Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Piotr Stachiewicz (1972), Epilog


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Cykl: Ostatnia akcja "Parasola", Tygodnik Za i Przeciw, 12 odcinków od 30.01.1972.
Odcinek XII[1]



Wieść o zamacha rozeszła się po Krakowie momentalnie, choć krążyły różne wersje co do osoby, na którą miał być dokonany. Koło południa 11 lipca wieść dotarła do matki „Zety”. Pani Zofia Zajchowska odetchnęła z ulgą dowiedziawszy się, że zespól szczęśliwie odjechał. Jeszcze parę dni nie była świadoma losu córki.

***

A los ten szybko i dramatycznie zmierzał ku końcowi. Ranni: „Zeta”, „Warski” i „Stroch” umieszczeni zostali na zamku w Pilicy. By „za wcześnie nie umarli”, wezwany lekarz - zresztą Polak, dr Osiecki opatrzył ich, a od „Zety” przejął wręczoną mu ukradkiem kasę zespołu „Parasola”, którą „Zeta” się opiekowała. Bezpośrednio potem poddano ich pierwszym przesłuchaniom. Nazajutrz więźniowie przewiezieni zostali do Krakowa i osadzeni w wiezieniu na Montelupich. Zamordowano ich po torturach 23 lub 24 lipca 1944 r. Do końca nikogo i niczego nie wydali. 26 lipca ciała ich, jako osób nierozpoznanych (NN), przekazane zostały z wiezienia do Zakładu Medycyny Sądowej, gdzie w pracowni dr Doleżala „sekcję” polegającą tylko na oględzinach zewnętrznych przeprowadziła dr Maria Byrdy. Tegoż dnia zwłoki przekazano dalej do Zakładu Pogrzebowego O. Fiuta, który pochował je na koszt miasta. Ekshumacja i rozpoznanie zwłok nastąpiły dopiero po wojnie.

Tymczasem pod wieczór „Jeremi” powrócił do Staszyna do Jana Gwiazdy. Dalsze przebywanie tutaj było niebezpieczne, ponadto trudno było tu sprowadzić lekarza. „Jeremi” zarządził więc wymarsz zdrowych do lasów wskazanych przez miejscową organizację AK, leżących w pobliżu Kozłowa.

Otrzymawszy miejscowego przewodnika grupa ruszyła, by po paru godzinach marszu rozłożyć się na nocleg w lesie, około 3 km od osady Marcinowice. Ranni mieli zostać przewiezieni następnego dnia.

Pod wieczór 12 lipca dołącza „Wierzba”. Pozostawszy na rozkaz „Jeremiego” przed rzeczką Udorka, prowadził ogień osłonowy ze swego pistoletu maszynowego tak długo, aż mu się zaciął, po czym zakopał go na miedzy i ruszył za niewidoczną już grupą. Pomylił drogę. Noc spędził w jakimś stogu siana i rankiem 12 lipca dotarł do lasu w pobliżu Tunelu. Stamtąd leśniczy, też żołnierz AK doprowadził go do całej grupy.

***

W nocy z 11 na 12 lipca miejscowi gospodarze pochowali prowizorycznie ciała „Orlika” i „Alego” przy cokole kapliczki stojącej na skraju tzw. drogi „Kołodziejowej” w Udorzu. 12 lipca rano „Jeremi” powtórnie przekazał dowództwo „Korczakowi” i wyruszył do Staszyna po rannych. Umieszczono ich w samotnie stojącym domu na skraju wsi Marcinowice, należącym do rodziny Wrońskich.

Wkrótce potem przybywa tam na wezwanie dr Pukacki z Kozłowa, któremu asystuje zamieszkała w Marcinowicach sanitariuszka, p. Zofia Daniszewska. Dr Pukacki opatruje rany i wyjmuje powierzchniowe pociski, ale nie podejmuje się operować „Rafała” i „Zeusa” ponieważ jego specjalnością jest ginekologia. Wczesnym świtem na dwóch furmankach obaj zostają przewiezieni do Jędrzejowa. Szpital w Jędrzejowie nie przyjmuje ich jednak z uwagi ma duże niebezpieczeństwo zwią-zane z niedawną wsypą. Przed południem 13 lipca ranni więc zawracają z powrotem.

Tymczasem - ledwo ranni ruszyli z Marcinowie do Jędrzejowa, już u Wrońskich zjawiła się żandarmeria i przeprowadziła gruntowną rewizję. Ponieważ znaleźli sporo zakrwawionych szmat, Wrońskiego zabrano. Udało mu się jednak wybronić zarówno łapówkami dostarczonymi przez żonę jak i tłumaczeniem, że jest rzeźnikiem i dlatego w jego gospodarstwie są ślady krwi.

Po powrocie do Przysieki „Jeremi” nawiązał kontakt z dowódcami V i VI kompanii 112 pp AK w Marcinowicach i Przysiece, „Pazurem” (Tomasz Goły-Adrianowicz) i „Dzięciołem” (Stanisław Zynek), którzy przejęli opiekę i ubezpieczenie całego zespołu „Parasola”. Już w nocy z 12 na 13 lipca „Kalina” (Stefan Kwiecień), dowódca I plutonu 5 kompanii, zajmował stanowiska na skrzyżowaniu dróg Koryczany-Kozłów i Karczowice-Koryczany ubezpieczając fragment lasu pod Przysieką zwanego „Kocim Gajem”. W razie pojawienia się Niemców miał nawiązać z nimi walkę i wycofać się w kierunku Karczowice-Mstyczowa do lasów krzelowskich odciągając za sobą Niemców. Bezpośrednią ochronę zespołu „Parasola” stanowił patrol bojowy dowodzony przez „Dzięcioła”. Stanowiska tego oddziału znajdowały się na południowym skraju „Kociego Gaju”. Posterunki bezpośrednio ubezpieczające wystawiał również zespół „Parasola”.

Wracający z Jędrzejowa ranni przed południem 13 lipca (wyminęli w odległości niespełna 150 metrów patrol niemiecki nękający Wrońskich i udali się do wsi Przysieka na osiedle zwane „Książka”. Wcześniej już „Mietek” został ulokowany u gospodarza Jana Kałwy, „Rafała” i „Zeusa” przyjęła Weronika Krzemień-Gackowa, później „Zeusa” przeniesiono jeszcze bliżej lasu, do Bolesława Krzemienia. Do gospodarstwa Gacków sprowadzono lekarza z Kozłowa, dr Leona Kubiaka, który korzystając z pomocy felczera-żołnierza AK Feliksa Maciążka zoperował „Rafała”. Dzięki troskliwej opiece gospodarzy ranni powoli zaczęli wracać do zdrowia. Do gospodarstwa Gacków sprowadzono również grupę zdrowych z lasu, która rozlokowała się w stodole.

***

14 lipca „Jeremi” postanawia rozpocząć powrót do Warszawy. Jako pierwszy wyrusza z Przysieki do Kozłowa i dalej „Pikuś”, wioząc pierwszy pełny meldunek do dowódcy oddziału. 15 lipca „Jeremi”, będąc już spokojny o los ludzi w Przysiece, ponownie powierza dowództwo „Korczakowi” i rusza do Zalęża do grupy rannym „Dietrichem”, uzgodniwszy po drodze z placówką AK w Udorzu termin i możliwość właściwego, żołnierskiego pogrzebu „Orlika” i „Alego” na noc z 16 na 17 lipca.

Grupa ta już przez trzy doby stacjonowała w lesie wymysłowskim. Wieczorem 11 lipca dołączył do niej „Otwocki”, który zaszył się na skraju udorskiego pola z żytem i po odjeździe Niemców został doprowadzony przez gospodarzy ze wsi Udorz. Żywność od p. Brzozowskiej i gospodarza Witkowskiego donosili do łasa Genowefa i Franciszek Kucyperowie. Opiekę lekarską nad „Dietrichem” sprawował dr M. Korzeniowski i dr „Maks”. W nocy z 12 na 13 lipca „Dietrich” wymacał kulę, która z postrzału stycznego przeszła w tkankach tłuszczowych i nie naruszając otrzewnej utkwiła pod skórą. Dr Korzeniowski kulę, wyczyścił i zaszył ranę. Tegoż dnia w nocy na prośbę ,,Dietricha” sprowadzono proboszcza parafii w Dzierżnej Porębie, ks Marcina Dubiela, z olejami namaszczającymi, który wszystkich wyspowiadał i udzieli sakramentu. Grupę ubezpieczali: „Bartek”, „Rek”, „Akszak” i „Otwocki”, do czasu nadejścia drużyny „Tadka” od „Ziemi” i jego samego, to znaczy do wieczora 14 lipca. Pod jego ochroną grupa przeszła do wsi Załęże, w pobliżu której znajdował się w Górach Bydlińskich obóz „Hardego”.

„Dietrich” ulokowany zostaje u sanitariuszki plutonu rezerwowego oddziału „Hardego” „Ali” (Felicja Bieda), która odtąd wraz z „Halą” (Halina Kotorowicz) będzie się nim troskliwie opiekować aż do 25 lipca kiedy odwieziono go do Wolbromia na pociąg do Warszawy. „Hala” po odjeździe jego postanowiła nadal pozostać jako sanitariuszka w Oddziale „Hardego”, a po jego wymarszu na Podhale 20 września skierowana została do plutonu AK w Udorzu. Sanitariuszka „Basia” (Barbara Brewda) dostała rozkaz wyjazdu do Warszawy od razu 18 lipca, z uwagi na dostateczną opiekę miejscową.

Wieczorem 16 lipca „Jeremi”, dr „Maks”, „Bartek”, „Akszak”, „Rek”', i „Otwocki” pod ochroną drużyny „Tadka” i wraz z łącznikiem od „Hardego” „Trzepakiem” (Antoni Ścibich) wyruszają na pogrzeb do Udorza. Nie zdążyli jednakże wejść do wsi, gdy koło mostku w pobliżu dworu w Udorzu zostają ostrzelani przez Niemców. Odpowiadają ogniem i wycofują się do lasu pod Wymysłów. Wszystko wskazywało na to, że ktoś zdradził i Niemcy urządzili zasadzkę, z pogrzebu wiec zrezygnowano. We wsi Udorz Niemcy zastrzelili tej nocy dwóch żołnierzy miejscowej placówki AK Franciszka i Władysława Kucyperę. Ze wsi Chlina aresztowali: Piotra Kucypere, Piotra Wydmańskiego, Jana Bieńkca, Wojciecha Słabonia, Andrzeja Kucyperę i Władysława Wydmańskiego. Z sześciu aresztowanych i zesłanych do obozów gospodarzy powróciło tylko trzech.

***

W lesie wymysłowskim pozostaje drużyna „Tadka”, zespół zaś „Parasola” z miejscowym przewodnikiem rusza do Przysieki, dokąd dociera 17 lipca rano. Wieczorem tegoż dnia ze stacji Kozłów wyjeżdżają do Warszawy „Bartek” i „Otwocki”. Ponieważ wysłanie łudzi po dwóch trwałoby zbyt długo, a ponadto możliwe było tylko wielokrotnie rewidowanym na trasie pociągiem osobowym zatrzymującym się w Kozłowie, „Dzięcioł” porozumiał się z żołnierzem AK Stanisławem Biernackim pełniącym służbę na nastawni dyspozycyjnej stacji Kozłów. Wieczorem 18 lipca zatrzymuje on wbrew przepisom pociąg pospieszny Kraków-Warszawa na stacji Kozłów. 11 żołnierzy zespołu „Parasola” wsiada do różnych wagonów i dojeżdża do Warszawy bez przeszkód.

„Rafał”, pod troskliwą opieką Weroniki Gacek-Krzemieniowej i „Zeus” pod opieką Bolesława Krzemienia odbywali rekonwalescencję do 27 lipca. Tego dnia odjechali do Warszawy wraz z przybyłą po nich żoną „Rafała” p. Wandą Leopold.

W celu likwidacji spraw „Parasola” w terenie 22 lipca wyjeżdża z Warszawy do Kozłowa „Kotwica” i przy pomocy miejscowych żołnierzy AK zabiera z terenu pozostałą broń i oporządzenie. Po przyjeździe do Warszawy chłopcy dowiadują się, że w nocy z 15 na 16 lipca zostały aresztowane p. Zofia Zajchowska wraz z siostrą w swoim mieszkaniu w Warszawie, a p. Jadwiga Niepokój matka „Strocha” w Siedlcach. Gestapo przyszło także po rodziców „Warskiego”, którzy jednak zdążyli się ukryć. Aresztowane zostają osadzone na Pawlaku, a następnie wywiezione do obozów koncentracyjnych, które szczęśliwie przeżyły. Do dziś nie wiadomo co było przyczynią aresztowań, bo żadnej z aresztowanych nie zadawano pytań dotyczących „akcji Koppe”.

Dopięto w Warszawie uczestnicy akcji dowiedzieli się również, że Koppe w zamachu nie zginął. Tak więc pomimo doskonałego przygotowania, związanego z dużym nakładem trudu, ryzyka i pomysłowości rozkaz nie został wykonany. Warto się jednak choć pokrótce zastanowić jakie były bezpośrednie skutki przeprowadzenia akcji.

***

Gubernator Hans Frank w liście do Koppego z gratulacjami z powodu ocalenia, sugerował mu zastosowanie w odwet surowych represji wobec Polaków. Na szczęście jednak po akcji Koppego Kraków nie przeżył już więcej publicznych egzekucji, Koppe nie zaproponował gubernatorowi wprowadzenia, ani sam nie wprowadził nowych represyjnych zarządzeń. Choć trudno powiedzieć, by kurs okupanta wyraźnie zelżał to jednak zajadłość niemiecka w Krakowie zmalała, przy równoczesnym psychicznym odprężeniu się społeczeństwa polskiego.

To była niewątpliwie wygrana w operacji specjalnej „Koppe”.


Przypisy:

  1. Razem z artykułem zamieszczono zdjęcia z dodatkowymi informacjami: Ks. Marcin Dubiel, proboszcz parafii w Dzierżnej Porębie, Dr M. Korzeniowski, Weronika Gacek, Władysław Kucypera, Franciszek Kucypera, Wacław Gacek, Piotr Miąsko.

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi