Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Stanisław M. Jankowski, Wojna na Placu Kossaka. Pomnik stanie u zbiegu ulic Zwierzynieckiej i Powiśle


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Echo Krakowa, 14-15.08.1992



Przed dwudziestu laty Józef Baster, w czasie okupacji jako „Rak” uczestniczący m.in. w zorganizowaniu zamachu na sekretarza stanu w rządzie GG - Wilhelma Koppe opowiadał mi o swoich staraniach, aby miejsce akcji, a szczególnie poległych w parę godzin później jej uczestników upamiętnić tablicą. Próbował to zrobić jeszcze w czasach stalinowskich, ale urzędnicy skutecznie przepędzili natręta, który o akowcach, wszystko jedno: żywych czy poległych, ma zamiar wspominać. Przecież dopiero co zniknęły z krakowskich ulic wieszane i tutaj plakaty o treści: „Pod sąd skrytobójców z AK i NSZ - pomocników Hitlera” żołnierze AK siedzieli w więzieniach oraz łagrach a w prasie i podręcznikach historii skutecznie starano się ich dezawuować.

Nie inaczej było nawet po październikowej „odwilży” w 1956. Baster znowu dreptał od urzędu do związku kombatanckiego pomysł niby chwalono, ale skoro z akcją nie miała nic wspólnego Gwardia ani Armia Ludowa - na chwaleniu inicjatywy rzecz się skończyła. Nie wybito tego pomysłu z głowy kapitanowi „Rakowi”, bo stale doń wracał, przy rozmaitych zresztą okazjach i - co ważniejsze - znalazł wreszcie sojuszników wśród kolegów w Związku Inwalidów Wojennych.

Jest sierpień 1981, czas „Solidarności” i strajków także w obronie wolności słowa. Wiadomo, że pomysł kapitana „Raka” ma szansę realizacji, o czym zdążyło poinformować „Echo Krakowa” a każdy, kogo temat interesuje, może obejrzeć siedem różnych wersji „Pomnika Czynu Zbrojnego”, przygotowanych - oczywiście bezpłatnie - przez Wiktora Pawlikowskiego. Jeden z tych szkiców i informację o zbiórce funduszy Stanisław Dabrowa-Kostka zdążył przynieść do „Echa” a w Instytucie Zootechniki właśnie zebrano 1080 zł. jedną z pierwszych wpłat, jakie napływają na specjalnie utworzone konto.

Sierpień, rok 1984. Nie ma już wśród żywych autora projektu, zdążyła rozpocząć się i skończyć „wojna jaruzelsko-polska”

Nowy pomnik naszkicował Antoni Hajdecki, jest coraz więcej pieniędzy, ale pojawiły się czarne chmury. Magistrat forsę obiecuje, ale działania przypominają kij z marchewką... i tak już będzie przez kilka lat.

- Kotwią na pomniku? słuchali pomysłodawcy zastrzeżenia politycznego. - Wykorzystuje ją KPN więc gdyby znalazła się na pomniku, to ich wesprzemy. Że już Szare Szeregi? Ale mamy inne czasy....

- Na Placu Kossaka nie można nic stawiać, bo będziemy zmieniać tam cały układ komunikacyjny - to kontra niby zatroskanych inżynierów, chociaż nikt nie ma wątpliwości, o co chodzi.

- Na Wale Wiślanym pomnik? Historia by nam tego nie wybaczyła. Tam nic stawiać nie wolno, podobnie jak na Błoniach - pojawia się argument historyczny wraz z informacją, że ,,od wieków radni zobowiązani są do ochrony wałów przed apetytami rozmaitych inicjatorów zabudowy.

- Nie na Wałach Wiślanych tylko obok. Och, tam jest szalet i nie można pomnikowi takiego fundować sąsiedztwa – swoje trzy grosze dokładają esteci.

- Wznoszenie pomnika w miejscu, w którym jakaś kobieta podobno widziała Matkę Boską oznaczą wspieranie podobnych „widzeń” - wtrącają obrońcy materializmu....

W sukurs materialistom przychodzi „Tygodnik Powszechny”. „Jeszcze jeden?”- dziwi się autorka felietoniku „Widziane z domu” – „Oczyma wyobraźni widzę już jeden z najpiękniejszych krajobrazów zabytkowego miasta przecięty i rozbity tym gigantem, natrętnym, ostentacyjnym, krzykliwym – jakby ktoś dawne sprzed pokolenia zasługi obwieszczał trąbami i biciem w kotły. W wyobraźni słyszę również pytania gości ze świata: a podobno macie kryzys i brak wam funduszy na lecznictwo, ochronę środowiska i przemysł, co sie sypie...”.

Lepszego sojusznika komunistyczni decydenci nie mogli sobie wymarzyć. Cóż z tego, że jest projekt, lokalizacja i sporo pieniędzy? Magistrat powinien ingerować, gdy opiniotwórczy tygodnik przypomina o „krzykliwości” i obowiązku ratowania przemysłu.

Z Wawelu, dzieci staraniom innych „życzliwych”, dochodzi też glos zdumienia, że „pomnik mógłby zasłonić cały obiekt”. Prezydent Tadeusz Salwa kiedyś dał forsę, i zgodę na lokalizacje, ale - zapewne w obronie Wawelu - zamienia się w Rejtana.

Nie miejmy złudzeń, o co chodzi; mogą go przecież pewnego dnia rozliczyć, że zgodził się na propagowanie kotwicy i Polski Walczącej, a rozliczający nie mają wątpliwości, o jaką Polskę i z kim Walczącą chodzi.

Jest kilka metod, skutecznych w pierwszej fazie sporu z kombatantami, zdecydowanymi mieć pomnik. Jedna to ich skłócić, jak to zrobiono w stolicy, w czasie dyskusji nad lokalizacja i wyglądem Pomnika Powstania Warszawskiego. Równie skuteczne wydaje się przeciąganie sprawy, w nadziei, że uda się „tę żabę” podrzucić następcy. I niech on się przed centralą (czytaj: Generałem) – tłumaczy.

Z lamusa skojarzeń wywleczono nowe uwagi:

- Akcja na Placu Kossaka nie była udana. Koppe przeżył, więc jakże tu stawiać pomnik?

- Owi uczestnicy - „ nieudacznicy” mają pomnik w miejscowości Udórz, gdzie dopadł ich pościg!

- W Warszawie zastrzelono generała Kutscherę i miejsce zamachu upamiętniono „tylko” głazem, więc jakże pomnik stawiać „nieudacznikom” pod Wawelem?

- Szkoła byłaby lepszym pomnikiem. W ostateczności – juz tylko tablica pamiątkowa, co znacznie obniży koszty przedsięwzięcia.

Po tych argumentach, mając za sobą wsparcie władz ZBoWiD-u a także Rady Ochrony Miejsc Pamięci Walki i Męczeństwa, można z powodzeniem cofnąć lokalizację. Po sześciu latach starań, w momencie gotowego projektu, a nawet makiety, w chwili, gdy inwestor jest zdecydowany działać - można pochwalić się storpedowaniem „Polski Walczącej”. Aby całkiem jednak kombatantom nie podpaść Magistrat sugeruje znalezienie przez nich innej lokalizacji. Może się zmęczą, w końcu to ludzie starsi wiekiem, schorowani... Może właściwie zrozumieją rękę władzy, zgiętą w tzw. geście Kozakiewicza ale oczywiście pomnikowym natrętom nie pokazywaną? Ach, gdybyż chcieli być domyślni..

Są domyślni aż za bardzo i... nie zamierzają ustąpić. Kiedyś mieli za przeciwników gestapowców, enkawudzistów, a później ubowców. Po takiej zaprawie, nawet schorowani, sterani, upodlani tą przepychanką - nie zamierzają ustąpić.

- Nie zgadzam się na pomnik tam, gdzie będą nań sikały tylko bezdomne psy - mówi Stanisław Dąbrowa-Kostka w audycji radiowej, poświeconej historii starań o pomnik. Poczekamy, aż się w Krakowie zmieni władza...

W zamian za lokalizację w rejonie parkowym osiedla XXX-lecia (chyba tylko po to, aby Magistrat zdenerwować) kombatanci proponują okolice Filharmonii, m. in. plac przed kościołem Franciszkanów. Odpowiedzią jest pomysł z budową obok „Forum” i nic ma wtedy argumentu, że zasłonięty będzie Wawel. Jest za to „marchewka” czyli 40 milionów złotówek. Byle pomysł kupili, bo wtedy trzeba będzie robić - ekspertyzy, uzgodnienia, nowe projekty lub konkurs - i czas jakoś zleci.

Tym razem prezydent trafia na lepszych w „kupowaniu”. Biorą pieniądze na konto, niby to cieszą się z lokalizacji, ale - swoimi kanałami - tak załatwiają sprawę, że służby komunalne teren przy „Forum” z przyczyn techniczno-wodnych uznają za niewłaściwy. Prezydent nie zdąży już im „marchewki” odebrać, bowiem odebrano mu władzę. wpisując do historii jako ostatnią salwę komunistycznego Krakowa...

***

Nic bardziej błędnego niż wiara w to, że zmiany w Kraju (oraz w krakowskim Magistracie) pomogą w postawieniu pomnika. W sierpniu 1990 r. ponownie zapada decyzja o lokalizacji w rejonie Placu Kossaka, ale łączy się to z sugestią zmiany autora projektu. Nowy projekt, o wiele „lżejszy” od poprzedniego, przygotowuje profesor Bronisław Chromy, wzo-rem Wiktora Pawlikowskiego, odmawiający za pracę pieniędzy. Wykonany już „orzeł” zostaje zamieniony na jakże potrzebną miedź ale ponownie trzeba ubierać pieniądze, bo inflacja wyprzedziła realizację. Zaczynają się też pytania z innej - powiedzmy - beczki:

- Dlaczego „Polski Walczącej” a nie Armii Krajowej?

- A może by w innym miejscu, na przykład na Placu Inwalidów, w miejscu nie istniejącego „komina wdzięczności".

- Przecież nie można zasłaniać Wawelu!

- Jest już tablica, upamiętniająca akcję na Koppego, jest inna przypominająca zamach na Krügera, więc jeszcze pomnik? Nie szkoda pieniędzy?

W Magistracie, w czasie sesji - znanym zwyczajem - zaczynają się głosowania nad tym, czy głosować nad funduszami na Pomnik.

„Przekazanie kadłuba Lenina lub pieniędzy, uzyskanych ze sprzedaży tej figury na Pomnik Czynu Zbrojnego Żołnierzy Polski Walczącej to akt sprawiedliwości historycznej. Symbol nienawiści do wszystkiego, co zmierzało ku niepodległej i suwerennej Polsce, przetopiony zostanie na monument poświęcony pamięci żołnierzy Niepodległości. Nie jest to żadna, darowizna lecz przekazanie usuniętego „Lenina”, stanowiącego własność miasta, celem odlania z odzyskanego brązu Pomnika, który też będzie własnością miasta” - słyszą radni podczas sesji.

I większość głosuje „za": może nie tylko dlatego, że rozdano im parę minut wcześniej foldery z fotografią pomnika?

Może zdopingowały ich w tym przemówieniu słowa:

„Rada Miasta ma niepowtarzalną okazję uczynienia gestu, który zapisany zostanie pięknie w historii Krokową i niech skorzysta z tej okazji...".

***

Jest znowu sierpień, który tak uparcie wraca w tej opowieści o ludziach upartych. Nie pytam o to, co byłoby, gdyby kiedyś Lenin nie przyjechał do Krakowa, a później twórca pomnika, Marian Konieczny, nie postanowił uwiecznić sowieckiego przywódcy na cokole w nowohuckiej Alei Róż. Nie zastanawiam się, jak potoczyłyby się losy „Polski Walczącej”, gdyby dzieło Koniecznego nie zbrzydło Polakom, obronione zostało przez zomowców (pamiętacie, jak o „wodza” walczyli?) - i nie pojechało do Szwecji w zamian za przeszło dwieście milionów złotówek

Siedzimy na ławce nad Wisłą. Za kilka dni u zbiegu ulic Zwierzynieckiej i Powiśla stanie tak przez wielu nie chciany, a-przez innych oczekiwany pomnik dla tych, którzy o Polskę walczyli na wszystkich frontach II wojny lub byli wówczas i później prześladowani. Zbliża się godzina 23, kończy piąty dzień sierpnia.

- Czy pan uwierzy, że równe 49 lat temu byliśmy już pod więzieniem w Jaśle – przypomina sobie nagle Stanisław Kostka, w tamtej jasielskiej akcji „Dąbrowa”. - Wiąże mi się to wszystko w jedną całość...

- Właśnie pod pomnikiem?

- Nie tylko dlatego - odpowiada człowiek, który za akcję w Jaśle dostał Virtuti Militari. - W 1943 roku dałem słowo Jankowi Strahlowi - „Rzewnemu”, że jakby wpadł, to go z kryminału wyciągnę, Uwolniliśmy jego oraz ponad setkę innych więźniów, bo słowa trzeba dotrzymywać. A parę lat temu, jak żył jeszcze Józef Baster, to dałem mu oficerskie słowo honoru, że na placu Kossaka stanie pomnik. Mnie uczono, że nie rzuca się słów na wiat. 17 sierpnia o siedemnastej, po mszy świętej w Bazylice Najświętszej Marii Panny, przychodzimy więc nad Wisłę, żeby odsłonięciem Pomnika zakończyć ponad 10 letnią wojnę...


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi