Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi

Zbigniew Gawlik, Niezatarte piętno... (Refleksje partyzanta OP „Grom” i Baonu „Skała” AK)


Z Pamięci konspiratorów krakowskiego Kedywu AK

Zbigniew Gawlik ps. "Żmija"
[w:] Wojenne i powojenne wspomnienia żołnierzy Kedywu i Baonu Partyzanckiego „Skała”, Tom I, Wyd. Skała, 1991



Po promocji, na zakończenie kursu Podchorążych Rezerwy 23 DP w Katowicach, w maju 1939 roku - jako kapral podchorąży, otrzymałem przydział do kompanii ppanc. w 73 Pp., który w tym czasie stacjonował na ćwiczeniach pod Mikołowem. Wybuch wojny, 1 września 1939 r., przedłużył automatycznie okres czynnej służby wojskowej, którą zakończyła dopiero kapitulacja Armii „Kraków” pod Tomaszowem Lubelskim, 20 września.

Po złożeniu broni, Niemcy zapewniali, że polscy żołnierze mogą udać się do swoich domów, ale zgromadzonych na obszernym polu otoczyli stanowiskami karabinów maszynowych i przeprowadzili ewidencję z uwzględnieniem miejsca zamieszkania. Podałem zmyślone dane, postanowiłem przy nadarzającej się okazji wyrwać z rąk Niemców. Pod pozorem zdobycia drzewa na ognisko – wraz z pięcioma innymi „ochotnikami” – wymknąłem się z pierścienia i wróciłem do Krakowa.

Nic nie wskazywało na to, że danym mi będzie znowu wrócić do czynnej walki z niemieckim okupantem, ponieważ podjąłem pracę w zawodzie fotograficznym, nie angażując się w podziemną działalność. Zupełnym zaskoczeniem przeto była dla mnie noc, 13 sierpnia 1942 roku, kiedy około godz. 23.00, do mieszkania, które zajmowałem z rodzicami i trzema braćmi, wtargnęło gestapo aresztując rodziców i młodszego brata. Okazało się bowiem, że w ścisłej tajemnicy przede mną, rodzice i brat należeli do tajnej organizacji. Do wpadki doszło - jak się później dowiedziałem - w ten sposób, że łącznicy tej organizacji zostali aresztowani przez gestapo w pociągu, na trasie Warszawa-Kraków i znaleziono przy nich niezaszyfrowane adresy, między innymi i moich rodziców. Ten fakt diametralnie zmienił moje dalsze losy.

Nawiązałem kontakt z organizacją, która wówczas nosiła nazwę ZWZ. Po złożeniu przysięgi, na wałach Wisły (koło klasztoru Norbertanek), otrzymałem zadanie prowadzenia szkolenia w ramach konspiracyjnego kursu podchorążych. Wśród kursantów znaleźli się dwaj późniejsi partyzanci „Gromu”: „Zbójnik” i „Błysk”.

Od czasu aresztowania nie mieszkałem, oczywiście, w domu, lecz z chwilą wyczerpania możliwości gościnnych melin w Krakowie, przez „Omę” nawiązałem kontakt z „Wąsaczem”, który na dzień 18 stycznia 1944 roku ustalił termin opuszczenia Krakowa grupy spalonych dywersantów AK pod moim dowództwem.

I taki był początek OP „Grom”. Nie zamierzam powtarzać historii tego Oddziału, pragnę jedynie w tym, moim wspomnieniu zaznaczyć, że „pójście do lasu” stanowiło dla mnie wymarzoną okazję do pomszczenia losu rodziców i brata, a zwłaszcza mojej matki, które zginęła w oświęcimskim obozie. Konkretnie zrealizowałem ten rozrachunek w akcji pod Sielcem, 26 lipca 1944 roku.

Przeżycia w „Gromie” i później w Baonie „Skała” pogłębiły we mnie nieufność wobec narzuconej władzy i dlatego, po zakończeniu działań wojennych, nie ujawniłem mojej konspiracyjnej działalności i nadal czułem się jak partyzant, to znaczy z rezerwą, ostrożnie traktowałem otoczenie, a szczególnie w kontaktach z przedstawicielami władzy. Prawidłowość mego nastawienia i postępowania potwierdziły losy wielu Akowców, którzy lojalnie podporządkowali się zarządzeniom władz po, t.zw. – „wyzwoleniu”. Wielu cierpiało w więzieniach, było nieludzko męczonych przez znienawidzonych „uboli” lub padło ofiarą okrutnych wyroków wymiaru „pseudo – sprawiedliwości”.

Natomiast pobyt i przeżycia w partyzanckich oddziałach „Skały” pozostawiły we mnie niezatarte przekonanie, że dobrze się stało, że kawał życia spędziłem godnie, wśród wartościowych młodych, wówczas, kolegów, zdolnych do bezgranicznego poświęcenia w walce z wrogiem. Siła tych przeżyć scementowała wzajemne sympatie koleżeńskie, które przetrwały bez mała pół wieku.

Dlatego obecnie liczymy czas od piątku do piątku, każdego tygodnia, kiedy to w ścisłym gronie „starej wiary” możemy wymienić zarówno wspomnienia, jak i dzielić aktualne koleje losu.

Oficjalną formą utrzymywania kontaktów wszystkich, dotychczas żyjących, „Skałowców” są doroczne zjazdy, spotkania przy „opłatku” i „jajku” partyzanckim.


Skocz do: Strona główna Czytelnia Osoby Szare Szeregi