Władysław Dudek - "Lenard"
Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK
Myślę, że poezją w krakowskim „Kedywie” i jego Oddziałach Partyzanckich: „Błyskawica”, „Grom”, „Skok” i „Huragan” parało się jeszcze wiele autorów. Strofy ich mają do dziś sekretny, intymny charakter i zawierzone zostały własnej pamięci lub własnym zapiskom ich autorów. A może szkoda? Może warto byłoby wzbogacić nimi pamięć owych bohaterskich, pełnych patosu, mocnych wrażeń, cierpień i wzruszeń okupacyjnych dni, miesięcy i lat?
Na dowód, że kontakty z muzami miewali również mało uduchowieni żołnierze leśnych oddziałów. przytoczę własny utwór, który wprawdzie powstał dwa lata po wojnie, ale nawiązuje do wojennych wydarzeń.
Przyznam się od razu, że napisałem i inny w czasie pobytu w Baonie „SKAŁA”. Pomyślany on był jako epitafium poświęcone 20- letniej sanitariuszce Baonu Klementynie Zienkiewicz, ps. „Fiołek” zamordowanej przez hitlerowskich żandarmów (wraz z siedmioma innymi partyzantami) w dniu 4 listopada 1944 roku we wsi Pieczonogi w Miechowskiem.
Wiersz ten zaginął mi gdzieś po wojnie a z pamięci nie potrafię go odtworzyć. Ten drugi napisałem jak się już rzekło po wojnie. Niech mi wybaczą muzy ten uczynek. Pewną zaprawę w rymowaniu uzyskałem już w pierwszych latach wojennych. W Święta Bożego Narodzenia 1940 roku zorganizowałem w Wieliczce zespół kolędników z szopką jasełkową. Chodziliśmy z nią głównie do domów, w których mieszkały znajome nam dziewczyny. Teksty wielickich przyśpiewek szopkowych uznałem w niektórych fragmentach za zbyt proste, banalne lub nawet czasem niewybredne i postanowiłem je uzupełnić własną twórczością literacką. Napisałem kilka wierszowanych, okolicznościowych przyśpiewek szopkowych, dopasowanych do składu osób mieszkających w odwiedzanych po kolędzie domach. Fragmenty tej twórczości opublikowałem w „Wiadomościach Wielickich” (nr 31/ 1993).
Utwór, który tu podaję, powstał w roku 1946. Przyjechałem wtedy z Politechniki Śląskiej w Gliwicach, w której studiowałem - na kilka dni do Wieliczki i wtedy właśnie, któraś z krakowskich gazet poczęstowała byłych akowców wiązanką epitetów, których nie mogłem strawić. Chyba w zasadzie jedynej, dostępniej dla mnie kontrakcji napisałem te strofy:
DZIECI - ŻOŁNIERZE AK
Gdy iść im przyszło w lasy
Nie pytali po co?
Setki ich, dzieci jeszcze
Odeszło z gniazd swych nocą.
Sił brakowało nieraz
Albo czasu nie stało
By drżące usta matki
Szepnęły - wróć! wróć cało!
I przyszedł okres żniwa
W serach im ogień tlił
Dzieci - żołnierze bronić
Matek i ojców szli.
Mścić krew, rany i zbrodnie
Honoru bronić ziemi
Śladami ich szedł trud
Żołnierska śmierć szła z niemi.
A kiedy życie przyszło dać
Krew stracić, zyskać blizny
Nie pytał wtedy żaden z nich
O kolor swej ojczyzny.
Synom poległym i żywym
Hołd składa lud wyzwolony
Tym co wysoko wznieśli
Sztandar biało - czerwony.