Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Stanisław Dąbrowa-Kostka (1972), Ciąg dalszy walki


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Rozdział w: Stanisław Dąbrowa-Kostka, W okupowanym Krakowie



Drugim z kolei, po płku dypl. „Rogu", komendantem Okręgu ZWZ Kraków został płk dypl. „Wrzos"[1]. Podejmując działalność w sierpniu 1941 r. przejął on istniejące jeszcze w terenie kontakty od płka dypl. „Paprzycy", który - mimo intensywnego pościgu gestapowskiego i szczególnego zagrożenia - odszedł do Warszawy dopiero po wykonaniu tego trudnego zadania. Stanowisko szefa sztabu zajął przy płku „Wrzosie" ppłk dypl. dr „Gama"[2]. Szefem Oddziału II pozostawał nadal mjr „Kanty", jego pomocnikiem w wydziale studiów wywiadu kpt. „Kleszcz", a szefem kontrwywiadu mjr mgr „Konar". Funkcję szefa Związku Odwetu Okręgu zajął mjr dypl. „Brożyna", a stanowisko zastępcy mjr „Olszyna"[3].

Przerwaną wsypą działalność podjęto bezzwłocznie, choć z zachowaniem szczególnej ostrożności. Przez długi jeszcze czas z rozkazu Komendy Głównej unikano łączności z szeregiem odciętych wsypą siatek i zespołów mogących stać się zarzewiem nowej katastrofy.

Prócz marcowych aresztowań przy ulicach Bema i Bandurskiego wielka wsypa nie dotknęła dowodzonych przez por. „Czesława" sabotażowo-dywersyjnych sieci krakowskiego podokręgu ZO, podobnie zresztą jak i kilku innych równorzędnych siatek. „Czesław" utracił jednak kontakty z dowództwem i mimo usilnych starań przez długi czas nie mógł ich odzyskać[4]. Sytuacja była trudna. Działalności nie zamierzał przerwać, lecz dla kontynuowania walki brakowało środków i wytycznych. Niemniej, gdy ten stan rzeczy począł się przeciągać, „Czesław" postanowił działać samodzielnie.

Podstawą rozdziału żywności w Generalnym Gubernatorstwie był system kartkowy, w którym oczywiście głodowe racje Polaków różniły się ogromnie od znacznie wyższych i urozmaiconych przydziałów dla Volks- i Reichsdeutschów. System ten wykorzystał „Czesław" dla potrzeb swojej sabotażowo-dywersyjnej siatki. W oparciu o rozbudowaną odpowiednio komórkę legalizacyjną podjęto masową produkcję fałszywych Bezugsscheinów oraz niemieckich i polskich kart żywnościowych i odzieżowych. Bardziej skomplikowane prace wykonywano w Warszawie. Następnie, w porozumieniu z pracownikami handlu, pobierano od Niemców towar rozdzielając go między najbardziej potrzebujących żołnierzy oraz rodziny poległych i aresztowanych. Część żywności przesyłano więźniom, część sprzedawano na czarnym rynku uzyskując tym sposobem konieczne do pracy konspiracyjnej środki finansowe. Tą formą sabotażu gospodarczego „Czesław" objął znaczny teren. Produkowane w Krakowie fałszywe karty „für Deutsche" wysyłano do Katowic, Opola, Wrocławia, Wiednia i Berlina.

Do najefektowniejszych w tym zakresie wyczynów należało wykupienie przed Świętami Wielkanocnymi 1942 r. prowiantów przeznaczonych dla Volksdeutschów i Niemców w Krakowie. Podczas Wielkiego Tygodnia ludzie „Czesława" pobrali na fałszywe kartki niemieckie cały zapas mięsa i wędlin. Gdy posiadacze prawdziwych Fleischkart przybyli po należne im przydziały, okazało się, że towaru brak, a o dostarczeniu nowych partii nie ma mowy. Tak wielkich niedoborów nie dało się ukryć. Nastąpiły drobiazgowe kontrole, które nie wykryły jednak, gdzie przepadł towar. Ostatecznie aferą zainteresował się Frank. W rezultacie tego zainteresowania kierujący Ernahrungsamtem Niemiec pomaszerował karnie na front wschodni. Był to dodatkowy efekt akcji „Czesława".

Siatka „Czesława" kontynuując sabotaż i dywersję cichą działała samodzielnie przez kilkanaście miesięcy. Dopiero w drugiej połowie 1942 r., za pośrednictwem „Raka" i „Sylwestra", udało się włączyć ją z powrotem w szeregi ZO.

Do wiosny 1941 r. zapotrzebowanie na naboje termitowe pokrywała produkcja krakowskich tajnych laboratoriów, później, po wsypie, ich działalność uległa znacznemu ograniczeniu. Latem mjr „Olszyna", przy pomocy polskich kolejarzy, zorganizował z centrali w Warszawie dostawę większości materiałów dywersyjnych, które przewożono pod szyldem towarów handlowych[5]. Pilnie potrzebne lub szczególnie ważne środki przewożone były przez „Magdę" i „Krysię". Obie mówiły doskonale po niemiecku, miały dokumenty przynależne Volksdeutschom, podróżowały wagonami „nur für Deutsche". Niejeden więc raz niemieccy oficerowie szarmancko pomagali pięknym dziewczętom nieść ciężkie walizy po brzegi wypełnione spłonkami, zapalnikami[6].

Po napaści hitlerowskiej na Związek Radziecki wzmogła się akcja sabotażowo-dywersyjna przeciw kolejom. Ze wzmożoną siłą atakowano podążające na wschód transporty wojska i materiałów wojennych, podrzucano „termity" z wielogodzinnymi zapalnikami opóźniającymi powodującymi pożar daleko na trasie. W Krakowie specjalizowały się w tej akcji, kierowane przez „Romana", bojówki GL-PPS. Technika podrzucania naboi termitowych była stosunkowo prosta, lecz realizacja takiego zadania łączyła się zawsze z poważnym niebezpieczeństwem. Terenów i obiektów kolejowych, a także i poszczególnych transportów strzegły pilnie liczne posterunki i patrole Bahnschutzu, wojska oraz najrozmaitszej policji.

W rezultacie szczegółowego rozpoznania terenu „Czarny" wybrał dla swojej bojówki miejsce na przerzuconym ponad torami kolejowymi mostku, za boiskiem sportowym, obok kamieniołomów „Liban". Działał z „Arturem", „Zenkiem" i „Tadkiem". Grali w karty siedząc na pobliskiej skarpie. Gdy zbliżał się transport, jeden z nich przechodził mostkiem i upuszczał nieznacznie „termit" na jadący dołem wagon. Stosowali najczęściej 8-godzinne zapalniki opóźniające.

W połowie maja 1942 r. bojówka „Czarnego" spaliła znajdujący się obok ekspedycji ekspresowej na krakowskim dworcu zachodnim, przeznaczony dla niemieckich przesyłek, drewniany magazyn kolejowy. Wybrano pogodę pochmurną. „Czarny" z „Arturem" i „Zenkiem" weszli o zmroku na dworzec. Przebrani w robocze kombinezony nie zwrócili niczyjej uwagi. Drewniany barak stał na betonowej podmurówce. Niespostrzeżenie ulokowali pod podłogą „termit" z zaostrzonym zapalnikiem i wycofali się.

Pożar wybuchł po północy. Zniszczył dużą część baraku powodując przy okazji ogromne zamieszanie. Pracownicy pocztowi i kolejowi do białego dnia zajęci byli ratowaniem przesyłek, z których spora część spłonęła lub uległa zniszczeniu podczas akcji ratowniczej. Mimo śledztwa Niemcy nie odkryli prawdziwej przyczyny pożaru i sądzili, że powstał on w wyniku nieostrożnego zaprószenia ognia.

Wkrótce ten sam zespół otrzymał zadanie podrzucenia ładunku zapalającego do sąsiadujących z więzieniem Montelupich garaży niemieckich przy ulicy Kamiennej. W parterowych barakach bowiem, prócz samochodów, mieściły się warsztaty naprawcze, których spalenie przyniosłoby Niemcom duże straty.

Rozpoznanie wykazało, że teren jest silnie strzeżony. Strażnik więzienny na wieżyczce obserwacyjnej przy narożniku Kamiennej i Montelupich miał doskonały wgląd na wszystkie strony. Od narożnika tego do załomu muru więziennego stały zasieki z drutów kolczastych. Na domiar złego przechodniom zabroniono korzystać z chodnika w miejscu, skąd najłatwiej można by podrzucić ładunek termitowy.

Korzystną okoliczność stanowił ożywiony ruch panujący od wczesnego ranka do późnego popołudnia na postoju wozaków przed towarowym dworcem kolejowym. Niestety, ruch ten zamierał zupełnie wieczorem, a tylko ta pora wcho-dzić mogła w rachubę przy wykonaniu zadania.

Mimo wszystko „Czarny" postanowił akcję wykonać. Szarzało, gdy zbliżali się do ponurego więziennego gmachu. Byli uzbrojeni i gotowi do ewentualnego starcia.

Wysunięty do przodu „Artur" obserwował czujnie reakcję strażnika na wieżyczce. Zadaniem jego było zasygnalizowanie koledze najodpowiedniejszego momentu do podrzucenia naboju. W pewnej odległości za „Arturem" podążał „Czarny" niosąc owinięty w gazetę „termit". Z tyłu szedł ubezpieczający bojówkę „Zenek".

Ulica była prawie pusta. „Artur" dał znak. „Czarny" szybko podszedł w pobliże garażu, rzucił nabój na dach, a potem, bez pośpiechu, wrócił spokojnie na chodnik. Następnie wszyscy spacerem ruszyli w kierunku przystanku tramwajowego na Kleparzu.

Niestety, tym razem wykonane z dużym ryzykiem zadanie bojowe nie przyniosło spodziewanych skutków. Po przepaleniu dachu nabój termitowy nie spadł - jak się tego spodziewano - na któryś z samochodów i nie wywołał pożaru. „Termit" wypalił się doszczętnie na betonowej podłodze powodując jedynie alarm gestapowców i straży pożarnej. W poszukiwaniu sprawców nieudanego podpalenia Niemcy aresztowali kilku wozaków, lecz śledztwo nie wykazało żadnego ich powiązania z próbą podpalenia, więc ostatecznie zostali zwolnieni.

Kolejna łuna oświetliła Kraków nocą 10/11 listopada 1942 r. Tym razem groźny pożar wybuchł w centrum miasta, tuż pod bokiem rezydencji Franka. Płonęły niemieckie garaże z samochodami i materiałami pędnymi zapalone przez bojówkę Gwardii Ludowej.

Nadeszła czwarta, ciężka, okupacyjna zima. Buńczuczni i pewni siebie Niemcy nie zauważali jeszcze symptomów nadchodzącej klęski. Pod koniec grudnia w nocnych lokalach Krakowa panował nastrój godny zbliżających się świąt. Bawiono się znakomicie w „Cafe Cristal" przy Karmelickiej nazwanej teraz „Karmeliterstrasse", „Cafe Bisanz" przy placu Szczepańskim przemianowanym na „Westring", „Cafe Cyganeria" przy Szpitalnej przechrzczonej na „Spitalgasse", ucztowano w „Phonix Bar" na Jana („Johannisgasse"), w „Grand Hotel" przy Sławkowskiej („Hauptstrasse") oraz w wielu innych restauracjach, kawiarniach i barach.

Do najpopularniejszych lokali nocnych należała „Cyganeria". W takt doskonałej, fortepianowej muzyki tańczyli podnieceni alkoholem oficerowie SS, Gestapo, Wehrmachtu, Luftwaffe oraz innych hitlerowskich formacji, tulili się do głęboko wydekoltowanych dam. Rycerze „nowego porządku" szukali odprężenia po trudach mordu i zbrodni. Przyćmione światła i nastrojowe melodie działały kojąco. Romantyczni bandyci bawili się doskonale.

18 grudnia, w lokalu konspiracyjnym PPR przy ulicy Prądnickiej Bocznej, odbyła się odprawa bojowców Gwardii Ludowej. Przewodniczył obwodowy komendant GL „Michał"[7]. Omówiono plan akcji terrorystycznej, której termin wyznaczono na godzinę 19.00, 23 grudnia. Zaplanowano uderzenie granatami ręcznymi na lokale: „Cyganeria", i „Bisanz" oraz kino „Scala". Jednocześnie specjalne zespoły udekorować miały polskimi flagami ulicę Batorego i most Dębnicki, a kwiatami miejsce rozebranego przez Niemców pomnika Grunwaldzkiego i miejsce przysięgi Kościuszki na Rynku. W tym samym terminie nastąpić miał uliczny kolportaż konspiracyjnej prasy PPR.

Do akcji wyznaczono rekrutujący się z getta pluton Żydowskiej Organizacji Bojowej, wojskowo związanej z GL, oraz grupę GL PPR z Grzegórzek. Plutonem ŻOB dowodził „Jakub". Uzgodniono szczegóły akcji, podzielono zadania i nakazano dodatkowe rozpoznanie terenu. Zabezpieczono dostawę potrzebnej broni i sprzętu. Zgodnie z planem granaty nadeszły z Warszawy na skrzynkę kontaktową „Łobzowskiego".

23 grudnia wieczorem „Cyganeria" zapełniła się jak zwykle umundurowanymi gośćmi. O 19.00 panował tam już intymny nastrój. Nagle siedzący w rogu sali właściciel lokalu zobaczył młodego człowieka w jasnym trenczu. Młodzieniec stojąc przy drzwiach rozejrzał się i wyszedł. Chwile później zabrzęczało tłuczone szkło. Salą szarpnął gwałtowny wybuch. Błysk ognia poraził wzrok. Gryzący pył i dym dusił. Słychać było przerażające krzyki i jęki.

Siedzący przy fortepianie pianista Alojzy Kluczniok usłyszał brzęk wybitej szyby, lecz sądził, że to któryś z kelnerów upuścił z rąk tacę. Eksplozja zmiotła Klucznioka w pół taktu... Wraz z dwoma innymi muzykantami uciekł do małego pokoiku za estradą i czekał z niepokojem dalszego biegu wypadków.

Pył opadał. Na ziemi leżeli zabici i ranni... Jakaś Niemka, oficer Luftwaffe i inni. Wśród gruzów, jak opętani, miotali się Niemcy wymachując pistoletami. Pienili się z wściekłości. W jakiś czas potem przywlekli z ulicy młodego człowieka i okrutnie zmasakrowali...

Zespół „Jakuba" bezbłędnie przeprowadził akcję na „Cyganerię" zabijając i raniąc kilku Niemców, a przede wszystkim powodując spodziewany skutek moralny. Nie powiodło się natomiast uderzenie na „Bisanzę". Rzucony granat eksplodował na ulicy odbity od framugi okna, a po natychmiastowym pościgu Niemcy ujęli jednego z uczestników akcji. Nie doszedł także do skutku napad na luno „Scala".

Pełnym powodzeniem uwieńczone zostało działanie patroli składających kwiaty i dekorujących flagami, a także zespołów kolportujących prasę. Przed nadchodzącymi świętami społeczeństwo Krakowa otrzymało nowy zastrzyk otuchy.


Przypisy:

  1. Okręgiem SZP-ZWZ-AK Kraków dowodzili kolejno: pik dypl. Julian Filipowicz „Róg" (X 1939-IV-V 1941), płk dypl. Zygmunt Miłkowski „Wrzos" (VI 1941-XI 1942), płk Józef Spychalski „Luty" (XI 1942-III 1944), ppłk dypl. Wojciech Wajda „Odwet" (p.o. IV-V 1944), pik Edward Godlewski „Garda" (VI 1944- X 1944), płk Przemysław Nakonecznikoff „Kruk II" (X 1944- I 1945). Istnieją kontrowersje co do funkcji pełnionej przez gen. Stanisława Rostworowskiego „Odrę" w okresie poprzedzającym jego aresztowanie. Wydane w 1950 r. przez Instytut Wydawniczy im. gen. Sikorskiego w Londynie Polskie Siły Zbrojne w II wojnie światowej, t. III, Armia Krajowa, na s. 640 informują, że po aresztowanym gen. „Odrze" dowództwo okręgu objął płk Edward Godlewski „Garda". Istnieją też dokumenty z czerwca 1944 r. podpisywane przez płk. „Gardę", jako komendanta Okręgu Kraków. Aresztowanie płka „Gardy" nastąpiło dnia 22 października 1944 r. Gen. Stanisław Rostworowski „Odra" aresztowany został 11 sierpnia 1944 r., a więc mniej więcej w połowie kadencji płka „Gardy". Z publikowanej wypowiedzi pika Zygmunta Wałtera-Jankego. („Życie i Myśl", nr 9, 1969, s. 44-45) wynika, iż gen. „Odra" przebywał w Krakowie w charakterze inspektora Komendy Głównej AK w związku z czynionymi wówczas przygotowaniami powstańczymi. Sądzić zatem należy, że nie był on komendantem Okręgu AK Kraków.
  2. Stanowisko szefa sztabu Okręgu ZWZ-AK Kraków zajmowali kolejno: mjr Władysław Galica „Bródka" (X 1939-IV-V 1941), ppłk dypl. dr Kazimierz Putek „Gama" (VIII 1941-V-VI 1943), ppłk Jan Lasota „Przyzba" (V-VI 1943-I1945).
  3. ZO-Kedywem na szczeblu Komendy Okręgu ZWZ-AK Kraków dowodzili kolejno: mjr Władysław Karaś „Pankracy" (od wiosny do późnej jesieni 1940), Stanisław Kamiński „Dyrektor" (od późnej jesieni 1940 do stycznia lub lutego 1941), mjr dr Władysław Cyga „Kozak" (I-II 1941-9 IV1941), mjr dypl. Stefan Rychter „Brożyna" (VIII 1941-IV-V 1942), ppłk Stefan Dul „Olszyna" (IV-V1942-I1943), płk dr Stefan Tarnowski „Jarema" (od stycznia 1943 do maja 1944), mjr Jan Pańczakiewicz „Skała" (od maja 1944 do stycznia 1945).
  4. W podobnej sytuacji znalazła się siatka sabotażowo-dywersyjna dowodzona przez por. Jana Pańczakiewicza „Sylwestra", która działała we wschodniej części ówczesnego dystryktu krakowskiego, tj. na terenach przedwojennego COP-u.
  5. Na przełomie marca i kwietnia 1942 r. mjr dypl. Stefan Rychter „Brożyna" odszedł na stanowisko szefa sztabu „Wachlarza". Stanowisko szefa ZO Okręgu Kraków zajął wówczas dotychczasowy zastępca, mjr Stefan Dul „Olszyna".
  6. Danuta Mosiewicz-Mikuszowa „Magda" aresztowana została przez Gestapo w Warszawie w dniu 8 lutego 1943 r. podczas jednego z wyjazdów kurierskich. Jej postawie w śledztwie zawdzięczać należy, że wpadka nie pociągnęła za sobą większej wsypy.
  7. Kolejnymi dowódcami Krakowskiego Obwodu IV Gwardii Ludowej, a potem Armii Ludowej byli: Roman Śliwa „Weber", Antoni Grabowski „Włoch", Bolesław Kowalski „Zygmunt", Stanisław Szybisty „Stefan", Franciszek Księżarczyk „Michał", Bronisław Pawlik „Bronek".

Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi