Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Józef Fiszer, Garść wspomnień o prochach "Skałowców" poległych w walce pod Złotym Potokiem 11 września 1944


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Józef Fiszer ps. „Myśliński”
[w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy Kedywu i Baonu Partyzanckiego „Skała”, Tom I, Wyd. Skała, 1991




Blisko czterdzieści pięć lat dzieli mnie od chwili, kiedy ostatni raz widziałem żywego „Łęczyca”, mojego brata. Wtedy to wraz z plutonem dowodzonym przez „Bolka”, również mojego brata, poszedł do swej ostatniej w życiu walki.

Wiedziałem, że został ranny na polu bitwy, a ja wciąż łudziłem się, że może zagarnięty przez wroga przeżył gdzieś w obozie i że wróci do domu. Kierowany tą wiarą, we wrześniu 1945 roku udałem się z sympatią „Łęczyca” - Isią T. - na penetrację ostatniego naszego boju w lasach Złotego Potoku. Dotarłem do ludzi, którym Niemcy kazali wykopać grób ziemny i pochować w nim poległych partyzantów. Wieść gminna głosiła, że Niemcy wzięli jakichś dwu żywych partyzantów, a więc znów zaświtała mi iskierka nadziei. Zgasła ona jednak szybko, gdy jeden z mieszkańców okolicznych wsi, który odwoził na polecenie Niemców plecaki i oporządzenie poległych partyzantów, pokazał mi „kennkartę” „Łęczyca”, które wypadła z jego tornistra. Chwytając się ostatniej deski nadziei, postanowiłem wtedy odkopać grób, żeby zidentyfikować zwłoki i uzyskać pewność.

Byłem młodym, 20-letnim człowiekiem i nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji tego kroku, w sensie epidemiologicznym, psychicznym i moralnym. Przy współpracy mieszkańców wsi odkopałem grób i już w pierwszej warstwie zwłok rozpoznałem „Łęczyca” po charakterystycznej bluzie typu „grom” i mimo posuniętego rozkładu ciała, po zarysie głowy i włosów. Tej prywatnej ekshumacji towarzyszyła wspomniana sympatia „Łęczyca” - Isia T. Grób zasypaliśmy i z powrotem osadziliśmy brzozowy krzyż, który postawili okoliczni mieszkańcy.

Po powrocie do Krakowa musiałem odebrać ostatnią nadzieję moim Rodzicom, którzy nie mogli pogodzić się ze śmiercią syna.

Od września 1945 roku rozpoczęła się, z inicjatywy moich Rodziców, akcja przygotowawcza do ekshumacji zwłok, które rozszerzyła się na wszystkich partyzantów AK w Krakowskiem. Powstał Komitet Obywatelski, a Izba Rzemieślnicza w Krakowie ofiarowała pieniądze na trumny i zabezpieczyła środki na zakup drewnianych krzyży. Duszą Komitetu była p. Maria Zazulowa, ta sama, która w czasie okupacji organizowała pomoc dla więźniów katowni gestapowskiej na „Montelupich”. Dużą trudnością, przed którą stanął Komitet, było uzyskanie zgody władz wojskowych - w tym radzieckich - na przeprowadzenie ekshumacji . Ze względów sanitarnych wyrażono zgodę na ekshumację dopiero w grudniu 1945 roku.

Grupy robocze, złożone z towarzyszy broni poległych partyzantów, wyruszyły w teren. Znalazłem się w grupie ppor. „Kuby”, która pojechała do Złotego Potoku. W grupie tej uczestniczyli żołnierze z Oddziału Partyzanckiego „Huragan”.

Szczątki poległych złożyliśmy w czarnych trumnach, załadowaliśmy na ciężarówki wojskowe i przykryliśmy świeżymi choinkami, tak że cały nasz wóz wyglądał jak transport choinek i chronił nas od dociekliwych kontroli służby bezpieczeństwa w czasie całej drogi.

Inne grupy, transportujące ekshumowane zwłoki, napotykały na szereg utrudnień w ciągu drogi miejsc ekshumacji. Nie wiedzieliśmy dlaczego byliśmy wówczas poddawani kontroli w granicach miasta Krakowa. Dopiero w domu dowiedziałem się, ze władze w międzyczasie zabroniły urządzenia pogrzebu żołnierzom AK do czasu znalezienia grobów i ekshumacji bojowników z grupy AL i PPR.

Zaczęto gorączkowe poszukiwania grobów ludzi zamordowanych przez okupanta, aby ich szczątki również złożyć we wspólnej mogile partyzantów.

Tymczasem przy trumnach ze szczątkami żołnierzy AK w Domu Przedpogrzebowym no cmentarzu Rakowickim postawiono uzbrojone posterunki wojskowe, aby nie można było urządzić pogrzebu.

Po okresie 8-10 dni, po zgromadzeniu odpowiedniej ilości dodatkowych zwłok, zezwolono na pogrzeb i pochowano we wspólnej mogile tych z AK i tych, którzy mieli zaspokoić ambicje władzy. Aby jednak nie możne było oddzielić w przyszłości grobów żołnierzy AK, trumny w grobie układano na przemian. Na grobie postawiono stylizowane, drewniane krzyże, które z biegiem czasu zaczęły ulegać zniszczeniu. Do roku 1956 grób partyzantów był już mocno zniszczony. Nazwiska na krzyżach stały się nieczytelne. Wówczas dyrektor Zakładu Osiedli Robotniczych - który był również działaczem ZBoWiD - mgr Marek Birnfeld - Żyd, który stracił w okresie okupacji całą rodzinę (był działaczem PPS, co spowodowało mu duże perypetie osobiste w okresie stalinizmu), zaproponował budowę pomnika i urządzenie grobu partyzantów, w wyniku mojej inicjatywy. Postawił jednak warunek, że zostanie opracowany projekt i zapewnione będzie wykonawstwo artystyczne.

Projekt został wykonany, w czynie społecznym, przez zespół złożony z rzeźbiarza - którego nazwiska nie pamiętam - i architektów: Adama Buczyńskiego i Andrzeja Reya – obaj moi koledzy z Biura Projektów Budownictwa Komunalnego w Krakowie. Zatwierdzenie projektu nastąpiło bardzo szybko, dzięki ówczesnemu Głównemu Architektowi Miasta, W. Cęckiewiczowi, dzisiejszemu profesorowi. Politechniki Krakowskiej.

Materiał budowlany dostarczyły różne przedsiębiorstwa państwowe na polecenie p. M.Birnfelda, uzyskując zamiast zapłaty podziękowanie ze ZBoWiDu z podpisem J. Cyrankiewicza.

Tak więc pomnik o wartości, w cenach z lat 1956-57, w wysokości około 700 000 złotych, kosztował 66 000 złotych, to jest tyle ile wynosiła robocizna przy jego wykonaniu.

Dziś zatarły się emocje, którymi żyliśmy w okresie składania do grobu szczątków doczesnych naszych Kolegów. Przychodząc dziś, w kolejne rocznice bitwy pod Złotym Potokiem, czcimy pamięć wszystkich naszych Kolegów, ale też wszystkich Polaków, którym przyszło zginąć z rąk okupanta, dlatego tylko, że nie należeli do narodu zwycięzców.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi