Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Jacek Wilamowski, Włodzimierz Kopczuk, Rozbicie "Osy"-"Kosy"


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Jacek Wilamowski, Włodzimierz Kopczuk, Tajemnicze wsypy. Polsko - niemiecka wojna na tajnym froncie, 1990 r.



Spis treści

Narodziny

Z licznych już publikowanych źródeł wiadomo, iż w Armii Krajowej, od samego właściwie zarania, istniał wyodrębniony pion nazwany Związkiem Odwetu. Do jego głównych zadań należało organizowanie walki bieżącej z okupantem hitlerowskim, a zwłaszcza prowadzenie działalności sabotażowo-dywersyjnej. Na przełomie roku 1942 i 1943 - opierając się na kadrze i rozległej sieci organizacyjnej ZO - utworzono Kierownictwo Dywersji.

Z przygotowaniem powstania powszechnego wiązała się zaś działalność wydzielonego w końcu sierpnia 1941 r. z ówczesnego Związku Walki Zbrojnej, odrębnego pionu do prowadzenia na tyłach frontu radziecko-niemieckiego wywiadu i dywersji pod nazwą "Wachlarz" (kryptonim cyfrowy "303"). Około pięćsetosobowa organizacja wojskowa, w tym 25 oficerów - spadochroniarzy przeszkolonych w Anglii ("cichociemnych"), miała za zadanie osłaniać od wschodu przyszłe działania powstańcze w głębi kraju i ewentualnie tworzyć barierę, opóźniającą zbliżanie się wojsk radzieckich do ziem polskich. Do zadań "Wachlarza" należało również prowadzenie wywiadu na tyłach wojsk niemieckich, a także zbieranie danych o Armii Czerwonej.

Ponadto na terenie kraju pracowały siatki wywiadowcze II Oddziału Sztabu Naczelnego Wodza i II Oddziału KG AK. Wysiłki rozwinięcia akcji wywiadowczej podejmowały również inne polskie związki konspiracyjne, ale z daleko mniejszymi efektami. Obecność Armii Krajowej w wielorakich zmaganiach na "cichym froncie" była rzeczywiście imponująca. Wzmacniały ją służba kuriersko-łącznikowa i specjalne zespoły z niektórych innych oddziałów KG AK i komend terenowych. W sumie tworzyło to dość rozległy i skomplikowany mechanizm, w którego niejako cieniu pojawiła się Organizacja Specjalnych Akcji - "Osa".

"Osa" powstała w maju 1942 r. Była początkowo wydzieloną komórką dyspozycyjną AK liczącą zaledwie kilkadziesiąt osób, ale nie liczebność decydowała o jej jakości i randze. Związek Odwetu miał już liczniejsze zespoły wyodrębnione. "Osa" - jak słusznie zauważył Tomasz Strzembosz[1] - wszak "była czymś więcej niż jeszcze jednym oddziałem wydzielonym", gdyż "działała na terenie całego Generalnego Gubernatorstwa, a od grudnia 1942 r. sięgała nawet w głąb Rzeszy". W dodatku została ona "podporządkowana bezpośrednio komendantowi AK i wykonywała akcje bojowe na jego bezpośrednie zlecenie. Celem tych akcji miała być likwidacja czołowych przedstawicieli aparatu okupacyjnego". Tym samym "Osa" znajdowała się w osobistej dyspozycji gen. "Grota". Z jego woli przeprowadzała akty "wielkiej dywersji" i odwetu m.in. na ważnych funkcjonariuszach SS i Policji Bezpieczeństwa. Musiała zatem ściśle przestrzegać niezbędnych rygorów pracy konspiracyjnej i w założeniu była szczelnie odcięta od innych oddziałów akowskich.

Powyższym założeniem koncepcyjnym towarzyszyły stosowne rozwiązania strukturalne i funkcjonalne. "Roboczym" dowódcą tej komórki był niezmiennie ppłk Józef Franciszek Szajewski - "Philips", natomiast kierownikiem operacyjnym oddziału (równocześnie zastępcą "Philipsa") został por. Zdzisław Pacak-Kuźmirski ps. "Andrzej", który pełnił te obowiązki do listopada 1942 r. Wymieniony był poniekąd żywym symbolem walki okupacyjnej. W 1939 r. brał udział w obronie Warszawy i trafił później do niewoli. Z 19 na 20 marca 1942 r. wraz z 4 innymi oficerami zbiegł z Oflagu II C Woldenberg (Dobiegniew). Stosując przemyślne fortele, dotarł do Warszawy i włączył się do konspiracji. Po rutynowej w takich wypadkach "kwarantannie" wraz z kolegami został wcielony do "Osy".

Później na wspomnianym stanowisku por. Pacak-Kuźmirskiego zastąpił (18 września 1942 r.) por./kpt. piech. Jan Papis-Papieski, ps. "Jerzy", "Wąsacz". Natomiast szefem sztabu w tym oddziale był niezmiennie por. rez. Mieczysław Kudelski - "Wiktor". Inni oficerowie, mający już doświadczenie bojowe, uplasowani byli na niższych szczeblach dowodzenia w "Osie". Cała ta formacja składała się w istocie z trzech zespołów, choć sytuacja nie od razu się tak ukształtowała. Konstatacje T. Strzembosza, że do końca listopada 1942 r. "Osa" dzieliła się na dwa terytorialne pododdziały bojowe, a trzeci istniał od grudnia tego roku wydają się nazbyt przesadnie sformalizowane. Podziałów na zespoły do działań w Warszawie i Krakowie początkowo raczej nie było. Również praktyczne poczynania dywersyjne w głębi III Rzeszy wyraźnie wyprzedziły wyodrębnienie pododdziału trzeciego, nazwanego "Zagralinem". Wszyscy oficerowie późniejszych odrębnych zespołów i patroli bojowych występowali początkowo pod wspólnym wiodącym kryptonimem "Bogusław". I tak "Bogusławem Bolesławem" był uciekinier z Woldenbergu, por. piech. Edward Madej - "Bolek", "Felek". Drugi zbieg z tego samego oflagu, ppor. Jerzy Kleczkowski -"Jan", "Jurek", "Ryś", był nazywany też "Bogusławem Janem". Natomiast brak jest tego zespołowego kryptonimu przy ppor. Kazimierzu Nowosławskim - "Chomik I", "Kazik". Mogło to wyniknąć z faktu jego odejścia do partyzantki.

"Bolesławem Jarosławem" mienił się por. Bernard Drzyzga - "Jarosław". Z kolei "Bogusławem Marynarzem" nazywano por. marynarki wojennej Mieczysława Uniejewskiego - "Matrosa", "Marynarza". Wreszcie por. Władysław Welwet - "Miś", który trafił do "Osy" na początku stycznia 1943 r. otrzymał pseudonim "Bogusław Miś".

Wypada więc podzielić pogląd Juliusza Pollacka, iż kryptonim "Bogusław" oznaczał stanowisko dowódcy batalionu, a mówiąc ściślej - symbolizował oficerski kolektyw wykonawczy w "Osie".

Łączniczką w tej organizacji, od początku 1943 r. była "Bogna", "Wanda", czyli Irena Klimesz, a następnie "Władka" - Aleksandra Sokal. Do tego dochodzili oczywiście żołnierze, o których będziemy pisać w dalszej części tekstu.

Do tych zagadnień organizacyjno-personalnych wypada dopisać jeszcze kilka niezbędnych elementów. 24 stycznia 1943 r. komendant główny Armii Krajowej, gen. Stefan Rowecki - "Grabica", "Grot" wydał rozkaz nr 84 Uporządkowanie odcinka walki czynnej. Powodował on scalenie Związku Odwetu i "Wachlarza" w nowo tworzonym Kierownictwie Dywersji, zwanym popularnie "Kedywem". Zmierzano tym samym do zjednoczenia wszystkich sił i środków oraz doskonalenia skuteczności walki bieżącej. Już wtedy jakoby projektowano włączenie "Osy" do "Kedywu", ale w rzeczywistości nastąpiło to dopiero 1 marca 1943 r. Omawiana tu grupa stała się jednym z mniejszych, samodzielnych oddziałów dyspozycyjnych Komendy Głównej AK i zmieniła swój kryptonim na "Kosa - 30". Miała nadal realizować dotychczasowe zadania "Osy", w poprzednim układzie strukturalnym i w zasadzie w dotychczasowym składzie osobowym.

Do dowództwa "Osy"-"Kosy" przybyło trzech nowych oficerów. Jednym z nich był por. rez. piech. "Roman", który objął stanowisko - według dokumentalnej ewidencji oficerów "Kosy" - referenta Biura Studiów, choć odnośna funkcja nie jest znana współuczestnikom tamtych wydarzeń. 1 marca 1943 r. został skierowany do "Kosy" "cichociemny" ppor. rez. Ewaryst Jakubowski - "Brat", zrzucony do kraju 1/2 października 1942 r. Objął funkcję oficera technicznego. Również 1 marca 1943 r. trafił tu ppor. piech. Aleksander Kunicki - "Marian", "Rayski" i objął zwierzchnictwo nad zespołem rozpoznawczym. Ponadto znalazł się w "Kosie" por. Tadeusz Klemens Wojs - "Stanisław", o którym nie wiemy skąd i kiedy przybył.

Znawca zagadnienia, cytowany już Tomasz Strzembosz, analizując zestawienia etatów i preliminarzy budżetowych, ustalił następujący stan liczebny w "Kosie": kwiecień 1943 - 44 ludzi, maj 1943 - 51 ludzi, planowano zaś wydatki na czerwiec 1943 dla 55 ludzi. Mieściły się w tym etaty dla sześciu oficerów ze ścisłego kierownictwa (dowódca, zastępca, szef sztabu i 3 kierowników pododdziałów). Pozostała kadra zatem liczyła 45-49 osób. Zespół por. Madeja do działań w Krakowie miał składać się tylko z 6 ludzi. Warszawski pododdział ppor. Kleczkowskiego tworzyło około 20 żołnierzy. W przybliżeniu tyluż działało ich w "Zagralinie" por. Drzyzgi.

Przytoczone wyżej nazwiska oficerów mówią same za siebie. Były to przeważnie osoby śmiertelnie narażone na groźbę represji Gestapo, a w wielu przypadkach niewątpliwie już przez Niemców poszukiwane. Jednakże przez rok nie było właściwie w "Osie"-"Kosie" żadnych potknięć, a tym bardziej "wsyp", co dobrze świadczy o sprawności pracy konspiracyjnej i zręcznej taktyce działań wykonawczych. "Osa"-"Kosa" bowiem nie próżnowała. Przy każdej sposobności dawała się dotkliwie we znaki okupantowi, mając na koncie szczególnie brawurowe akcje. Warto przypomnieć te najbardziej spektakularne spośród nich podobnie jak inne słynne uderzenia pokrewnych oddziałów AK, które w 1943 r. przypominały Niemcom, że trwa wojna i nigdzie nie mogą się czuć bezpiecznie.


Karzące ramię

Uciekinier z Oflagu w Woldenbergu por. Drzyzga rozpoczął działalność w "Osie" 1 czerwca 1942 r. Przypuszczalnie około października został czasowo przeniesiony do komórki "Iko" i wyjeżdżał do Rzeszy ze specjalnymi zadaniami, polegającymi głównie na organizacji nowych punktów kontaktowych, nawiązywaniu przerwanej łączności ze stalagami i tworzeniu "przejść" granicznych. Po powrocie do macierzystej organizacji ppłk "Philips" powierzył mu w grudniu 1942 r. zadanie stworzenia w Warszawie (w "Linie") zespołu do dywersyjnych działań poza GG ("Zagra") i dowodzenia "Osą"-"Kosą" za granicą ("Zagralinem"). Zleconą misję Drzyzga wypełnił nad wyraz szybko. Przyszedł mu z pomocą Józef Artur Lewandowski - "Jur" z Bydgoszczy, który został jego zastępcą i tam też zorganizował sprawną komórkę "Zagralinu". Bydgoska grupa, w której było wielu odważnych ludzi miała już wkrótce przystąpić do dywersji w samym centrum III Rzeszy.

[Zamach w Berlinie]

Józef A. Lewandowski z Januszem Łuczkowskim -"Małym", "Leonem" i Janem Lewandowskim - "Janem" wyjechali do Berlina. Tam na jednej ze stacji kolejki podziemnej podłożyli ładunek wybuchowy i w odpowiednim momencie go zdetonowali. W wyniku eksplozji 24 lutego 1943 r. zginęło 36 osób i 78 odniosło rany. Efekt psychologiczny tego wydarzenia był w Berlinie piorunujący. Policja berlińska, po szczegółowych oględzinach terenu, odnalazła kilka fragmentów podłożonego ładunku i wykryła ślady, wskazujące na sprawców z polskiego podziemia. Szef Gestapo, Heinrich Müller zawiadomił o tym podległe komendy i polecił wzmożenie czujności. Nazajutrz berlińska gazeta "Berliner Nachtausgabe" pisała m.in.: "Zamachowcy muszą być za wszelką cenę ujęci. Taki jest rozkaz władz". Jednak Gestapo nie zdołało tego rozkazu wykonać. Nie dowiedziało się, iż zamach bombowy był dziełem grupy bezpośrednio podległej gen. "Grotowi".

A teraz pewna dygresja. Otóż okazuje się, że pododdział "Osy"-"Kosy" zwany "Zagralinem" miał prawdopodobnie swoją odleglejszą genezę. Z rozkazu KG AK najpierw wykonywały na terenie Rzeszy "wielką dywersję" 2-3 osobowe zespoły, które docierały tam z Warszawy. Wśród tych dywersantów był m.in. młodszy oficer, który przed wojną służył w jednostce wojskowej, dowodzonej przez gen. Roweckiego. W towarzystwie niezidentyfikowanej łączniczki jeździł kilkakrotnie do Berlina jako handlowiec. Za każdym razem ta para konspiratorów wykonywała w głębi Rzeszy jakiś akt dywersji lub sabotażu. W połowie 1943 r. zostali ujęci na warszawskiej ulicy przez Gestapo i po bestialskich torturach podobno zamordowani. Według innych pogłosek, wspomniany oficer, por. "Leon" w rzeczywistości nie został przez Niemców zgładzony. Po miesiącu perypetii na Pawiaku, wyszedł na wolność i na początku 1944 r. zameldował się w Warszawie jako rzekomy przybysz z Białostocczyzny i został przekazany do dyspozycji kontrwywiadu KG AK. Tenże kontrwywiad wprawdzie odnotował nachodzenie jego mieszkania przez Gestapo, jednak fakt zatrzymania i zwolnienia przeoczył. "Leon" miał wiele podobnych przygód już bodaj od września 1941 r. Doniesienia o tym jednak zupełnie zlekceważono.

[Akcje w Warszawie]]

Powróćmy jednak do zasadniczego tematu. Marzec 1943 r. przyniósł Niemcom kolejne niespodzianki, chociaż nie były one już dziełem "Kosy". 4 marca hitlerowscy dygnitarze w Warszawie otrzymali urzędową pocztą przesyłki z pudełkami cygar. Były to zmyślnie skonstruowane miny-pułapki. Ich produkcja należała do kobiecych patroli minerskich.

Nastąpiły eksplozje w siedzibie gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera i Stadthauptmanna Ludwiga Leista w pałacu Blanka i biurze kierownika Arbeitsamtu, Kurta Hoffmana przy ul. Długiej. Przy otwieraniu pudełek 2 Niemców zginęło i 2 zostało ciężko rannych. Sprawców tych akcji Niemcy również nie potrafili ustalić.

Pełnomocnik dowódcy SD i Sipo, kierownik specjalnej grupy IV AS w Gestapo warszawskim, SS-Hauptsturmführer Alfred Spielker, również otrzymał poważne ostrzeżenie. W bliżej nieokreślonym dniu marca został zastrzelony jego tłumacz, gestapowiec Gerhard Dubas.

26 marca 1943 r. bojowcy z "Szarych Szeregów" przeprowadzili udaną akcję odbicia przy Arsenale więźniów przewożonych z Szucha na Pawiak. Zginęło 2 gestapowców i jeden został ranny. 30 marca w kawiarni "Europejskiej" wpadło w zasadzkę kontrwywiadu KG AK i zginęło dwóch gestapowców z Krakowa, w tym SS-Obersturmführer Böhn.

W kwietniu 1943 r. nastała dalsza eskalacja odwetu. 9 tego miesiąca we własnym gabinecie przy ul. Długiej 38/40 w Warszawie został zastrzelony kierownik Arbeitsamtu, szef Wydziału Pracy w urzędzie gubernatora dystryktu, Kurt Hoffmann. 10 kwietnia w Berlinie "Zagralin" ponownie przeprowadził akcję bombową. Z Warszawy przez Bydgoszcz udali się tam Bernard Drzyzga, Józef A. Lewandowski, Stefania Lewandowska - "Halina I" i Maria Wasilewska - "Halina W", a w drodze dołączył do nich Leon Hartwig. Ładunek podłożono i zdetonowano na Dworcu Głównym. Zginęło 14 osób, a 60 zostało rannych. Policja przeprowadziła liczne aresztowania. Hitler nakazał Himmlerowi, aby osobiście zajął się śledztwem. Wyznaczono 10 tys. marek nagrody za każdego schwytanego sabotażystę. Jednakże zamachowcy szczęśliwie wymknęli się z blokady.

Niebawem do odwetu włączył się pododdział warszawski "Kosy". Pięcioosobowy patrol bojowy por. Władysława Welweta, z udziałem por. "Lasso" z warszawskiego dowództwa "Kedywu", 13 kwietnia 1943 r. przy ul. Dąbrowskiego, śmiertelnie postrzelił Hugo Dietza, kierownika Arbeitsamtu w Otwocku i kierownika grupy "D" (różne zawody) w Arbeitsamcie w Warszawie. Była to kara za sadyzm i szczególną nienawiść do Polaków, za czynny udział w likwidowaniu getta warszawskiego.

[Zamach na Krügera w Krakowie]]

Krakowski pododdział "Osy"-"Kosy" por. Madeja od dłuższego czasu przygotowywał zamach na życie wyższego dowódcy SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie, sekretarza stanu do spraw bezpieczeństwa w tzw. rządzie Hansa Franka, SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera. Wykonawcy akcji kilkakrotnie zajmowali stanowiska u wylotu ul. Wygoda i al. Krasińskiego w Krakowie, ale zbrodniarz nie nadjechał. Ponownie podjęli oni akcję, w 54 rocznicę urodzin Adolfa Hitlera 20 kwietnia 1943 r. Długotrwałe wyczekiwanie zostało wreszcie nagrodzone i na samochód Krügera udało się rzucić granaty.

Niestety, rzucono je ułamek sekundy za późno i uderzyły w tylną część pojazdu. Od potężnego wybuchu wypadły szyby w wielu pobliskich domach. Natomiast sam Krüger odniósł jedynie powierzchowne obrażenia. Jednak - jak pisze Jerzy Ślaski - "psychologiczne znaczenie zamachu było ogromne (...), to, że w biały dzień, w sercu niemieckiej dzielnicy pod bokiem generalnego gubernatora omal nie zabito głównego szefa wszystkich hitlerowskich siepaczy w Generalnym Gubernatorstwie, a sprawcy umknęli - było dla Niemców szokiem i kompromitacją krakowskiego Gestapo".

W zamachu na życie Krügera, którym kierował uciekinier z Woldenbergu por. Madej, współuczestniczyli: były jeniec por. "Jurek" - Jerzy Kleczkowski, dowódca warszawskiego pododdziału "Osy"-"Kosy", występujący w roli zastępcy szefa tej operacji, kierownik jednego z patroli w zespole warszawskim, por. "Stanisław" - Tadeusz Klemens Wojs. Specjalnie przygotowane dwa granaty przywiozła do Krakowa łączniczka kierownictwa "Kosy" - Aleksandra Sokal - "Władka", młoda absolwentka Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego, ukrywająca się pod fałszywym nazwiskiem "Evi Keller". Ładunki te rzucali pod samochód Krugera dwaj młodzi żołnierze Polski Podziemnej: dziewiętnastoletni instruktor harcerski z Wadowic, Tadeusz Battek vel Dąbrowski - "Góral" i osiemnastoletni harcerz z Gorlic, Andrzej Jankowski vel Lewiński - "Jędrek". W akcji na Krügera uczestniczyło zatem sześć osób, ale do krakowskiego oddziału "Kosy" można zaliczyć tylko trzy spośród nich. Żadna z tych osób nie została ujęta do czerwca 1943 r.

[Atak we Wrocławiu]

23 kwietnia 1943 r. "Zagralin" przeprowadził trzeci udany zamach bombowy w Rzeszy. Bernard Drzyzga, Józef Lewandowski, Stefania Lewandowska i Maria Wasilewska spowodowali wybuch ładunku na peronie dworca kolejowego we Wrocławiu, w momencie, gdy wjechał pociąg wojskowy i wyległ z niego tłum urlopowanych żołnierzy. Zginęło 4 ludzi, a kilkanaście odniosło obrażenia. Blokada, kontrola dokumentów, rewizje osobiste i aresztowania wśród polskich robotników - nie naprowadziły Niemców na ślad bojowców.


Pułapka

Maj 1943 r. był okresem dalszych uderzeń podziemia w aparat hitlerowskiego okupanta. Ginęli wysocy urzędnicy administracji hitlerowskiej, funkcjonariusze Gestapo. W samej Warszawie poległo kilku oficerów niemieckiej Policji Bezpieczeństwa. Polskie podziemie podejmowało też wiele innych aktów dywersyjnych i odwetowych. Budziło to poważne zaniepokojenie w Berlinie i żądania stamtąd skutecznego przeciwdziałania, a przede wszystkim konkretnych uderzeń policyjnych. Zasygnalizowane wyżej wyczyny "Osy"-"Kosy" potencjalnie wystawiały ten właśnie oddział na pierwszą linię niebezpieczeństwa. Nie udało się nam jednak ustalić jakichś istotniejszych oznak, z których wynikało, że Gestapo już od pewnego czasu było na właściwym tropie. Krach w "Osie"-"Kosie" raczej nastał nagle i chyba nie w następstwie głębokiego przeniknięcia konfidenta w jej szeregi. Niewątpliwie z jakąś zdradą mieliśmy do czynienia na Pawiaku, gdyż spośród zatrzymanych Gestapo bezbłędnie wyodrębniło ludzi, o których Niemcom chodziło.

Fakty wyglądały następująco.

W sobotę 5 czerwca 1943 r. o godzinie 12 w kościele Św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie odbywał się ślub "Ludwika Raczyńskiego", tj. por. "Marynarza" - Mieczysława Uniejewskiego z "Osy"-"Kosy" z siostrą żołnierza tej organizacji - Teofila Suchanek. Na uroczystość zaślubin przyszła ponad połowa członków wymienionego oddziału. Byli tam również krewni i inni goście oraz liczna grupa osób postronnych.

Więzień Pawiaka Leon Wanat, tamtejszy pisarz w kancelarii przyjęć aresztowanych, jest dla nas ważnym świadkiem późniejszych wydarzeń, które rozgrywały się już w gestapowskiej katowni. Jednak swoje spostrzeżenia określił chyba nazbyt uproszczonymi sugestiami. Pisał: "Goście weselni zebrani w kościele nie wiedzieli, że wszystkie ulice prowadzące na plac Trzech Krzyży oraz wejścia do kościoła zostały zamknięte i silnie obstawione przez Gestapo. Na placu Trzech Krzyży było pusto".

Jeśli taka była prawda, to dlaczego nikt nie zauważył wyjścia jeszcze przed ślubem z tłumu gości, po zakup filmu fotograficznego żołnierzy "Osy"-"Kosy" - Antoniego Suchanka - "Andrzejka" i Stefana Smarzyńskiego -"Balona", co uchroniło ich przed aresztowaniem. Z późniejszych wynurzeń Smarzyńskiego nie wynika, żeby na zewnątrz kościoła działo się coś nienaturalnego i że przedzierali się przez kordon Policji Bezpieczeństwa. Zatem geneza i logika wydarzeń na placu Trzech Krzyży musiała być zupełnie inna. Gestapo zostało zaalarmowane, gdy orszak ślubny znajdował się wewnątrz kościoła. Najprawdopodobniej jakiś agent kogoś rozpoznał, a pośród obecnych, poszukiwanych przecież było bardzo wielu. Nie ma jednak jak dotąd żadnego dowodu, iż w fazie początkowej Niemcy rzeczywiście orientowali się, że osaczyli żołnierzy "Osy"-"Kosy".

Przebieg wydarzeń był chyba następujący. Gestapo obstawiło kościół pod koniec nabożeństwa lub jeszcze wtedy, gdy "młoda para odeszła od ołtarza", a "po kościele przeszedł szmer, że zostali otoczeni przez policję". Niebawem w zakrystii zatrzymano młodą parę, a innych wezwano do wychodzenia na zewnątrz, gdzie stały już kryte auta ciężarowe ("budy"). Łącznie zatrzymano 89 osób. Tylko paru "szczęśliwcom" udało się ukryć obok stojących w kącie "katafalka i trumny". Charakterystyczne, że nazwiska tych właśnie osób, o ile nam wiadomo, nie zostały dotąd ujawnione, a więc mamy do czynienia z kolejnym niedomówieniem w całej sprawie.

A nie dosyć zagadek. Przy celowych i ważnych aresztowaniach gestapo z reguły przywoziło ujętych do swojej siedziby w al. Szucha, gdzie skutecznie utrudniało ewentualne porozumiewanie się między nimi. Tym razem jakby chciano zakpić z zamachowców na Krügera i innych nazistowskich dygnitarzy. Cały orszak ślubny został przewieziony bezpośrednio na Pawiak. Już w parę minut później przeprowadzono tam selekcję przybyłych, która trwała do wieczora. W rezultacie zatrzymano w więzieniu 56 osób, a resztę, 33 zwolniono. Niestety nazwiska zwolnionych znowu w większości przypadków są nieznane.

W tym momencie dochodzimy do bodaj najważniejszego aspektu całego głośnego w Warszawie wydarzenia czasów okupacji. Oddajmy więc głos wspomnianemu naocznemu świadkowi Leonowi Wanatowi, aby Czytelnicy wspólnie z nim zastanowili się nad meritum sprawy. "Jak się zorientowałem - pisze wymieniony - między aresztowanymi znajdował się V-mann (Vertrauesmann - konfident Gestapo), który po kilku dniach pobytu na Pawiaku, wywołany przez Gestapo z celi do pokoju przesłuchań, znajdującego się naprzeciwko kancelarii więziennej, ukryty za framugą okna, wskazywał na niektóre osoby orszaku ślubnego przeprowadzane przez podwórze więzienne. Osobnik ten, wzrostu średniego, szczupły, o śniadej cerze i ciemnych włosach, był mocno zdenerwowany i z zachowania jego widać było, że nie chce być poznanym przez aresztowanych. W niedługim czasie znowu zwolniono pewną liczbę aresztowanych.

Powyższe stwierdzenie budzi pewne wątpliwości, których nie sposób nie brać pod uwagę, skoro w tego rodzaju aferach, jakie przypominamy, liczą się przede wszystkim namacalne fakty.

Okazuje się, że autor dopiero po kilku dniach "zorientował się", iż między aresztowanymi jest konfident, przebywający na Pawiaku od kilku dni. Brakuje natomiast jakiejkolwiek wzmianki, że tego osobnika widziano wśród osób przywiezionych z kościoła w dniu 5 czerwca 1943 r. Jaką więc faktycznie rolę odgrywał ten delator?

W literaturze podmiotu szacuje się, iż wtedy na Pawiaku znalazło się około 25 członków "Osy"-"Kosy", czyli wśród osadzonych w więzieniu był prawie co drugi żołnierz tej organizacji. Dlaczego więc konfident wskazywał na "niektóre" osoby? W dodatku, jaka jest pewność, że wskazywał on rzeczywiście na ludzi z "Osy"-"Kosy"?

W jakim wieku mógł być wspomniany konfident? Wanat przecież dostrzegł jego twarz i tym samym miał pewne przesłanki do przybliżonego określenia jego wieku.

W powyższych konstatacjach Wanata, z punktu widzenia naszych dociekań, na szczególną uwagę zasługują prawdy ukryte między wierszami.

Imienne rozpoznawanie i identyfikowanie więźniów z orszaku ślubnego rozpoczęło się dopiero "po kilku dniach". Przyjmując, iż w poniedziałek-wtorek (7-8 czerwca 1943 r.) sprawdzono w kartotekach i ujawniono, że znaczna część aresztowanych posługiwała się fałszywymi dokumentami, można umiejscowić to wydarzenie około 9 czerwca 1943 r.

O przebiegu śledztwa nie ma u Leona Wanata żadnych wzmianek. Jest jednak wręcz nieprawdopodobne, by nie przesłuchiwano tych osób w al. Szucha. Wydarzenia późniejsze dowodzą bowiem, że Gestapo bardzo szybko finalizowało całą sprawę i koncentrowało uwagę głównie na członkach "Osy"-"Kosy".

Trzeba sobie również zdawać sprawę, że przypomniane tutaj wydarzenie już nie tylko potencjalnie mogło osłonić szczegółowe powiązania i kontakty organizacyjne "Osy"-"Kosy", ujawnić Niemcom dalsze segmenty komórki i grup konspiracyjnych. Z pewnością też Niemcy zorientowali się, iż bezpośrednio zaangażowany w "wielką dywersję" (w tym i na terenie Rzeszy) oraz w zamachy na życie hitlerowskich dygnitarzy w GG jest sam komendant Armii Krajowej - gen. Stefan Rowecki. Rozbicie "Osy"-"Kosy" - jak nie trudno się zorientować - bezpośrednio poprzedza kolejny, najpoważniejszy cios w Państwo Podziemne, tj. ujęcie zwierzchnika Armii Krajowej.

Pozostaje jeszcze dodać, że los aresztowanych członków "Osy"-"Kosy" był okrutny. 17 września 1943 r. Niemcy spośród aresztowanych 5 czerwca rozstrzelali 12 mężczyzn i 2 kobiety. Byli to m.in.: Tadeusz Battek - "Góral", Władysław Gabszewicz - "Władek", Andrzej Jankowski -"Czesław", Mieczysław Jarnicki - "Jarema", Andrzej Komierowski - "Andrzej", Anna Kośmińska - "Basia", Krystyna Milli, Jan Papis vel Papieski, Stefan Syrek -"Niusek", Jerzy Trzaska-Durski, Władysław Welwet - "Miś". Innych wywieziono do obozów lub ślad po nich zaginął. Część osób wywiezionych przeżyła gehennę obozów koncentracyjnych.

Wielka wsypa w kościele Św. Aleksandra oraz następne wydarzenia były po wojnie przedmiotem wielokrotnych "dochodzeń" ze strony środowiska kombatanckiego. Nie przyniosły one jednak żadnych rozstrzygających ustaleń. Zebrane rozmaite argumenty były albo nie przekonywujące, albo też poparte niedostatecznie poważnymi dowodami. Faktem jednak pozostaje, że we wszystkich tych próbach wyjaśnienia wsypy na placu Trzech Krzyży najwięcej podejrzeń koncentrowało się wokół żołnierza "Kosy", Stanisława Jastera - "Hela", aresztowanego w bardzo dziwnych okolicznościach 12 lipca 1943 r. na ul. Nowogrodzkiej. Wpadł też akurat wtedy zastępca dowódcy "Kosy", por. Mieczysław Kudelski, zamordowany wkrótce przez Gestapo.

Ewentualna zdrada Jastera - jakkolwiek mająca duże cechy prawdopodobieństwa - nie została jednak dotąd poparta ostatecznymi dowodami. Jak sprawa w tym przypadku jest złożona, świadczy fakt, że na łamach warszawskiego pisma "Kierunki" w 1986 r. wystąpiono z artykułem postulującym rehabilitację Jastera, ps. "Hel", ujawniając przy okazji zasadnicze sprzeczności w istniejących relacjach na jego temat.

Rację ma chyba Tomasz Strzembosz, pisząc: "Dużą winą za tragedię żołnierzy >>Kosy<< można obciążyć jej kierownictwo, które nie zapobiegło masowemu udziałowi członków oddziału w ceremonii ślubnej oraz komórkę kontrwywiadu, która nie wykryła delatora".


Przypisy:

  1. [Chodzi o: Tomasz Strzembosz: Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939–1945. 1978, 1983.?]

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi