmienionym składzie do „Dobrusia” - leśniczego Józefa Batki w Lipniku. U niego zawsze można było najeść się do syta chleba z masłem, miodu i jaj oraz dostać kieliszek czegoś mocniejszego. Dlatego też partyzanci nazwali leśnika „Dobrusiem”.

W drugiej połowie grudnia 1943 r. „Błyskawica” wspólnie z oddziałem terenowym, dowodzonym przez Józefa Misiora -„Prąd", dokonały wypadu na niemiecki Liegenschaft w Liplanie oraz przeprowadziły kilka akcji na spółdzielnie i mleczarnie. W akcjach tych zdobyto 50 sztuk bydła, 6 koni, 2 tony zboża, kilkaset kg cukru, masło i inne produkty żywnościowe. Zdobycz zmagazynowano w bazie terenówki w Wolicy k. Łapanowa, w majątku inż. Jana Bujwida. W zimie oddział „Błyskawica” zlikwidował także kilka bimbrowni.

Przed Bożym Narodzeniem partyzantów rozpuszczono do domów, aby umożliwić im świętowanie w gronach rodzinnych. Kto nie mógł wracać do domu był zapraszany przez kolegów. Broń i wyposażenie ukryto w majątku Gaj u Stanisława Malinowskiego - „Braciszka”. Krótki wypoczynek w rodzinnej atmosferze był najlepszą nagrodą za codzienne trudy i niewygody partyzanckiego żywota.

Powtórną zbiórkę oddziału zarządzono w pierwszej dekadzie stycznia 1944 r. w miejscowości Złotniki-Igołomia, w zabudowaniach Edwarda Migasa.

Po zebraniu się wszystkich oddział przeprawił się przez Wisłę do Woli Zabierzowskiej k. Niepołomic. Tam dołączyli: Bo-lesław Podbiera -„Jastrząb”, Stanisław Lassler -„Kania”, NN -„Pantera”, Józef Szwalbic -„Puchacz”, NN -„Robinson” i Stefan Jura -„Słowik”. Razem z „Błyskawicą” biwakuje od 18 stycznia 1944 r. grupa „spalonych” na terenie Krakowa dywersantów: Jerzy Gara -„Błysk”, Wojciech Niedziałek -„Judasz”, Kazimierz Hromniak -„Leśnik”, Jerzy Tracz -„Mały”, Zdzisław Meres -„Orlik”, Kazimierz Meres -„Ryś”, Zbigniew Kulig -„Zbójnik” i Zbigniew Gawlik -„Żmija”. Stanowią oni trzon nowo powstającego oddziału „Grom”.

W tym czasie przybywa także entuzjastycznie witany Mieczysław Pogan -„Błyskawica”, którego perypetie ucieczki z Oświęcimia poznaliśmy wcześniej. Zmienia zaraz pseudonim na „Błyskawiczny” i zostaje powołany na zastępcę dowódcy oddziału partyzanckiego „Błyskawica”.

21 stycznia 1944 r. „Roman” otrzymuje wezwanie wraz z całym oddziałem na 29 stycznia, godz. 18.00 do lasu pod Grodkowicami. Celem jest wysadzenie niemieckiego pociągu. Tegoż dnia we wczesnych godzinach popołudniowych oddział wyruszył z Woli Batorskiej. W drodze dowódca otrzymuje informację o silnej penetracji niemieckiej wokół Niepołomic. „Roman” zmienia marszrutę i oddział na miejsce zbiórki przybywa z opóźnieniem. Brakuje także broni, którą miało dostarczyć dowództwo Okręgu AK. W tej sytuacji „Wąsacz” odwołuje akcję i przybyłe oddziały odsyła na nowe kwatery do Jaroszówki k. Łapanowa. Z szeregów „Błyskawicy” wycofuje się także „Kuba”, który wkrótce będzie organizował oddział „Huragan”.

Pod koniec lutego, wspólnie z oddziałem „Prąd”, „Błyskawica” przeprowadza akcję na niemiecką garbarnie w Dobczycach. Po sterroryzowaniu niemieckiego ubezpieczenia zarekwirowano skóry, załadowano na sześć wcześniej przygotowanych sań, dowieziono na nową kwaterę oddziału w Zawadzie, a następnie ukryto w majątku Gaj.

W marcu trwają zajęcia szkoleniowe. W prawie każdą noc wyruszają patrole chcąc schwytać „języka”. Pojawienie się nieźle uzbrojonych partyzantów z orzełkami na furażerkach podnosi na duchu okoliczną ludność.

3 kwietnia 1944 r. „Roman” otrzymał rozkaz udania się z oddziałem do Krakowa. Partyzanci zabierali wyłącznie broń krótką, pistolety maszynowe i granaty. Wspólnie z oddziałem „Grom”, zespołami dywersyjnymi z Rzeszowa i oddziałami „Żelbetu” mieli uczestniczyć w akcji uwolnienia aresztowanego komendanta Okręgu Krakowskiego AK płk. Józefa Spychalskiego -„Lutego”.

Na kwaterze w Zawadzie pozostała 9-osobowa grupa pod dowództwem „Orła”. Nazajutrz komendant placówki AK w Zawadzie Józef Fijałkowski - „Odwet”, powiadomił „Orła” o przyjeździe do Myślenic ekspedycji karnej z Krakowa. Jej celem była pacyfikacja Sułkowic. Zapada szybka decyzja niedopuszczenia do pacyfikacji. Grupa „Orła” powiększona o jedenastu żołnierzy placówki w Zawadzie i dwóch tam ukrywających się Anglików („Bill”, „Ted”) chowa się w zasadzce w Jaworniku przy szosie Myślenice-Kalwaria. Po długim oczekiwaniu, kiedy zdawało się, że jest to fałszywy alarm, koło 2-giej w nocy usłyszano szum motorów. Ubezpieczenie dowodzone przez „Kanię” melduje o przyćmionych reflektorach samochodu osobowego i dwóch autobusów załadowanych Niemcami. Partyzanci wykorzystują zaskoczenie i otwierają ogień do samochodu osobowego, który rozbity wpada do rowu. „Orzeł”, „Rybka”, „Odwet” i dwóch Anglików otwierają drzwi, z samochodu wypadają trzy trupy. Partyzanci zabierają broń, dowody osobiste i teczkę wypchaną dokumentami. Sto metrów dalej ubezpieczenie pod dowództwem „Kani” ostrzeliwuje pierwszy autobus, który zarył w rowie. Niemców jest ok. 40 i dysponują przygniatającą przewagą ogniową. Wobec tego partyzanci szczęśliwie wycofują się w kierunku Zawady. „Rzeżucha” został draśnięty w palec a „Słowikowi” przestrzelono furażerkę. W samochodzie osobowym zabito trzech Niemców, rozbito autobus, zdobyto dwa PM, jeden Bergmann i trzy pistolety Parabellum. W wyniku zasadzki nie doszło do pacyfikacji Sułkowic, bowiem zabitymi Niemcami byli kpt. żandarmerii Dreier, st. sierżant żandarmerii Schaar i kierowca Hant. Hitlerowcy wzięli jednak odwet na bezbronnych mieszkańcach, najbliższej osady. Wymordowali dwanaście osób, wśród mich dzieci i kobiety.

W końcu kwietnia 1944 r. odwołano znajdującą się w ostrym pogotowiu w Krakowie „Błyskawicę”, „Kedyw” zamierzał użyć oddział w innej akcji. W pierwszych dniach maja partyzanci przenoszą się w okolice Miechowa. Utartym szlakiem przechodzą do Woli Batorskiej. Z oddziału do terenówki przenoszą się „Daniel”, „Jeleń”, „Pantera”, „Siwek” i „Wesoły”.

W nocy z 3 na 4 maja 1944 r. oddział partyzancki „Błyskawica” przeprawił się przez Wisłę w rejonie wsi Wawrzeńczyce. Stąd po krótkim odpoczynku dociera 8 maja do wsi Stradów i zajmuje kwatery w folwarku państwa Gieleniewskich. Do oddziału dołączają dwaj ochotnicy: Jerzy Zyguła -„Lampart” i Adolf Madejski -„Klon”, tym serdeczniej przyjęci, bowiem przynieśli ze sobą ręczny karabin maszynowy Bren z 4 magazynkami.

W sąsiedztwie, również od początku maja, kwateruje drugi oddział krakowskiego „Kedywu” - „Grom” wpierw w Bieglowie, a następnie na Kopaninie k. Stradowa.

Teren, na którym znalazły się oba oddziały nazywany był przez miejscową ludność „Meksykiem” z uwagi na szerzący się bandytyzm. Prawie każdej nocy w perfidny i wyrafinowany sposób byli grabieni z dobytku co bogatsi gospodarze. Ludność dla samoobrony organizowała nocne dyżury i w przypadku ukazania się bandziorów alarmowano całą wieś dzwonami i innymi akustycznymi urządzeniami. Przybycie „Błyskawicy” i „Gromu” oraz conocne silne patrole, rozsyłane w teren, radykalnie zmieniły sytuację. Miejscowa ludność mogła spokojnie spać, a jej wdzięczność przejawiała się w serdecznym traktowaniu partyzantów i udzielaniu im wszechstronnej pomocy.

W trzeciej dekadzie maja do obu oddziałów przybyło dowództwo „Kedywu”: kpt. „Skała”, kpt. „Powolny” i por. „Spokojny”. W oddziałach zarządzono alarm i nastały dni ciężkich i forsownych ćwiczeń. Zaczęto od forsownych, wielokilometrowych biegów w warunkach terenowych, z pełnym oporządzeniem. Następnie przyszła kolej na minerkę, maskowanie, tor przeszkód, strzelanie „instynktowne” i inne elementy z repertuaru ćwiczeń „cicho-ciemnych" Aplikowane zajęcia były tak wyczerpujące, że niektórzy z partyzantów nie mogli doczekać się odjazdu gości, mimo niewątpliwej sympatii dla nich. W tym czasie grupa młodych ludzi zwróciła się do kpt. „Skały” o przeszkolenie ich w zakresie dywersji i minerki. Po uzyskaniu zgody uczęszczali na zajęcia w oddziale „Błyskawica”. Po jego odejściu stanowili rezerwę „Gromu” i zostali nazwani „Gromem B”. W skład tej grupy wchodzili: Franciszek Skrochowski -„Aga”, Andrzej Wiechliński –„Cyrus”, Józef Grodzicki -„Jaksa", Andrzej Frycz -„Korsarz”, Franciszek Piaskowik -„Lew”, Kazimierz Sułowski -„Rudy”, Julian Dobrzański -„Sas”, Feliks Skrochowski -„Sulima”, Ryszard Wańkowski -„Tatar” i Józef Dobrzański -„Witold”. Ten ostatni zginął w pierwszym dniu Powstania Warszawskiego jako żołnierz zgrupowania „Baszta”.

W początkach czerwca 1944 r. do dowódcy „Błyskawicy” zwrócił się miejscowy wójt z prośbą o ochronę dla transportu Polaków wysiedlonych przez Niemców ze wschodnich terenów i zapobieżenie ewentualnym incydentom. Transport konwojowała granatowa policja działająca w tym przypadku w dobrej sprawie. Dowódca oddziału „Roman” wyznaczył „Kruka”, który zajął miejsce razem z komendantem policji w pierwszym wozie, zaś dwuosobowe patrole „Błyskawicy” i „Gromu” co jakiś czas przecinały marszrutę konwoju. Komendant granatowej policji nie wytrzymał i zagadnął „Kruka”:

- Ilu was jest w lesie?

- Pan rozumie, to tajemnica.

- My was oceniamy na cztery tysiące.

- To się pan nie pomylił - odrzekł „Kruk” ciesząc się z udanego fortelu.

A że fortel się udał, oddział przekonał się za kilka dni. 15 czerwca o świcie Niemcy dokonali zakrojonej na dużą skalę obławy na partyzantów w lasach chroberskich. Wyprawa licząca ponad 4 tysiące niemieckich żołnierzy chybiła celu, ponieważ oddziały „Błyskawica” i „Grom”, uprzedzone przez terenówkę, jeszcze tej samej nocy odskoczyły do Opatkowiczek.

W końcu czerwca „Błyskawica” przeniosła się bliżej, do Zagai Stradowskich. Stąd 8 lipca 1944 r. patrol pod dowództwem „Błyskawicznego” („Roman” w tym czasie przebywał służbowo w Krakowie) w składzie: „Rzeżucha”, „Puchacz”, „Lis”, „Jastrząb”, „Drozd”, „Słowik”, „Mściwoj”, „Szczygieł”, „Sęp”, „Rybka”, „Dziki”, „Gołąb” i „Robinson”, uzbrojeni w rkm Bren, pistolet maszynowy, karabiny i granaty, udał się nad stawy budziszowickie. Chłopcy chcieli się wykąpać, bowiem od kilku dni upał dawał się porządnie we znaki. Gdy połowa patrolu zażywała kąpieli, pozostali ubezpieczali kąpiących się. W pewnej chwili zasygnalizowano nadjeżdżający samochód. „Błyskawiczny” zarządził alarm, wysłał „Rzeżuchę” do Zagai Stradowskich, a z resztą udał się w kierunku nadjeżdżającego samochodu. Partyzanci zajęli stanowiska w niedużym wąwozie na skrzyżowaniu dróg Tumawiec-Budziszowice-Czarnocin. Miejsce na zasadzkę było idealne, gdyż sami niewidoczni, mieli doskonały wgląd na drogę. - Otworzyć ogień tylko na mój rozkaz - powiedział „Błyskawiczny”, widząc z daleka niemiecki samochód ciężarowy z zamontowanym ckm-em. Za chwilę rozległ się huk: to właśnie „Błyskawiczny” rzucił granat wprost pod koła ciężarówki, która zaryła się w zbocze wąwozu. Otworzyli ogień i pozostali partyzanci. Zdawało się, że nikt z załogi samochodu nie został żywy, a tu, o dziwo!, wyskakuje oficer niemiecki i rzuca granat, który na szczęście nie eksploduje. Strzelającego Niemca celną serią kosi „Błyskawiczny”. Był to, jak później odczytano z dokumentów, oficer gestapo Klüga. Zabito również drugiego Niemca, a trzeci uciekł w zamieszaniu. Zdobyto ckm Zbrojovka, pistolet Beretta i skrzynkę amunicji. Uwolniono aresztowanego w Kocmyrzowie AK-owca Zbigniewa Grocholskiego-Gertycha ps. „Dąbrowa”. Uciekając w czasie strzelaniny natknął się on na patrol oddziału „Grom”, który szedł na pomoc „Błyskawicy”. „Dąbrowa” po tym przypadkowym ocaleniu pozostał już w „Gromie”.

Po akcji pod Budziszowicami spodziewano się niemieckiego odwetu. Dlatego też „Błyskawiczny” i dowódca oddziału „Grom” - „Sam” postanowili nie wycofywać się z tego terenu. „Błyskawica” zabezpieczyła teren od strony Skalbmierza. Stanowisko zajęła sekcja ze świeżo zdobytym ckm-em. Jej dowódcą został „Mściwoj” celowniczym „Gołąb”, a amunicyjnymi „Grot” i „Robinson”. Oddział „Grom” ubezpieczał teren od Działoszyc. Dopiero koło południa następnego dnia od strony Ciuślic ukazały się tumany kursu, a następnie 6 samochodów ciężarowych, 2 działka polowe i kilku motocyklistów. Stało się jasne, że to właśnie jedzie karna ekspedycja. Wśród partyzantów zapanowało zdenerwowanie, bowiem wróg był liczniejszy i miał dużą przewagę w uzbrojeniu. Uprzednio uzgodniono, że partyzanci podejmą akcję tylko wtedy, gdy Niemcy rozpoczną pacyfikację. Ukryci żołnierze oddziałów partyzanckich przepuścili Niemców, którzy ostrożnie wjechali na dziedziniec majątku w Turnawcu. Tym razem nie odważyli się na pacyfikację i po trzech godzinach odjechali. Były to nerwowe chwile, bo atakowanie liczniejszego i lepiej uzbrojonego przeciwnika ni leżało w taktyce partyzantów poza sytuacjami wyjątkowymi. Po odjeździe Niemców oddziały utrzymywały stan pogotowia na wyznaczonych stanowiskach jeszcze przez dwie doby.

20 lipca 1944 r. po uprzednich dyrektywach „Kedywu” oddział partyzancki „Błyskawica” opuszcza ziemię miechowską i udaje się na Podhale. Do transportowania ckm-u na specjalnych jukach partyzanci zabrali ze sobą konia, którego nazwano ,,Wiarusem”. Trasa przemarszu prowadziła przez Topole, Wawrzeńczyce, Igołomię. W nocy z 23 na 24 lipca oddział przeprawił się przez Wisłę i osiągnął szosę Bochnia-Gdów. „Roman” rozdzielił oddział na dwie grupy. Pierwszą z ckm-em pod dowództwem „Kruka” wysłał na przeprawę ku rzece Rabie, a sam z drugą grupą, składającą się z sekcji „Drozda”, „Słowika” oraz lkm „Rzeżuchy” postanowił urządzić zasadzkę na przejeżdżające szosą transporty niemieckie. Stanowiska zajęto w przydrożnym rowie. Po długim oczekiwaniu ukazał się pojedynczy samochód jadący na przyćmionych światłach. Pierwszy otworzył ogień z Brena - „Puchacz”, za nim reszta. Samochód zygzakował na jezdni, ale przejechał. Okazało się, że był to opancerzony samochód terenowy, nieczuły na partyzanckie kule. Po dłuższej chwili ukazał się następny samochód osobowy. Ostrzelany zatrzymał się, lecz kierowca - niemiecki żandarm, zbiegł w ciemności, zostawiając bluzę z dokumentami i pistolet Walther. Samochód rozbito i zepchnięto do rowu. Po tej akcji obie grupy połączyły się i razem pomaszerowały do Dąbrowicy, a następnie na kwatery w Tarnawie.

27 lipca 1944 r. dowódca „Błyskawicy” - „Roman” otrzymał od miejscowej placówki AK polecenie zlikwidowania posterunku granatowej policji w Łapanowie. Jeszcze tego samego dnia partyzanci ruszyli w drogę i wkrótce otoczyli posterunek ubezpieczając drogi wylotowe karabinami maszynowymi. Kiedy zapadł zmrok „Roman” donośnym głosem wezwał policjantów do poddania się. Po chwili ciszy uchyliły się drzwi zabarykadowanego posterunku i kolejno, z podniesionymi rękami, wyszli z nich sierżant oraz pięciu jego podwładnych. Z posterunku zabrano 6 karabinów, pistolet i amunicję. Przy okazji zniszczono wszystkie dokumenty, kartoteki i urządzenia posterunku. Późnym wieczorem partyzanci opuścili Łapanów, a policjantów na prośbę mieszkańców uwolniono.

Dwa dni później, 29 lipca, oddział opuścił gościnną gajówkę w Tarnawie i pomaszerował na południe. Po przeskoczeniu linii kolejowej Nowy Sącz-Chabówka, już późnym wieczorem dotarli do szosy Tymbark-Mszana. Postanowiono znowu zapolować na samochody. Wkrótce w ciemnościach ukazały się światła reflektorów trzech nadjeżdżających wozów. „Roman” zarządził natychmiastowe otwarcie ognia. Dwa samochody zatrzymały się, a ostatni zawrócił i uciekł. Okazało się, że byli to Węgrzy. Rozbrojono ach i puszczono wolno. Oddział wzbogacił się o 6 karabinów i pasy z ładownicami. Dodatkowym łupem stały się dwa dymiony rumu. Kiedy, za pozwoleniem dowódcy, zamierzano przeprowadzić ich degustację, nadjechał nagle samochód osobowy. Celna seria „Błyskawicznego” zastopowała go i z wnętrza wyszedł starszy już wiekiem niemiecki żołnierz. Złorzecząc Hitlerowi krzyczał, że jest Austriakiem. Oszczędzono go, odbierając tylko karabin, ładownicę, pas i amunicję, a samochód spalono.

Po wiosennych akcjach oddział partyzancki „Błyskawica” zmienił swoją kwaterę i przeniósł się 30 lipca 1944 r. do Słopnic. Tam dowódca „Błyskawicy” Władysław Kordula -„Roman” został powiadomiony przez szefa placówki terenowej AK Jana Połomskiego -„Dęba” o przybyciu oddziału niemieckiej żandarmerii wraz z taborami do wsi Zamieście. Zarysowała się perspektywa uderzenia o świcie następnego dnia i rozbicia wroga. „Dąb” zobowiązał się do przysłania przewodnika, który wskaże domy zajęte przez Niemców.

Z nie wyjaśnionych przyczyn przewodnik zameldował się o piątej rano, tak że oddział dotarł na pozycje wyjściowe dopiero koło szóstej. Przewodnik poinformował, że Niemcy zajęli tylko jeden dom i stodołę. Kierując się tymi danymi „Roman” podzielił oddział na dwie części. W skład pierwszej grupy osobiście przez niego dowodzonej weszli: „Puchacz” z lekkim karabinem maszynowym, „Lis”, „Jastrząb”, „Dziki”, „Orzeł”, i „Słowik”. Zadaniem grupy było ubezpieczenie szosy prowadzącej do Tymbarku i uderzenie na stodołę. Druga grupa pod dowództwem „Błyskawicznego” składała się z „Rzeżuchy”, „Rybki”, „Mściwoja”, „Szczygła”, „Klona” oraz „Pokornego” i miała za zadanie zaatakować budynek mieszkalny. Sekcja ckm-u na czele z „Gołębiem” ubezpieczała akcję od strony szosy z Limanowej.

Na sygnał dowódcy grupy zaczęły podchodzić pod zabudowania przez ziemniaczane pole. Gdy już poderwali się do ataku, od strony Limanowej pojawiło się kilka samochodów załadowanych niemieckimi żołnierzami. „Roman” natychmiast wydał komendę „Padnij!” i zabronił otwierania ognia. Niemcy zdezorientowani i przypuszczalnie nie mając żadnego rozeznania w sytuacji po chwili odjechali w stronę Tymbarku.

Jednak głośna komenda i ruch zaalarmował żandarma-wartownika w zabudowaniach. W stronę partyzanckich stanowisk posypały się pociski i granaty. W odpowiedzi partyzanci otworzyli huraganowy ogień, który ostudził zapał Niemców. Moment zaskoczenia jednak przepadł. Grupa „Błyskawicznego” zdążyła doskoczyć pod ściany budynku. Niemcy zorientowawszy się, że są otoczeni zaczęli wydzierać się „Nicht schiessen!” - nie strzelać. Za chwilę w bramie pojawił się ubrany tylko w bieliznę Niemiec z białą płachtą. Wydawało się, że akcja jest już zakończona, ale jeden z partyzantów nie wytrzymał napięcia i strzelił do Niemca. Ten upadł, a pozostali otwarli gęsty ogień i zarzucili partyzantów granatami. Ci nie byli dłużni i również użyli granatów. Usiłowali także podpalić zabudowania, ale przemoczone po ulewnym deszczu w nocy drzewo nie chciało zająć się ogniem. Tymczasem ubezpieczenie meldowało o zbliżającej się od Tymbarku tyralierze niemieckich żołnierzy. Również samochody jadące z Limanowej stanęły, choć Niemcom trudno było zorientować się w tym rozgardiaszu. Sytuacja dla partyzantów stawała się coraz groźniejsza i „Roman” dał sygnał odwrotu. Wraz z kilkoma kolegami przeskakuje szosę. Tymczasem na podwórku pozostali: „Błyskawiczny”, „Mściwej”, „Klon” i „Rybka”. Są ostrzeliwani z kilku stron, bowiem okazało się, że Niemcy kwaterują także w innych budynkach. „Błyskawiczny” trafiony pociskiem pada. Na pomoc idzie „Mściwoj” i „Klon”, natomiast „Rybka” osłania ich ogniem automatu prażąc w bramę. Rozrywający się obok granat rani ciężko w brzuch „Mściwoja” i po raz drugi „Błyskawicznego” w prawą dłoń.

Widzi to wszystko dowódca. Podrywa się, strzelając seriami pocisków i próbuje pomóc kolegom. Zaraz jednak dostaje odłamkiem granatu w pierś. Pozostałym udaje się jednak wynieść kolegów spod ostrzału. „Błyskawiczny” jednak już nie żyje. Naprędce zorganizowane dwie podwody wiozą rannych i zabitego w kierunku kwater położonych w górach. Sekcja cekaemów osłania odwrót zatrzymując nacierających Niemców z kolumny samochodowej. W drodze umiera dowódca oddziału „Roman”. Obu zabitych pozostawiono w kostnicy na cmentarzu w Słopnicach.

Dowództwo obejmuje „Puchacz”. Po południu oddział odskoczył do leśniczówki we wsi Mogilnica. Wieczorem patrol w składzie „Puchacz”, „Rzeżucha”, „Rybka”, „Czarny”, „Słowik”, „Orzeł” i „Dziki” wziął udział w pogrzebie kolegów. Nad trumnami przemówił dowódca placówki terenowej „Dąb”, salwa z partyzanckich karabinów zakończyła tę smutną ceremonię.

Ciężko ranny „Mściwoj” leżał na kwaterze. Staranną opieką, otoczyły go dwie sanitariuszki przybyłe z oddziału partyzanckiego por. Krystyna Więckowskiego - „Zawiszy”. Pomoc ta była niestety nieskuteczna. W wyniku odniesionych ran „Mściwoj” zmarł i został pochowany na tym samym cmentarzu w Słopnicach koło „Romana” i „Błyskawicznego”.

Po tej akcji oddział stracił trzech dzielnych partyzantów. Gwałtownie zmniejszyły się także zapasy amunicji, szczególnie do angielskiego Brena. Z pomocą przyszedł oddział „Zawiszy” przekazując skrzynkę amunicji do kb, kilkaset naboi do pistoletów i sporo pocisków do Brena. W międzyczasie na kwaterę przybył „Kruk”. Przywiózł rozkaz krakowskiego „Kedywu” o przeprawieniu się przez Wisłę i koncentracji oddziałów w Biórkowie.

Przed wymarszem przyjęto do oddziału: Zygmunta Zdebskiego -„Alf”, Tadeusza Galicę -„Blondyn”, Mieczysława Czopka -„Bystry”, NN -„Chmura”, Mieczysława Nowaka -„Dąb”, NN -„Dudek”, Kazimierza Ludygę -„Leonidas”, Władysława Czajkę -„Monte”, NN -„Sokół”, Tadeusza Niewidoka -„Wadoń” i NN -„Wardorf”. Z rozkazu „Kedywu” dowództwo nad oddziałem przejął „Kruk”.

3 sierpnia 1944 r. partyzanci wyruszyli w drogę. Na dwa dni zatrzymali się na odpoczynek w Jaroszówce. Tam patrol pod dowództwem „Rybki” skonfiskował i spalił na rynku wszystkie papiery kontyngentowe z Urzędu Gminnego. Poprzez Wolę Batorską, Igołomię, Glewiec 8 sierpnia partyzanci dotarli do Biórkowa k. Kocmyrzowa. Oddział partyzancki „Błyskawica” liczył wówczas 36 żołnierzy. Jego uzbrojeniem był ckm, lkm, 5 pistoletów maszynowych MP, 3 Steny, Bergman, 26 karabinów, 10-strzałowy karabin rosyjski, 14. pistoletów i 36 granatów. Ze skrytek w Zabierzowie na miejsce koncentracji ściągnięto 30 karabinów i pistoletów maszynowych MP.

9 sierpnia 1944 r. rozkazem „Kedywu” powołano na bazie oddziału II kompanię „Błyskawica”, która weszła w skład formującego się Batalionu Szturmowego nr 299, a następnie samodzielnego Baonu Partyzanckiego „Skała”. Dowódcą kompanii został kpt. „Powolny”.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi