Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Morderca z fabryki czekolady. 64 rocznica akcji „Koppe”


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Dziennik Polski 14.07.2008



SS szef gestapo i policji w Generalnym Gubernatorstwie Wilhelm Koppe po pierwszych strzałach osunął się na podłogę, a jego samochód zaczął uciekać. - Byliśmy pewni, że załatwiliśmy sprawę - wspomina 86-letni Tadeusz Karczewski „Wierzba”.

Od akcji specjalnej „Koppe” przeprowadzonej przez żołnierzy batalionu „Parasol” minęły 64 lata. W jej rocznicę, w miejscu, w którym do niej doszło, u zbiegu ul. Powiśle i pl. Kossaka, odbyły się uroczystości upamiętniające wydarzenia z 11 lipca 1944 r. Złożono kwiaty i wieńce pod pomnikiem Żołnierzy Polski Walczącej w latach 1939-45 oraz tablicą upamiętniającą uczestników zamachu na Koppego.

- Oddział „Parasol” wykonał, 13 akcji przeciwko wysokim funkcjonariuszom gestapo. Brałam udział w siedmiu. Akcja „Koppe” pozostała na wieki w mojej pamięci. Stałam niedaleko stąd. Obserwując zjazd z Wawelu w stronę ulic, którymi Koppe dojeżdżał do pracy - Maria Stypułkowska-Chojecka „Kama” dobrze zapamiętała każdy szczegół akcji, w której wzięło udział ponad 20 żołnierzy Armii Krajowej. Koppe został skazany na śmierć przez kierownictwo Polski Podziemnej za represje i masowe zbrodnie na Polakach i Żydach. Zadecydowano, że wyrok wykonają żołnierze z Warszawy.

- To była prestiżowa akcja, chyba zagrały sprawy ambicjonalne. O ile się nie mylę, zamach na Koppego miał zostać wykonany przez strzelca wyborowego. Naprzeciw Wawelu jest kamienica z kopułą, z której widać dziedziniec Wawelu. Nawet jeżeliby go zabił, to Niemcy mogli to zataić. Postanowiono więc wyrok wykonać w inny sposób - mówi Tadeusz Karczewski.

W akcji brał udział jako kierowca samochodu: Dokładnie pamięta tamten dzień. Było bardzo upalnie. Żołnierze w płaszczach przykrywających broń rozstawili się na trasie przejazdu Koppego, który z Wawelu dojeżdżał do pracy w gmachu Akademii Górniczej przy al. Mickiewicza. - Koppe był bardzo przezorny. Jeździł różnymi trasami, o różnej godzinie i często zmieniał numery rejestracyjne samochodu. Wystawialiśmy się trzy razy. W końcu przejechał. - wspomina Tadeusz Karczewski.

Dodaje, że Koppe zawsze jeździł z obstawą. Tym razem pojechał sam. Na wysokości pl. Na Groblach pierwsi żołnierze mieli strzelać do obstawy. — Nie słyszeliśmy strzałów, więc nie wiedzieliśmy, czy jedzie Koppe. Koledzy zorientowali się w ostatniej chwili. Zaczęli strzelać na tylne siedzenie - opowiada Tadeusz Karczewski. - Okazało się jednak, że Koppe był na tyle przezorny i nie siadł z tyłu, tylko z przodu, zamieniając się miejscami z adiutantem. Ten usiłował się ostrzeliwać, ale został zabity.

Koppe został ranny. Samochód żołnierzy AK ruszył w pościg, ale auto Koppego było wysokiej klasy, niezwykle silne oraz zrywne i udało mu się uciec. Po akcji doszło do kolejnego starcia, z żołnierzami Wehrmachtu w miejscowości Udórz, gdzie dwóch żołnierzy AK poległo, a trzech zostało zamordowanych po przewiezieniu do więzienia na Montelupich.

Tadeusz Karczewski dopiero po akcji dowiedział się, że został zabity adiutant, a nie dowódca SS: - Wiem, że po wojnie Koppe był dyrektorem fabryki czekolady w Niemczech Federalnych. Rozmawialiśmy o nim pod koniec lat czterdziestych. Był nawet pomysł: „Gdyby ktoś teraz tam pojechał i załatwił sprawę”.

Koppe w RFN mieszkał pod nazwiskiem Lohmann. Został oskarżony przez władze polskie o zbrodnie wojenne. Mimo powtarzających się próśb o ekstradycję nie został wydany przez władze RFN. W1964 r. prokuratura w Bonn wszczęła przeciw niemu postępowanie, oskarżając m.in. o współudział w zamordowaniu 145 tysięcy osób. Dwa lata później zostało ono oddalone z powodu złego stanu zdrowia oskarżonego. Zmarł w 1975 r. w Bonn w wieku 79 lat.

(TYM)


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi