Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Karolina Lanckorońska, Refleksja dotycząca nastroju Polaków


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

[w:] Karolina Lanckorońska, Wspomnienia wojenne

(...) W czasie tego pierwszego pobytu w pobolszewickim Lwowie stwierdziłam z przerażeniem jedno, że przysłowiowy temperament tego miasta dziwnie jakby opadł, że panowanie wschodnie pozostawiło po sobie głęboki ślad - przygnębienie straszliwe. Nie mówiąc już o Warszawie, nawet flegmatyczny Kraków nie znał wówczas depresji.

Wtedy zrozumieliśmy, że okupacja niemiecka wywołała tak zasadniczo odmienne w nas reakcje od sowieckiej. Sposób postępowania Niemców działał na nas w najwyższym stopniu irytująco i podniecająco. Poza tym prześladowanie wszystkich Polaków wywołało w społeczeństwie naszym coś, czego nikt, kto przeszedł okupację, nigdy nie zapomni - była to świadomość zupełnej jedności narodu polskiego. W ogólnym ogromnym nieszczęściu nadszedł ten okres najszczęśliwszy, gdy nikogo nie obchodziło niczyje pochodzenie klasowe, niczyja przynależność partyjna. Została tylko moralna siła zbiorowa, którą była polskość. Przy całym indywidualizmie naszym, każdy z nas czuł się częścią monolitu. W ten sposób powstało coś, co porównać można do ekstazy masowej, która oczywiście wzrastała w miarę, jak rosło u każdego z nas poczucie bliskości śmierci, za to tylko, że był właśnie Polakiem. Ta nieprawdopodobna siła napięcia miała swe źródła też jeszcze gdzie indziej. Uczucie, które każdego z nas i wszystkich razem po brzegi wypełniało, nie było wcale nacjonalizmem tylko. Oczywiście miłość do własnego narodu, zagrożonego w swej egzystencji, wzrastała w nas z każdym dniem. Walka jednak szła nie tylko o życie narodu, ale po prostu o wszystko, dla czego żyć warto, o wszystkie ideały każdego z nas. Szło o chrześcijaństwo, o prawa jednostki, o godność człowieka. Nieraz dziękowaliśmy Bogu za to jedno, co nam zostało, za świadomość, że giniemy w obronie wszystkich najwyższych wartości ludzkości. Na podstawie tej świadomości powstała atmosfera, która często przypominała to, co wiemy o nastroju wojen krzyżowych. Sam fakt obecności elementu spirytualnego i uniwersalnego w tej walce stanowczo nawiązuje do średniowiecza.

Ideałów naszych bronić nam przyszło w walce z narodem, który je kiedyś posiadał, dziś sam dobrowolnie się ich wyrzekł, dla zdobycia fizycznej władzy i przemocy nad innymi - siebie samego z księgi narodów cywilizowanych wykreślał. Nieraz zastanawialiśmy się nad tym, jak strasznie trudna musi być moralna postawa uczciwego Niemca. Przecież tacy są i w tak licznym narodzie powinno ich być sporo. Wyobrażaliśmy sobie, że u nich, w przeciwieństwie do zupełnej harmonii naszej, konflikt między podstawowymi zasadami jakiejkolwiek etyki z jednej, a obowiązkiem oddania życia za ojczyznę z drugiej strony, musi być nie do zniesienia. Konflikt ten musi chyba doprowadzić do zbiorowego czynu tych ludzi, którzy poświęcając siebie, zmyją choć w części hańbę z imienia niemieckiego. Ciągle na to czekaliśmy i nie mogąc się doczekać - ginęliśmy dalej.

Dla jednolitej postawy naszej instytucja Volksdeutschów była bardzo pożyteczna. Element bezwartościowy w pogoni za bardzo znacznymi korzyściami natury materialnej - nie mówiąc o bezpieczeństwie osobistym - oddzielał się w ten sposób od nas i odchodził na zawsze. Hitler przez takie kupowanie ludzi uwalniał nas od plew, od szumowin, zresztą bardzo nielicznych, które uciekały od nas, od tych przeznaczonych na wytępienie.

Pod okupacją sowiecką było inaczej. Przed wojną można było być wartościowym człowiekiem i dobrym Polakiem, a zarazem teoretycznym wyznawcą komunizmu, bo rzeczywistego komunizmu w Polsce - poza ludźmi płatnymi - nikt nie znał. Dlatego etyczna granica między tymi, którzy nie przeciwstawiali się Sowietom z samego początku, w chwili wkroczenia, a nami była o tyle mniej jasna. Kto w Polsce szedł z Hitlerem, musiał być szują, kto w pierwszej chwili miał iluzje co do Sowietów, być nią nie musiał, gdyż w teorii komunizmu jest przecie tyle idealizmu.

Trudno się dziwić ludziom, którym było zawsze źle, a teraz im obiecywano sprawiedliwość społeczną. Że jej nie ma i być nie może, o tym nie wiedzą nie tylko ci, którzy czekają na poprawę egzystencji, ale i inni. Mówię o tych, którzy sami nie wyszli z mas, ale których ten problem ponad wszystko obchodzi, którym dawny, oczywiście niesprawiedliwy porządek rzeczy wydawał się nie do zniesienia, a nie wiedzieli, że za parę lat ta przeszłość będzie rajem utraconym dla wszystkich uczciwych, bez względu na to, jak im się wiodło przedtem i jakich są przekonań społecznych czy pochodzenia klasowego. Dopiero przy bliższym poznaniu otwierały się ludziom oczy na ten bezmiar zakłamania, terroru i okrucieństwa, na prawdziwe zamiary Moskwy, a wtedy nieraz było za późno, by wrócić do nas, a zarazem niezmiernie niebezpiecznie, prawie niemożliwie wybrnąć z położenia bez wyjścia. Ale i tych, którzy od początku byli nieprzejednani, niewymownie męczył ów azjatycki fałsz, owe wieczne niespodzianki i przede wszystkim owe bez przerwy powtarzane idealistyczne frazesy.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi